Monthly Archives: sierpień 2021
Pewnego słonecznego dnia zmęczony, przygodami pielgrzym udał się do świątyni Ahn’bysa. Znał to miejsce doskonale, bywał tutaj wiele razy. Uklęknął w swojej ulubionej części świątyni, na swoim ulubionym dywaniku. Tym razem jego modlitwa była wyjątkowo żarliwa i szczera.
Witaj Ahn’bysie!
Nie gniewaj się na mnie, wiem, że nie byłem prawdziwym rycerzem.
I nigdy nie będę.
Ale chciałbym, abyś zesłał mi swoja łaskę, to mi pomoże i będę silniejszy.
Więc proponuję, żebyś nie był psem ogrodnika i dał mi trochę swojej mocy, skoro sam i tak jej nie używasz
tylko chowasz się, tu, w tej świątyni i masz nas, zwykłych ludzi, w nosie.
Wyznawca wziął głęboki oddech, starając się opanować narastające emocje.
Stworzyłeś, ale się nie opiekujesz.
Nie ukrywam, mam pewien żal o to, bo nie tak postępuje miły bóg.
Miły bóg raczej by się nieco opiekował i troszczył o swoje dzieło stworzenia, a ty?
Jak wyrodny ojciec, który porzuca swoje dzieci.
Niczym więcej nie jesteś, boska poczwaro!
Nie mniej dziękuję, ze spoglądasz na mnie łaskawiej to wiele dla mnie znaczy naprawdę.
Pielgrzym spojrzał po chwili na krzyż Ahn’bysa jakby oczekiwał jakiegokolwiek znaku, a jego oblicze ponownie spochmurniało.
„Szczerze? Mam trochę już tego dosyć.
Jesteś leniwym chłystkiem, który tak właściwie nie powinien nazywać się bogiem.
Czy kiedykolwiek wstawiłeś sie za kimś?
Byłeś czymkolwiek więcej niż tylko magicznym powiewem?”
Niestety, kolejny raz odpowiedziała mu cisza i zrezygnowany opuścił świątynie, zapomniał jednak, iż miłosierny Ahn’bys zawsze czuwa nad swoimi umiłowanymi dziećmi.
I było tak również tym razem.
Dzisiejszy wieczór w karczmie Vesper zapowiadał się wyjątkowo atrakcyjnie. Panował tu nietypowy dla tego miejsca tłok, a szynkarz ledwo nadążał napełniać kufelek za kufelkiem.
W centrum uwagi był nieco podstarzały morski kupiec. Jego bogato zdobiony, zawadiacki strój, poszczerbiony kordelas z pięknym klejnotem w głowni i mała biała małpka na ramieniu wskazywały na to, iż z pewnością widział więcej niż tylko jeden port.
Po głębokim łyku taniego trunku, ponownie zaczął przemawiać do zaciekawionej gawiedzi.
– Panoćki i panienki! To wszyćko prawda! Widziałem grupę olbrzymich okrętów ze smoczymi głowami, a załogę stanowiły niskie, krępe ludziki! *hic* Nadciąga inwazja! Powiadam Wam, jeszcze będziemy się z nimi tłuc o nasze ziemie i nawet stary British tu nic nie zdziała!
Z sali odpowiedziały pomruki i okrzyki niezadowolenia stałych bywalców.
– Stary za dużo wypił!
– Taaaa, a ja jestem wnukiem Lorda Blackthorna!
– Człowiek przyszedł po robocie na piwo, a tu gadają jakieś…
Mimo to, pojawiało się coraz więcej osób z przyjemnością słuchających kolejnych morskich opowieści starego człowieka.
W zacienionym pokoju panował zaduch – co prawda, był środek zimy, lecz szerokie, zamkowe mury, szczelnie zamknięte okna i grube zasłony skutecznie izolowały ciepło. Porozstawiane po całym pomieszczeniu regały zdecydowanie utrudniały przepływ powietrza, już i tak wypełnionego dymem palonych świec. Sprawę pogarszał drażniący zapach starości przemieszanej z wonią ziół i siarki, którym przesiąkały wszystkie przedmioty w tym, jak się zdaje, składziku.
Przy obecnym tam stoliku siedziało czworo staruszków: trzech profesorów oraz jej ekscelencja rektor Brytańskiej Akademii Zamkowej. Nietypowe wybrali sobie lokum na naradę, ale też ichni dylemat był niezwykły, a do tego objęty ścisłą tajemnicą. Spotkanie w regularnej sali konferencyjnej groziło tym, że ktoś podsłucha ich rozmowę.
Continue reading– Panowie, sytuacja nie jest zła, ale ciężko powiedzieć by była bliska ideału – mówiąc to, alchemik pokręcił wąsem. – 400 stóp niżej była geotermalna kieszeń wypełniona wodą, której wrzeniu zapobiegało jedynie ciśnienie – to nie było tajemnicą. Ale z moich obserwacji wynika, że gdzieś w jednej trzeciej drogi między nią a kopalnią była jaskinia – przypuszczam, że ciepła na tyle, by rozwinęły się tam porosty, a być może i grzyby...
– I podłoga tej jaskini zawaliła się, a szybko parująca woda dokończyła roboty. Wszystko przez tych dziadów z Brytanii. Wpadają tu jak do siebie, walą tymi eksplozjami jak u siebie w stodole! – wtrąciła strażniczka, ale uczony ręką dał jej znać by zamilkła.
– To mogła być jedna z przyczyn. Prawdą jednak jest, że opary wydobywające się ze szczelin faktycznie są silnie halucynogenne. Wygląda na to, że geotermalna kieszeń działa jak gigantyczny kociołek alchemiczny, a nawet gorzej – alembik, gdzie skoncentrowane opary skraplają się na stropie kopalni tworząc wyjątkowo silny destylat!
Prace w kopalni Minoc spowolniły – ulatniający się gaz, zdecydowanie nie przyczynia się do sprawnej i bezpiecznej pracy. Mieszkańcy miasta zaczynają się skarżyć na słabość oraz częste migreny.
Na domiar złego, po całej Sosarii rozniosły się plotki, jakoby wdychanie tych oparów miało zbliżać ludzi ku bogom, co z kolei sprawiło, że do miasta ściągnęła chmara ludzi, nie mających nic lepszego do roboty. Straż miejsca wydała również oświadczenie, że żaden z oficjeli nie pobiera opłat za możliwość skorzystania z „prozdrowotnych inhalacji”, a wszelkie tego typu procedery są zwykłą próbą wyłudzenia pieniędzy.