– I tak skończył próżny człek, który sam siebie tytułował Największym. – Staruszka skończyła snuć opowieść, a dzieci, które siedziały wokół niej, jakby wybudziły się z transu.
– Jeeeej… Babciu, czy to wydarzyło się naprawdę? – spytała dziewczynka, bawiąc się warkoczykami.
– Zjadła go jego własna chimera! Babciu, czy mogę mieć chimerę? Chociaż taką malutką!
– Babciu! Babciu! Opowiedz coś jeszcze – zapiszczał najmłodszy chłopiec.
– Taaaaak, opowiedz, opowiedz – zawtórowały mu inne dziatki.
Stara kobieta o bardzo serdecznej twarzy i siwiuteńkich włosach, upiętych w kok, sięgnęła po drwa i dorzuciła je do kominka. Ogień zaczął łapczywie nadgryzać je płomieniami, niczym pies, któremu rzucono kość. Po chwili w izbie zrobiło się nieco jaśniej.
– Tę historię opowiedziała mi moja babcia, gdy ja sama byłam jeszcze dzieckiem. Wydarzyło się to wiele, wiele lat temu, gdy kontynent wyglądał inaczej. Tam, gdzie dziś jest wielka pustynia, znajdowały się bagna – a nasza stolica była małą, uroczą osadą. Świat rozdzierała wtedy wojna. Ale nie była to zwykła wojna, o jakiej myślicie. Była to Wojna Bogów – starowinka splotła sękate palce obu dłoni, wpatrując się w drgające płomienie.
 – Zaczęła się gwałtownie i niespodziewanie – cichym głosem ciągnęła dalej – Do części bogów, którzy wtedy istnieli, modlimy się do dziś. Jednak pozostali zginęli z rąk innych bogów, a nawet śmiertelników. – Dzieci wpatrywały się w babcię, jakby ona sama była dla nich boginią. Na ich twarzach widać było zmieniające się emocje, jednak żadne z nich nie odezwało się nawet słówkiem. Gdy babcia bajała, wszyscy słuchali.

– Podobno wojnę rozpoczął podstępny Morkar. Strącił on bogów do naszego świata i uczynił ich śmiertelnymi za pomocą potężnego artefaktu. Tak straszliwy czyn wpłynął zarówno na bóstwa, jak i na śmiertelników. Niektórzy widzieli w tym próbę swej wiary, a inni okazję do zdobycia władzy lub bogactwa. Mijały lata, a wojna trwała. Niektórym bogom udało się powrócić do swych domen – oczywiście nie bez pomocy dzielnych bohaterów. Jednak tak jak dobrych bogów wspierali właśnie bohaterowie, tak źli mieli na swych usługach demony, morderców, czarnoksiężników i inne plugastwa. Także i tamci robili co mogli, by to ich bogowie zyskali na sile. Z biegiem czasu walki traciły na gwałtowności – zapał wiernych gasł, chęci zwolenników malały, a coraz bardziej osamotnieni i osłabieni bogowie bez skutku szukali wsparcia wśród śmiertelników. I tak bogowie – niegdyś pełni mocy, jaką dawali im kapłani i wierzący – tułali się po świecie. Żaden nie mógł zdobyć przewagi nad swoim rywalem – babcia zawiesiła na chwilę głos, poprawiając się z westchnieniem na siedzisku.
 – Nie ma niczego gorszego, moje dzieci, niż samotność. Samotność, która nie jest wyborem, lecz zostaje nam narzucona przez okrutny los. Taka samotność jest klątwą – babcia lekko westchnęła, spojrzała w ogień – Ale wtedy stało się coś, co na zawsze odmieniło oblicze świata. Wielki Ojciec Ahn’bys, który dotąd z obojętnością patrzył na zmagania, przemówił: „Dość już tego. Wystarczająco dużo krwi i łez popłynęło podczas tej wojny”. Postanowił tym samym ściągnąć pomniejszych bogów do swych domen. Niektórzy się opierali, a moc artefaktu wciąż była wielka. Nie mogła się jednak równać z potęgą Ahn’bysa.
  – Mędrcy powiadają, że każda akcja wywołuje reakcję. Tak było i tym razem. Dwie potęgi starły się, niczym dwa wielkie głazy. I chociaż Ahn’bys przywołał bóstwa z powrotem, to zderzenie tych sił było tak wielkie, że świat zmienił się nie do poznania. Nastały trzęsienia ziemi i huragany. Rzeki występowały z koryt, wulkany eksplodowały. Pustynie zmieniały się w morza, a doliny w góry. Noce i dnie potrafiły trwać kilka minut lub kilka tygodni. A potem… – Babcia urwała nagle, a na jej pomarszczonej twarzy pojawił się smutny uśmiech.
– Babciu, babciu, no co potem?
– Co się stało, babciu, opowiedz!
– Babciu, prosimy!
– A potem, moje dzieci,zaczęło dziać się naprawdę wiele…

Mart