Kamienny zamek a zarazem kopalnia, od dawna rezydencja krasnoludów, słynęła z bogactw takich jak złoto czy najlepsze rudy rzemieślnicze.
Nie da się zapomnieć atmosfery która tam panowała, huczne biesiady, kegi najlepszego miodu oraz przechwałki który to z nich był na najniebezpieczniejszej wyprawie. Piękne czasy dla wędrowców jak i dla handlowców, którzy wypełniali swymi dobrami większość straganów. Jeśli chciałeś coś dostać, kupiec to na pewno miał, jak nie on to jego znajomy, jeśli nie jego znajomy, to na pewno znajomy znajomego.
Jednak lata świetności minęły, populacja się zmniejszała, komnaty zaczęły pustoszeć. Miejsca w których płynął niczym strumień dobry żart niewielkich postaci, życzliwość, a często pełny kufel piwa, teraz wypełniło echo kapiącej wody. Mimo że krzesła miały krótkie nogi, niektóre z nich były poprzewracane.
Tętniące życiem targi kupców z całego świata zostawiły po sobie jedynie stare sękate baryłki. Część zamku przestała być nawet odwiedzana przez straż, która
i tak wolała zająć się swymi zapasami spiżarni niż kontrolowaniem warstw kurzu.
Zapewne właśnie takie niedopatrzenia złożyły się na to, że pewnego dnia, doczekali się w końcu przybyszy. Nie raz były donosy że to kowal ubił gargulca który się panoszył po korytarzu, czy aptekarz rzucił zatruty kawałek mięsa harpii. Strzegąca wejść straż zaniedbała swe obowiązki, samych siebie, bezpieczeństwo mieszkańców którzy mimowolnie zostali.
To było jak grom z nieba. Jakby zaplanowane wcześniej natarcie. W pierw przez główne ogromne drzwi przedarł się kamienny golem który jednym uderzeniem powalił dwóch strażników. Za nim niczym mała armia, siwe smoki ogonami niszcząc kamienne filary zamku. Po głównej komnacie ścieliła się mgła kurzu. Rogi jeszcze w pół pełne poprzewracały się wylewając złocistą ciecz. Było już za późno na jakąkolwiek reakcje, ci odważniejsi rzucili się w szarży nie stojąc dłużej niż dwa uderzenia serca. Tych którzy pochowali się po kątach, nie czekała wcale lepsza śmierć, jedynie wydłużyli swe ostatnie chwile. Jeden z magów zdążył jedynie puścić szarego gołębia z małym skrawkiem pergaminy przywiązanym do nogi.
Tuż przed zachodem przed bramami zamku zjawiło się kilku śmiałków chcąc zbadać sytuację. Przygotowani, wbiegli do głównej komnaty, gdzie roiło się od przeróżnych skamieniałych bestii, a z górnego balkony wzbił się pod sam sufit ogromny smok. Spadając na ziemie zabrał z sobą kilka większych kamieni stropu co sprawiło wrażenie jakby wywołał deszcz. Długie godziny dzielnie walczyli jednak wrogów jakby nie ubywało. Kiedy przez kilkumetrowe pozostałości po oknach wzeszło słońce, dotarło do nich jak długo byli pogrążeni w daremnych szczękach oręży. Stopniowo zaczęli translokować się w stronę wyjścia. Ugięli się pod naciskiem tylu przeciwników. Dopiero kilkadziesiąt metrów od gór zdołali zauważyć jak pogięte zbroje krępują ich ruchy. Z niesmakiem obrócili się jeszcze raz za siebie.
Legendarna siedziba krasnoludów czeka dalej na swych oswobodzicieli.

Lerii

Twierdza Krasnoludów od dawna pozostawiona na pastwę losu doczekała się nowych mieszkańców.
Kamienie miasta zostały zabrane, mieszkańcy wygnani a straż wraz z pozostałymi NPC usunięta.

Aqe