Zmieniło się tak wiele, choć z pozoru nie zmieniło się nic. Szybko przekonałam się, że zniknęłam jedynie na kilka dni. Nie powiem, ulżyło mi, równie dobrze mogło okazać się, że w lodzie spędziłam kilka dziesięcioleci. Gdy przechadzałam się znajomymi uliczkami miasta, port jak zwykle śmierdział rybą w każdym stadium świeżości. Wszystko było takie jak zawsze, miejscy kupcy przekrzykiwali się nawzajem, zachęcając do zapoznania się z asortymentem ich stanowiska, miejscowy złodziejaszek dobierał się do sakwy klienta pochłoniętego targowaniem się o kordelas z handlarzem, psy leżały na wydeptanej ziemi przed kuchennymi drzwiami karczmy czekając aż kucharz wyrzuci im smakowite resztki. Ot zwykły dzień w mieście. Gdy zbliżyłam się do budynku w którym mieścił się bank dostrzegłam młodzieńca odzianego w żelazną zbroję. W jego oczach malowało się zagubienie. Uśmiechnęłam się sama do siebie w duchu, wydaje się jakby to było wczoraj, ja sama, zaraz po opuszczeniu akademii, obca w obcym mieście. Dobrze pamiętam jak to jest nie mieć nic i nikogo. Podeszłam do okienka i skinęłam na bankierkę by podała mi skrzynie. Wyciągnęłam z niej kilka przedmiotów.
- Hej, ty! podejdź no tutaj - Zwróciłam się w stronę młodziana. -
No dalej, śmiało, nie ugryzę.- Do mnie mówisz Pani? - odezwał się zdezorientowany chłopak.
Stojący również przy banku pół-szczuroczłek, wojownik zakwilił głośno wpatrując się również w jego ubiór i sylwetkę. Postać stała jednak niczym posąg niepewnie spoglądając to na pół-szczuroczłeka to na mnie.
- No wes rus się jak Pani prosi! - Ponownie zakwilił zakuty w zbroje.
Młodzian ruszył niepewnym krokiem. Podałam mu niewielkie zawiniątko.
-Masz tam nową kolczugę, nie jest to może wyrób najlepszej klasy ale na pewno lepszy od tego co masz na sobie. Znajdziesz tam też kilka biletów które miejski treser wymieni Ci na wierzchowce, na początek powinno Ci To wystarczyć.Chłopiec uśmiechnął się i podziękował uprzejmie. Po czym oddalił się w stronę manekinów treningowych. Ja natomiast pogrążyłam się w rozmowie z wojownikiem. Wyrwało mnie z niej dopiero dziwne zachowanie lodowego kryształu w moim mieszku. Rzuciłam więc tylko krótkie pożegnanie w stronę rozmówcy i ruszyłam w ustronne miejsce. Położyłam kryształ na otwartej dłoni oczekując na to co nastąpi dalej. W wkrótce kryształ zaszumiał niczym arktyczne, wzburzone morze, a następnie wydobył się z niego równie mroźny, znajomy mi już głos.
-Jesteś tam moja droga? Czy słyszysz mnie?
-Tak Pani, czekałam na znak od Ciebie, mów proszę, jestem do Twojej dyspozycji.
-Mam dla Ciebie pierwsze zadanie, będziesz miała szanse dowieść swojej wartości. Odszukasz dla mnie pewna kobietę, czarodziejkę. Zbuntowała się przeciw mnie i musi spotkać ją za to kara.
- Dobrze pani, zrobię to, powiedz tylko gdzie jej szukać...
***
Obudziło mnie skrzeczenie mew. Wygramoliłam się z twardej koji, zarzuciłam opończe na swe nagie ciało i boso wyszłam z kajuty na główny pokład. Powietrze pachniało solą, po bezchmurnym błękitnym niebie, leciały białe mewy, zmierzając w tylko sobie znanym kierunku. W oddali na horyzoncie widziałam już zarys portu osady Aurin. Kazałam więc przynieść do swojej kajuty śniadanie i wróciłam tam by przygotować się należycie do zadania. Posiliłam się ciemnym pieczywem oraz wędzonym dorszem, do tego wypiłam kubek grzanego wina, upewniłam się czy w worku z ziołami na pewno niczego nie brakuje. Zdjąwszy opończe cisnęłam ją w kąt kajuty, ubrałam na siebie skórzaną zbroję a na wierzch zarzuciłam togę z kapturem. Zeszłam na ląd gdy tylko łódź przybiła do drewnianej przystani. Znałam dobrze te niewielką osadę. Nie mieszkało tu wiele osób, a osadnicy byli mało ufni wobec obcych. Mogłam udać się do Dolennost, wspaniałego Elfiego miasta, uznałam jednak, że jeśli kobieta również przybyła tu drogą morską przypłynęła właśnie tutaj i być może uda mi się uzyskać jakieś informacje. Kluczem otwierającym wszystkie drzwi okazało się jak zwykle złoto, od marynarza udało mi się dowiedzieć iż faktycznie kilka dni wcześniej przypłynęła tu kobieta pasująca do podanego przeze mnie rysopisu. Wypytywała o cmentarze na których pochowano elfy po czym ruszyła na północ. Nie było to wiele, jednak wystarczyło by od czegoś zacząć. Problemem było to, że na Ilshenar roiło się od katakumb, krypt i cmentarzysk a na większości z nich bez problemu można było znaleźć elfie groby. Poszukiwania rozpoczęłam w krypcie którą znałam najlepiej. Otoczyłam się zaklęciami ochronnymi i wkroczyłam w głąb oświetlając sobie drogę magią. Syk ophidian otaczał mnie z wszystkich stron, jednak nawet jeśli czarownica była tu wcześniej, w przeciwieństwie do mnie nie zostawiła po sobie żadnych śladów. Wyszłam z grobowca gęsto ścieląc go trupami wężoludzi. Kolejnym miejscem które postanowiłam sprawdzić była nekropolia nieopodal starego, opuszczonego przez pierwotnych mieszkańców miasta Mistas, obecnie będącego siedzibą Skrzydlatych. W nekropolii roiło się od żywych trupów, jednak i tutaj nie natknęłam się na żadne ślady. Postanowiłam jednak upewnić się. Wejście do nekropolii otaczał gęsty las, bez trudu odnalazłam w nim tego czego szukałam. Wielki czarny wilk dostrzegł mnie jednak pierwszy, gdy zbliżałam się do niego powoli warczał i szczerzył swe pożółkłe kły. Wyciągnęłam przed siebie dłonie szepcząc cicho słowa, po chwili wilk uspokoił się i zbliżył do mnie. Przyklękłam przy nim i położyłam mu dłoń na głowie.
-Pokaż mi co widziałeś. - Za pomocą magii wkroczyłam do umysłu wilka. Seria obrazów przetoczyła mi się przed oczyma. Jeleń, polowanie, smak krwi i mięsa. Wilki, mnóstwo innych wilków, kły, warknięcia, walka o dominacje w stadzie.. Zapach trawy, ziemna woda pita wprost ze strumienia. W ciągu ostatnich dni nie było tu jednak żadnego człowieka. Znowu złe miejsce. Kolejne dwie lokacje przeczesałam również bez żadnych efektów, zaczynało działać mi to na nerwy, nie mogłam jednak dać za wygraną. Kolejnym miejscem w które się udałam był niewielki cmentarz umiejscowiony na górskim szycie. Wokół panował chłód, jednak przywykłam już do zimna. Byłam przygotowana, że i tutaj nie znajdę śladów kobiety, jednak ku mojemu zaskoczeniu usłyszałam przed sobą hałas. Ktoś rozkopywał ziemię! Przyspieszyłam kroku, moim oczom ukazało się kilka rozkopanych mogił oraz kobieta! Stała z łopatą w dłoniach w na wpół rozkopanym grobie.
- Czego tutaj szukasz? - rzuciłam ozięble w jej stronę, będąc gotową na ewentualny atak z jej strony. Kobieta wydała się wielce zaskoczona moją obecnością, najwyraźniej pochłonięta swym zajęciem nie usłyszała jak się zbliżam.
- Co? Kim jesteś, nie powinno cię tu być! Odejdź stąd natychmiast!
- Słyszałam o Twoich planach, ponoć chcesz zgładzić Ernithel? Chciałabym Ci pomóc, pozwól mi stanąć po Twojej stronie. Razem, będziemy mieć na to większe szanse.
-Cóż za niedorzeczny pomysł ! Zgładzić Ernithel? O czym ty pleciesz? Odejdź stąd obłąkana kobieto!Przygryzłam lekko wargę, mój blef był nietrafiony. Coś nie pasowało mi w tym wszystkim... niemniej zadanie musiało zostać wykonane. Magiczny gest poparty inkantacją przywołał mojego sługę, Drzewiec wyrósł momentalnie z małej sadzonki rzuconej na ziemię. Zaatakował na mój rozkaz nacierając korowymi ramionami na kobietę, ta jednak zareagowała bezzwłocznie, również wezwała magiczną istotę, żywiołaka śniegu. Posłałam w jej stronę dwie błyskawice jednak zręcznie uskoczyła przed nimi po czym przeszła do kontrataku. Lodowa lanca przeszyła powietrze w miejscu gdzie przed sekundą znajdowała się moja głowa. Drzewiec i żywiołak całkowicie pochłonięci byli walką między sobą, jednak mój przywołaniec zdawał się radzić sobie lepiej. Zmarkowałam cios sztyletem, tylko po to by lewą dłonią poczęstować przeciwniczkę ognistą kulą. Ta taktyka mnie mnie nie zawiodła, kobieta uchyliła się przed ostrzem jednak niespodziewane zaklęcie ugodziło ja w pierś paląc ubranie i tkankę. Z jej ust wydobył się jęk bólu. Nie tracąc czasu doskoczyłam do niej i złapałam mocno za gardło przystawiając do niego klingę sztyletu.
-
Mów czego tu szukałaś wiedźmo! - Niemal wykrzyczałam jej w twarz. W odpowiedzi usłyszałam tylko lodowaty śmiech. W jej dłoni zmaterializował się gruby i ostro zakończony sopel. Pewnie za chwile zatopiłby się w moim ciele, jednak pozbawiłam ją szansy ataku podrzynając jej gardło głębokim cięciem. Zdążyła tylko jęknąć. Krew obficie trysnęła z rany barwiąc śnieg wokół niej oraz moja szatę. Kobieta opadła bezwładnie wypuszczając sopel z dłoni. W chwili gdy uszło z niej życie zniknął również jej przywołaniec. Odwołałam więc i swojego, nie był mi więcej potrzebny. Obszukałam martwą kobietę. Miała przy sobie nieco ziół, kamieni oraz niewielką oszronioną szkatułkę. Była jednak zamknięta. Uznałam, że to może poczekać, wyciągnęłam z sakiewki lodowy kryształ, położyłam go na otwartej dłoni i wypowiedziałam zaklęcie.
- Pani Ernithel, czy mnie słyszysz? - Kryształ w odpowiedzi najpierw wydał z siebie pisk i zgrzyt, po chwili jednak usłyszałam znajomy głos Lodowej Pani.
-
Tak moja droga, czy zadanie zostało wykonane?-
Oczywiście, zrobiłam o co prosiłaś.-
Doskonale, dowiodłaś zatem swojej wartości - w jej głosie wyraźnie słychać było zadowolenie -
Czekaj zatem, czekaj a niebawem znowu się z Tobą skontaktuje. Kryształ ponownie wydał z siebie pisk i zgrzyt, po czym zamilkł. Ja tymczasem postanowiłam sprawdzić zawartość pudełeczka należącego do denatki. Nie udało mi się podważyć zamka ostrzem sztyletu, jednak zaklęcie poskutkowało. Gdy uchyliłam wieko zamurowało mnie. Dobrą chwilę nie mogłam oderwać wzroku od jego zawartości. Otrząsnęłam się i dla pewności wyciągnęłam przedmiot by go porównać. Kryształ który znalazłam w środku praktycznie nie różnił się od tego który służył mi do komunikacji z Ernithel, był jednak uszkodzony...