Autor Wątek: Odrodzona z lodu.  (Przeczytany 10830 razy)

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odrodzona z lodu.
« dnia: 2014 10 26, 12:41:42 »
Mówią, że woda to życie, wiele osób tak mówi, prawda? W moim życiu do tej pory nastąpiło wiele rzeczy niebywałych i dziwnych, wiele zmian które mimowolnie musiałam zaakceptować tylko po to by później to coś ulegało kolejnym zmianom. Nie o tym jednak chciałam opowiedzieć. Tamto jest już nie ważne, to przeszłość którą odgradza gruba warstwa lodu...


Jedyne co od dłuższego czasu było niezmienne w moim życiu to zwierzęta. Jestem ich treserką, jednak by osiągnąć w czymś mistrzostwo niezbędna jest praktyka. Kolejny, niezliczony już raz, wybrałam się na zaśnieżony ląd, odległy tak bardzo, że nawet magiczne portale nie sięgają na te mroźną połać ziemi. Jedyny znany mi sposób by się tam dostać do podróż łodzią przez wzburzone fale, która również do najprzyjemniejszych nie należy. Szczelnie otulona grubym płaszczem przemierzałam śnieżne zaspy w poszukiwaniu kolejnych zwierząt, węży, wilków, pająków i niedźwiedzi. Zazwyczaj bez trudu potrafię zawładnąć każdą z tych istot, stąd wielkim moim zdziwieniem było, że niedźwiedź którego dosiadałam zaczął się buntować. Poczuł to co miało nastąpić... ale skąd mogłam wtedy to wiedzieć. Uspokoiłam go tylko zaklęciem i ruszyłam w dalszą drogę. Nie minęło jednak kilka chwil gdy do mych uszu dobiegł głośny i przeraźliwy trzask. Niedźwiedź ryknął przeraźliwie. Zwierze stając dęba zrzuciło mnie z swego grzbietu i popędziło w przeciwną stronę, w kierunku z którego przybyłam. Bolesny upadek na lity lód sparaliżował mnie w pierwszej chwili, prawdziwy ból poczułam jednak w chwili gdy starałam się podnieść. Kolejny głośny trzask i lodu pode mną... i dostrzegłam to. Wielkie pękniecie zmierzające w moją stronę z prędkością galopującego mustanga. Rozcinające lód na dwie części, niczym znachor rozcinający ludzką tkankę nożem, i niby krew z rany spod pękniętego lodu wydobywała się ciemna, granatowa wręcz woda. Po raz kolejny spróbowałam wstać, ból jednak paraliżował tak bardzo, że nie mogłam nawet się czołgać. Jedyne co mogła obserwować to jak pęknięcie zbliża się z każdą chwilą. Kilka sekund później lód pękł pode mną a ja wpadłam do mroźnej toni. Rozpaczliwie machałam rękami starając się walczyć o życie, łapiąc lód zdarłam jedynie paznokcie krwawymi śladami znacząc jego krawędź, kawał kry uderzył mnie jednak w potylice a ja zaczęłam tonąć. Krzyk wydobył się z mych ust... właściwie to zamiast niego wydobyły się jedynie bąble powietrza. Nie mogłam nic zrobić, obserwowałam tylko jak migocząca jasna linia pękniętego lodu staje się coraz węższa i węższa aż ogarnęła mnie ciemność...

Mówią, że woda to życie... ale woda to również śmierć. Sama nie wiem czy zostałam przywrócona do życia... czy jakimś cudem przeżyłam. Gdy odzyskałam świadomość znajdowałam się w masywnej bryle przejrzystego lodu. Choć zniekształcał on rzeczywistość widziałam co dzieje się wokół mnie. Znajdowałam się w lodowej grocie. Widziałam też inne lodowe bryły a w nich sylwetki innych nieszczęśników. Był tam mężczyzna w pięknej zdobionej zbroi o twarzy ciemnej niczym heban, widziałam też małego chłopca o włosach złocistych niczym łany zboża. Nie wiem czy oni również na mnie patrzyli, jednak Ona bez wątpienia przyglądała się nam wszystkim.  Kobieta, o najprzeciętniej urodzie cała odziana w biel przechadzała się po grocie od jednej bryły lodu, do drugiej. Na jej twarzy malowały się najróżniejsze emocje nie odzywała się jednak słowem. Była tu sama, my byliśmy jedynie ozdobą tego miejsca. W końcu podeszła do mnie, wbiła we mnie spojrzenie swych błękitnych oczu, a spojrzenie to było chłodniejsze niż woda w której nie tak dawno się pogrążyłam... nie tak dawno... właściwie nie mam pojęcia ile czasu mogło minąć. Kobieta położyła dłoń na wprost mojej twarzy. Towarzyszyło temu niezwykle dziwne uczucie, było jednak przyjemne. więżący mnie  lód zaczął topnieć. Po chwili byłam już wolna, przemoczona, klęcząca w zimnej kałuży ale wolna! Z radością wciągnęłam w płuca powietrze, zaciągając się nim jakby ktoś rozpylił wspaniałe i drogie perfumy. Kobieta stała nade mną a na jej twarzy malował się tajemniczy uśmiech. Ujęła mnie za dłoń i pomogła mi się podnieść. Jej ręka była równie chłodna co spojrzenie. Skinieniem nakazała mi iść za nią. Mijałyśmy wiele lodowych brył, tak wiele, że nie byłam w stanie ich zliczyć. W każdej kryła się inna osoba, inna historia, nie mnie jednak było dane je poznać... ciekawiło mnie jednak czy ona je zna? Gdy dotarłyśmy na miejsce zasiadła na swym lodowym tronie. Wiedziałam, że mój los jest nadal w jej rękach a życie zawdzięczam tylko jej. Postanowiłam przerwać wszech otaczającą ciszę.  Jednak nawet mój głoś brzmiał dla mnie inaczej, obco. A może to tylko echo jaskini...
-Pani, dziękuje Ci za uwolnienie mnie. Nie wiem jak mogę spłacić ten dług... - Wyciągnęłam z mokrej wciąż szaty przedmiot który niedawno udało mi się znaleźć, wydawał mi się najodpowiedniejszy spośród tego co miałam przy sobie.
- Przyjmij proszę to Pani, wiem, że to nie wystarczy ale niech będzie to choć początek. Złożyłam na jej dłonie Ciepły Sopel.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech, trudno nazwać go ciepłym, jednak było w nim coś co budziło sympatie.  Ona również wręczyła mi niewielki przedmiot, na pierwszy rzut oka wyglądał jak misternie rzeźbiony kawałek lodu, biła od niego jednak magiczna aura. Gdy przemówiła jej głoś niósł się echem po lodowej grocie.
- Masz racje, zawdzięczasz mi życie, i będziesz miała okazje spłacić dług, niebawem. Słuchaj i czekaj, aż wezwę Cie do siebie ponownie....



Mówią, że woda to życie... moje nowe życie zaczęło się w lodzie.
« Ostatnia zmiana: 2014 12 10, 14:18:08 wysłana przez mart »
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.

 

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #1 dnia: 2014 10 27, 09:41:43 »
Zmieniło się tak wiele, choć z pozoru nie zmieniło się nic. Szybko przekonałam się, że zniknęłam jedynie na kilka dni. Nie powiem, ulżyło mi, równie dobrze mogło okazać się, że w lodzie spędziłam kilka dziesięcioleci. Gdy przechadzałam się znajomymi uliczkami miasta, port jak zwykle śmierdział rybą w każdym stadium świeżości. Wszystko było takie jak zawsze, miejscy kupcy przekrzykiwali się nawzajem, zachęcając do zapoznania się z asortymentem ich stanowiska, miejscowy złodziejaszek dobierał się do sakwy klienta pochłoniętego targowaniem się o kordelas z handlarzem, psy leżały na wydeptanej ziemi przed kuchennymi drzwiami karczmy czekając aż kucharz wyrzuci im smakowite resztki. Ot zwykły dzień w mieście. Gdy zbliżyłam się do budynku w którym mieścił się bank dostrzegłam młodzieńca odzianego w żelazną zbroję. W jego oczach malowało się zagubienie. Uśmiechnęłam się sama do siebie w duchu, wydaje się jakby to było wczoraj, ja sama, zaraz po opuszczeniu akademii, obca w obcym mieście. Dobrze pamiętam jak to jest nie mieć nic i nikogo. Podeszłam do okienka i skinęłam na bankierkę by podała mi skrzynie. Wyciągnęłam z niej kilka przedmiotów.
- Hej, ty! podejdź no tutaj - Zwróciłam się w stronę młodziana. - No dalej, śmiało, nie ugryzę.
- Do mnie mówisz Pani? - odezwał się zdezorientowany chłopak.
Stojący również przy banku pół-szczuroczłek, wojownik zakwilił głośno wpatrując się również w jego ubiór i sylwetkę. Postać stała jednak niczym posąg niepewnie spoglądając to na pół-szczuroczłeka to na mnie.
- No wes rus się jak Pani prosi! - Ponownie zakwilił zakuty w zbroje.
Młodzian ruszył niepewnym krokiem. Podałam mu niewielkie zawiniątko.
-Masz tam nową kolczugę, nie jest to może wyrób najlepszej klasy ale na pewno lepszy od tego co masz na sobie. Znajdziesz tam też kilka biletów  które miejski treser wymieni Ci na wierzchowce, na początek powinno Ci To wystarczyć.
Chłopiec uśmiechnął się i podziękował uprzejmie. Po czym oddalił się w stronę manekinów treningowych. Ja natomiast pogrążyłam się w rozmowie z wojownikiem. Wyrwało mnie z niej dopiero dziwne zachowanie lodowego kryształu w moim mieszku. Rzuciłam więc tylko krótkie pożegnanie w stronę rozmówcy i ruszyłam w ustronne miejsce. Położyłam kryształ na otwartej dłoni oczekując na to co nastąpi dalej. W wkrótce kryształ zaszumiał niczym arktyczne, wzburzone morze, a następnie wydobył się z niego równie mroźny, znajomy mi już głos.
-Jesteś tam moja droga? Czy słyszysz mnie?
-Tak Pani, czekałam na znak od Ciebie, mów proszę, jestem do Twojej dyspozycji.
-Mam dla Ciebie pierwsze zadanie, będziesz miała szanse dowieść swojej wartości. Odszukasz dla mnie pewna kobietę, czarodziejkę. Zbuntowała się przeciw mnie i musi spotkać ją za to kara. 
- Dobrze pani, zrobię to, powiedz tylko gdzie jej szukać...


***


Obudziło mnie skrzeczenie mew. Wygramoliłam się z twardej koji, zarzuciłam opończe na swe nagie ciało i boso wyszłam z kajuty na główny pokład. Powietrze pachniało solą, po bezchmurnym błękitnym niebie, leciały białe mewy, zmierzając w tylko sobie znanym kierunku.  W oddali na horyzoncie widziałam już zarys portu osady Aurin. Kazałam więc przynieść do swojej kajuty śniadanie i wróciłam tam by przygotować się należycie do zadania. Posiliłam się ciemnym pieczywem oraz wędzonym dorszem, do tego wypiłam kubek grzanego wina, upewniłam się czy w worku z ziołami na pewno niczego nie brakuje. Zdjąwszy opończe cisnęłam ją w kąt kajuty, ubrałam na siebie skórzaną zbroję a na wierzch zarzuciłam togę z kapturem. Zeszłam na ląd gdy tylko łódź przybiła do drewnianej przystani. Znałam dobrze te niewielką osadę. Nie mieszkało tu wiele osób, a osadnicy byli mało ufni wobec obcych. Mogłam udać się do Dolennost, wspaniałego Elfiego miasta, uznałam jednak, że jeśli kobieta również przybyła tu drogą morską przypłynęła właśnie tutaj i być może uda mi się uzyskać jakieś informacje. Kluczem otwierającym wszystkie drzwi okazało się jak zwykle złoto, od marynarza udało mi się dowiedzieć iż faktycznie kilka dni wcześniej przypłynęła tu kobieta pasująca do podanego przeze mnie rysopisu. Wypytywała o  cmentarze na których pochowano elfy po czym ruszyła na północ. Nie było to wiele, jednak wystarczyło by od czegoś zacząć. Problemem było to, że na Ilshenar roiło się od katakumb, krypt i cmentarzysk a na większości z nich bez problemu można było znaleźć elfie groby. Poszukiwania rozpoczęłam w krypcie którą znałam najlepiej. Otoczyłam się zaklęciami ochronnymi i wkroczyłam w głąb oświetlając sobie drogę magią. Syk ophidian otaczał mnie z wszystkich stron, jednak nawet jeśli czarownica była tu wcześniej, w przeciwieństwie do mnie nie zostawiła po sobie żadnych śladów. Wyszłam z grobowca gęsto ścieląc go trupami wężoludzi. Kolejnym miejscem które postanowiłam sprawdzić była nekropolia nieopodal starego, opuszczonego przez pierwotnych mieszkańców miasta Mistas, obecnie będącego siedzibą Skrzydlatych. W nekropolii roiło się od żywych trupów, jednak i tutaj nie natknęłam się na żadne ślady. Postanowiłam jednak upewnić się. Wejście do nekropolii otaczał gęsty las, bez trudu odnalazłam w nim tego czego szukałam. Wielki czarny wilk dostrzegł mnie jednak pierwszy, gdy zbliżałam się do niego powoli warczał i szczerzył swe pożółkłe kły. Wyciągnęłam przed siebie dłonie szepcząc cicho słowa, po chwili wilk uspokoił się i zbliżył do mnie. Przyklękłam przy nim i położyłam mu dłoń na głowie.
-Pokaż mi co widziałeś. - Za pomocą magii wkroczyłam do umysłu wilka. Seria obrazów przetoczyła mi się przed oczyma. Jeleń, polowanie, smak krwi i mięsa. Wilki, mnóstwo innych wilków, kły, warknięcia, walka o dominacje w stadzie.. Zapach trawy, ziemna woda pita wprost ze strumienia. W ciągu ostatnich dni nie było tu jednak żadnego człowieka. Znowu złe miejsce. Kolejne dwie lokacje przeczesałam również bez żadnych efektów, zaczynało działać mi to na nerwy, nie mogłam jednak dać za wygraną. Kolejnym miejscem w które się udałam był niewielki cmentarz umiejscowiony na górskim szycie. Wokół panował chłód, jednak przywykłam już do zimna. Byłam przygotowana, że i tutaj nie znajdę śladów kobiety, jednak ku mojemu zaskoczeniu usłyszałam przed sobą hałas. Ktoś rozkopywał ziemię! Przyspieszyłam kroku, moim oczom ukazało się kilka rozkopanych mogił oraz kobieta! Stała z łopatą w dłoniach w na wpół rozkopanym grobie.


- Czego tutaj szukasz? - rzuciłam ozięble w jej stronę, będąc gotową na ewentualny atak z jej strony. Kobieta wydała się wielce zaskoczona moją obecnością, najwyraźniej pochłonięta swym zajęciem nie usłyszała jak się zbliżam.
- Co? Kim jesteś, nie powinno cię tu być! Odejdź stąd natychmiast!
- Słyszałam o Twoich planach, ponoć chcesz zgładzić Ernithel? Chciałabym Ci pomóc, pozwól mi stanąć po Twojej stronie. Razem, będziemy mieć na to większe szanse.
-Cóż za niedorzeczny pomysł ! Zgładzić Ernithel? O czym ty pleciesz? Odejdź stąd obłąkana kobieto!

Przygryzłam lekko wargę, mój blef był nietrafiony. Coś nie pasowało mi w tym wszystkim... niemniej zadanie musiało zostać wykonane. Magiczny gest poparty inkantacją przywołał mojego sługę, Drzewiec wyrósł momentalnie z małej sadzonki rzuconej na ziemię. Zaatakował na mój rozkaz nacierając korowymi ramionami na kobietę, ta jednak zareagowała bezzwłocznie, również wezwała magiczną istotę, żywiołaka śniegu. Posłałam w jej stronę dwie błyskawice jednak zręcznie uskoczyła przed nimi po czym przeszła do kontrataku. Lodowa lanca przeszyła powietrze w miejscu gdzie przed sekundą znajdowała się moja głowa. Drzewiec i żywiołak całkowicie pochłonięci byli walką między sobą, jednak mój przywołaniec zdawał się radzić sobie lepiej. Zmarkowałam cios sztyletem, tylko po to by lewą dłonią poczęstować przeciwniczkę ognistą kulą. Ta taktyka mnie mnie nie zawiodła, kobieta uchyliła się przed ostrzem jednak niespodziewane zaklęcie ugodziło ja w pierś paląc ubranie i tkankę. Z jej ust wydobył się jęk bólu. Nie tracąc czasu doskoczyłam do niej i złapałam mocno za gardło przystawiając do niego klingę sztyletu.
- Mów czego tu szukałaś wiedźmo! - Niemal wykrzyczałam jej w twarz. W odpowiedzi usłyszałam tylko lodowaty śmiech. W jej dłoni zmaterializował się gruby i ostro zakończony sopel. Pewnie za chwile zatopiłby się w moim ciele, jednak pozbawiłam ją szansy ataku podrzynając jej gardło głębokim cięciem. Zdążyła tylko jęknąć. Krew obficie trysnęła z rany barwiąc śnieg wokół niej oraz moja szatę. Kobieta opadła bezwładnie wypuszczając sopel z dłoni. W chwili gdy uszło z niej życie zniknął również jej przywołaniec. Odwołałam więc i swojego, nie był mi więcej potrzebny. Obszukałam martwą kobietę. Miała przy sobie nieco ziół, kamieni oraz niewielką oszronioną szkatułkę. Była jednak zamknięta. Uznałam, że to może poczekać, wyciągnęłam z sakiewki lodowy kryształ, położyłam go na otwartej dłoni i wypowiedziałam zaklęcie.
- Pani Ernithel, czy mnie słyszysz? - Kryształ w odpowiedzi najpierw wydał z siebie pisk i zgrzyt, po chwili jednak usłyszałam znajomy głos Lodowej Pani.
- Tak moja droga, czy zadanie zostało wykonane?
- Oczywiście, zrobiłam o co prosiłaś.
- Doskonale, dowiodłaś zatem swojej wartości - w jej głosie wyraźnie słychać było zadowolenie - Czekaj zatem, czekaj a niebawem znowu się z Tobą skontaktuje.
Kryształ ponownie wydał z siebie pisk i zgrzyt, po czym zamilkł. Ja tymczasem postanowiłam sprawdzić zawartość pudełeczka należącego do denatki. Nie udało mi się podważyć zamka ostrzem sztyletu, jednak zaklęcie poskutkowało. Gdy uchyliłam wieko zamurowało mnie. Dobrą chwilę nie mogłam oderwać wzroku od jego zawartości. Otrząsnęłam się i dla pewności wyciągnęłam  przedmiot by go porównać. Kryształ który znalazłam w środku praktycznie nie różnił się od tego który służył mi do komunikacji z Ernithel, był jednak uszkodzony...

« Ostatnia zmiana: 2014 12 22, 08:06:02 wysłana przez mart »
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #2 dnia: 2014 11 21, 15:06:32 »
Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, każdy popełnia błędy. To naturalna kolej rzeczy. Tym razem tak własnie było, od samego początku wszystko szło nie tak... Nawet pogoda od kilku dni była ponura, z nieba siąpił niemal bezustannie mroźny deszcz a asystował mu chłodny wiatr. Nikt kto nie musiał nie spędzał teraz czasu na zewnątrz, toteż ulice był niemal puste. Tego dnia wstałam jeszcze zanim na ciemnym niebie pojawiła się łuna wschodzącego słońca. Ubrałam się i ruszyłam w stronę biblioteki. Z początku byłam niemal pewna, że uda mi się znaleźć tam jakieś informacje bądź wskazówki. Nurtowało mnie pytanie czego tamta kobieta szukała na elfim cmentarzu. Godziny mijały a początkowa pewność iż tu własnie znajdę odpowiedz topniała z każda minutą. Odłożyłam własnie "Historie Starszego Ludu" Gdy kamień trzymany w sakiewce u pasa zaczął szumieć i drżeć. Dźwięk ten zawsze przywodził mi na myśl szum arktycznego morza. Po chwili jednak szum uspokoił się a w jego miejscu zabrzmiał chłodny kobiecy głos. Gdy przemawiała do mnie, wyczułam w jej głosie gniew, słuchałam więc tylko co Lodowa Pani ma mi do powiedzenia nie zadając zbędnych pytań. Kilkanaście minut później znajdowałam się już na grzbiecie wierzchowca. Deszcz nadal obficie padał z nieba, trakt zamienił się w mozaikę błota i kałuż mój rumak niechętnie kroczył przed siebie jednak ja wiedziałam jak zmusić go do cwału. Pierwszym celem nowego zadania jakie tym razem powierzyła mi Ernithel było odszukanie pewnej kobiety, wedle informacji powinna ona aktualnie przebywać w jednej z karczm na szlaku łączącym Cove i Yew. Nie powiem, ucieszyło mnie to, odludne miejsce z dala od zgiełku miasta, do tego zapewne kobieta może być jedynym gościem owej karczmy. W dzisiejszych czasach świat niemal całkowicie zdominowała magia i gwiezdne portale. Tam gdzie ich brakowało, pojawiali się żeglarze wraz z swymi statkami. Stąd też z roku na rok karczmy umiejscowione poza miastami, przy drogach i traktach miały coraz mniej gości i jedna po drugiej znikały powoli z map. Zatrzymałam wierzchowca przed sporym kamiennym budynkiem umiejscowionym w malowniczej zatoczce. Sielankowy klimat sprawiał iż ta karczma jako jedna z nielicznych nadal prosperowała całkiem nieźle. Przywiązałam wierzchowca, otoczyłam się zaklęciem zmieniającym wygląd zewnętrzny po czym weszłam do środka. Moje wcześniejsze przypuszczenia okazały się trafne, skromnie urządzone wnętrze zajmowane było obecnie przez dwie postacie. Karczmarza zajętego polerowaniem glinianego kufla oraz kobiety siedzącej przy stole...


Opis który wcześniej podała mi Ernithel pasował do niej bezbłędnie, toteż nie miałam najmniejszych wątpliwości, że znalazłam właściwą karczmę i osobę. Całkowicie ignorując karczmarza który rzucił w moją stronę jakieś pytanie podeszłam do kobiety. Z początku starałam się ją zagadnąć jednak ta zbyła mnie krótko. Mimo iż nie poddałam się i nadal starałam się nawiązać z nią rozmowę kobieta tylko mnie zbywała wielce nie rada, że śmiem przerywać jej lekturę. Jako iż sama miałam już dość nadętej damulki wolnym krokiem okrążyłam ją stając za jej plecami. Wydobyłam sztylet ujmując go pewnie w dłoń. Karczmarz musiał jednak dostrzec błysk ostrza gdyż krzyknął głośno wypuszczając z rąk gliniany kufel który roztrzaskał się o kamienną podłogę. To wystarczyło by wszystko popsuć. Klinga zamiast wbić się w miękką tkankę natrafiła na okładkę księgi "Sekrety i tajemnice magicznych kryształów" Coś co jednak mnie zdziwiło to twarz kobiety, nie malował się na niej nawet cień strachu, wykorzystując chwile mojego zaskoczenia wymierzyła mi cios prosto w nos. Syknęłam gniewnie gdy ciepła krew spłynęła mi na usta. Kobieta sprawiała wrażenie jakby karczemne bójki były dla niej chlebem powszednim a zamachy na jej życie miały miejsce średnio trzy razy w tygodniu. Mocnym pociągnięciem uwolniłam sztylet wyszarpując tym samym księgę z jej ręki. Zniszczony wolumin wypluł kilkanaście białych stron po czym wylądował na jednym z łózek. W dłoniach kobiety pojawiła się ognista kula która chwilę później wystrzeliła w moją stronę. Bez większego trudu odbiłam ją kontr zaklęciem. Kula trafiła w stolik, roztrzaskując go doszczętnie. Płonące szczapy drewna rozprysły się po całej sali. Karczmarz krzycząc wniebogłosy wybiegł z budynku. Nie będąc dłużna posłałam w jej stronę lodowy pocisk. Kobieta rozproszyła go zaklęciem lecz wcale nie liczyłam iż dosięgnie on celu. Potrzebowałam jedynie by ta skupiła na nim swą uwagę. W ułamku sekundy byłam już przy niej. Zamachnęłam się sztyletem, wokół powstałego rozdarcia na ramieniu szaty pojawiła się ciemnoczerwono plama a wraz z nią uśmiech na mojej twarzy. Moja przeciwniczka wymamrotała coś pod nosem, zaatakowała magiczną błyskawicą. Po czym pędem ruszyła w stronę drzwi. Przyjełam zaklęcie na siebie, choć krzyk bólu wyrwał się z mych ust. W mych drących dłoniach zmaterializowała się lodowa włócznia, w chwili gdy dłoń kobiety dotknęła klamki długi sopel przebił ją na wylot przygważdżając do drewnianych drzwi. Wydała z siebie długi przeciągły jęk niczym zranione zwierze. Podeszłam do niej wolnym krokiem. Złapałam wolną dłonią za jej włosy odciągając głowę maksymalnie do tyłu. Ostrze sztyletu zatopiło się w jej oku aż po samą rękojeść. Obszukałam ją dokładnie. Pod szatą zawieszony na szyi nosiła medalion.


Obejrzałam go dokładnie, był osobliwy a moc bijąca z niego była znaczna. Artefakt ten był kluczowym elementem planu Lodowej Pani. Założyłam go na szyje i wyszłam z karczmy. Gdy oddaliłam się już od karczmy na bezpieczną odległość wyciągnęłam z mieszka magiczny run i wyszeptałam słowa zaklęcia. W ułamku chwili znalazłam się w zupełnie innym miejscu, tą wyspę wybrała Ernithel, to miejsce uznała za najbardziej odpowiednie. Ruszyłam wierzchowca kłusem, by pośpiechem nie wzbudzić niczyjej podejrzliwości. Gdy minęłam budynki miejskie i znalazłam się miedzy polami zmusiłam go do szybszego tempa. Po niedługim czasie znalazłam się u celu, niewielka polana z trzech stron otoczona skałą. Medalion pod moja szatą drgał tak silnie iż mogłabym przysiąc ze zamiast artefaktu trzymam pod ubraniem gołębia który za wszelką cenę stara wydostać się na zewnątrz. Wtedy jednak uświadomiłam sobie przykrą rzecz. Nie miałam pojęcia jak aktywować jego moc... Wydobyłam z sakwy kryształ komunikacji. Jego lodowa powłoka odbijała nieśmiałe promienie słońca. Wyszeptałam zaklęcie a przedmiot zaczął szumieć. Po chwili umilkł. Odezwałam się pierwsza, Lodowa Pani słuchała najpierw w milczeniu relacji z dotychczasowego postępu. Gdy jednak usłyszała iż kobieta z karczmy zginęła przerwała mi. Tu wyszło na jaw fatalne niedomówienie. Okazało się iż była to sprzymierzona Ernithel czarodziejka. Artefakt wykonała specjalnie dla niej i ona wiedziała jak aktywować jego moc. Dodała tylko iż teraz na moich barkach ciąży odnalezienie sposobu na uaktywnienie mocy przedmiotu i dodała jak istotny jest w tym wszystkim czas. Pierwszą myślą o tym gdzie szukać informacji było Vesper, tam więc się udałam. Zostawiłam wierzchowca przed wieżą magów i profilaktycznie otoczyłam się zaklęciem zmieniającym wygląd jak przed karczmą. Na najwyższym piętrze pracowała kobieta która w moim odczuciu powinna wiedzieć tu najwięcej ze wszystkich o magicznych przedmiotach.


Z początku nie za bardzo mogłam się z nią jednak dogadać, nie chciałam zdradzić jej o jaki przedmiot dokładnie mi chodzi a rozmawiając o ogólnikach ta cały czas przytaczała mi przykłady o przedmiotach umagicznianych, kryształach magicznych i ich aktywatorach. Lekko zrezygnowana poprosiłam ją by mi towarzyszyła a na miejscu pokaże jej przedmiot. To najwyraźniej zainteresowało ją gdyż zgodziła się bez dalszych pytań. Przed wieżą za pomocą zaklęcia otworzyłam portal bezpośrednio na polanę. Niebieska brama rozcięła powietrze przed nami w ciągu kilku sekund ustabilizowała swój kształt i zawisła w powietrzu pulsując rytmicznie. Na miejscu pokazałam jej artefakt. Kobieta ujęła go w smukłe dłonie i zaczęła oglądać go z każdej strony. Po krótkich oględzinach oddała mi przedmiot dodając iż medalion powiązany jest z mocą któregoś z żywiołów. Odpowiednia ilość mocy danego elementu powinna go aktywować. Podziękowałam jej a w ramach zapłaty wyjęłam niewielki mieszek ze złotem. Pozorowana niezdarność sprawiła iż mieszek upał na ziemię i potoczył się nieco w stronę skał. Grzecznie przeprosiłam, kobieta pochyliła się po niego odwracając do mnie plecami. Zanim jednak znawczyni artefaktów zdążyła się podnieść w mojej dłoni pojawił się sztylet którego ostrze przylgnęło do jej krtani. Cięcie było na tyle głębokie iż nawet nie jęknęła. Śmierć była szybka, nie miałam powodu by przedłużać tę chwilę i przysparzać jej niepotrzebnych cierpień. Nie mogłam jednak pozostawić świadka. Ukryłam zwłoki w zaroślach po czym przystąpiłam do właściwego zadania. Umiejscowiłam przedmiot na ziemi. Element wody zdawał się nie przynosić żadnego efektu, jednak w kontakcie z ogniem artefakt zaczął drgać i błyszczeć intensywnym blaskiem. Użyłam więc nieco więcej mocy. Blask emitowany z przedmiotu stał się tak intensywny iż oślepił mnie na moment. Gdy zamroczenie minęło na polanie nie było już medalionu, jego miejsce zajęła sporych rozmiarów lodowa bryła.



Moc wyraźnie biła od niej, a ona sama zdawał się nieustannie pulsować. Całą polane momentalnie ogarnął chłód jakby ktoś przestawił w jednej chwili pory roku. W powietrzu zawirowały białe płatki śniegu. Patrzenie się w bryłę było hipnotyzujące, straciłam poczucie czasu. Z letargu wyrwał mnie tętent kopyt który usłyszałam. Dźwięk nasilał się więc ktoś zbliżał się do tego miejsca. Po chwili mym oczom ukazał się oddział zbrojnych z konnym dowódcą na czele. Gdy mężczyzna dostrzegł bryłę jego usta rozwarły się w zdziwieniu. Momentalnie jednak się opamiętał, przeniósł wzrok na mnie i zaczął wypytywać kim jestem, co tu robię i czym jest ten przedmiot. Podczas gdy reszta oddziału szczękała zębami ja postanowiłam grać słodkie niewiniątko. Wyjawiłam iż trafiłam tu przypadkiem wiedziona narastającym zimnem i nie mam o niczym pojęcia. Dowódca najwyraźniej uwierzył mi gdyż wysłuchawszy wszystkiego zakrzyknął na swoich podkomendnych zarządzając odwrót. Oddział zawrócił i ruszył w stronę skąd przybyli wcześniej. Jednak w chwili gdy ostatni z nich odwrócił się pokazując mi plecy stało się coś czego się nie spodziewali. Stowrzyłam rój magicznych sopli, każdy długi na sopel po czym posłałem je w ich stronę. Krew tryskała z licznych ran a ich krzyki przeszyły powietrze. Płosząc ptaki z okolicznych drzew. Odległość od miasta była jednak na tyle spora iż nie obawiałam się, że ktoś je usłyszy. Mimo iż wszyscy piesi padli na ziemię martwi lub ciężko ranni konnemu dopisało szczęście. Trafiły go tylko dwa sople, jeden w udo, który przebił je na wylot drugi w ramię. Mimo to zdołał utrzymać się na koniu i uciekł zmuszając wierzchowca do szaleńczego cwału nim zdążyłam rzucić kolejne zaklęcie...
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #3 dnia: 2014 12 22, 08:04:22 »
Od poprzednich wydarzeń minęło sporo czasu. Z początku każdego dnia wpatrywałam się w kryształ w nadziei, że to własnie dziś znowu wydobędzie się z niego głoś Lodowej Pani. Mijały jednak noce i poranki a kryształ wydawał z siebie jedynie delikatny szum do którego już przywykłam. Po dwóch tygodniach niemal nie ruszałam już przedmioty który spoczywał w mej sakwie. Zajęłam się własnymi  sprawami które zaniedbałam przez ostatni czas. Mimo to, rzeczy które jeszcze nie dawno był dla mnie tak istotne teraz były dla mnie śmieszne i błahe. Musiało minąć kilka tygodni by z kryształu z końcu przemówił głos. Ernithel nakazała mi się udać na wyspę i zrelacjonować jej zmiany jakie wywołał tam artefakt. Posłusznie udałam się więc do dobrze znanego mi już miejsca. Było tu jeszcze mroźniej niż ostatnio. Cała polana skuta była lodem a pierzyna śniegu sięgała mojemu wierzchowcowi niemal do piersi.


Gdy skończyłam opisywać mej Pani jak obecnie wygląda polana z kryształu wydobył się radosny śmiech. W połączeniu z lodowatym głosem Ernithel brzmiało to jednak upiornie. Mimo wszystko wiedziałam iż Pani jest bardzo zadowolona. Po chwili Lodowa Królowa tłumaczyła mi już na czym polegać będzie moje następne zadanie... Prowadziłam wierzchowca poprzez tunele prowadzące na szczyt góry. Choć pierwsza część zadania miała być prosta spotkanie z istotą napawało mnie pewnym lękiem. Choć z przyjaciółmi niejednokrotnie uśmierciłam potężniejsze istoty, w pojedynkę nie stanowiłabym najmniejszego zagrożenia dla niego, podczas gdy  on mógł uśmiercić mnie jednym mroźnym zionięciem. W rozmyśleniach dotarłam do wyrwy skalnej prowadzącej już bezpośrednio do legowiska Młodego Śnieżnego Wyrma. Zanim jednak zdążyłam przez nią przejść ukazała mi się niewyraźna zjawa która zawodząc i wyjąć wydobyła z siebie tylko jedno słowo... ZAAAAAAAWRÓĆ!. Zjawa zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Choć było to dziwne, nie przyłożyłam do tego większej wagi i ruszyłam naprzód. Na górskim szczycie pokrytym śniegiem znajdowały się setki przedmiotów, były to pozostałości po śmiałkach którzy zapragnęli uśmiercić mieszkańca tego miejsca. Młody, choć dla mnie wielki, Wyrm zbliżył się do mnie. Rozłożywszy majestatycznie skrzydła ryknął głośno. Gdzieś w oddali dało słyszeć się odgłos lawiny którą najwyraźniej spowodował ten dźwięk. Krzyknęłam pospiesznie co tu robię oraz kto mnie przysłał. Imię Ernithel całkowicie zmieniło usposobienie Istoty. Wbił we mnie spojrzenie swych czarnych oczu a ja wyjawiłam mu po do niego przybyłam...


Nie spodobało mu się, że chcę pozbawić go jednej z łusek, miał jednak dług wobec mej pani a to miało go spłacić. Wraziłam ostrze sztyletu pod jedną z nich i sprawnie oddzieliłam ją od ciała Wyrma. Chwilę później pędziłam już w kolejne miejsce. Ernithel poinstruowała mnie dokładnie gdzie zabrać miałam łuskę. Ponoć drzemiąca w niej moc potrafiła zatrzeć granice między naszym planem a innym. Lodowa Pani życzyła sobie bym udała się tam i zdobyła kolejną potrzebną jej rzecz. Choć podróż między wymiarami nie brzmiała zbyt bezpiecznie i tak część którą uważałam za najniebezpieczniejszą miałam już za sobą. Dotarłam na miejsce umieściłam łuskę w odpowiednim miejscu.




I tym razem Lodowa Pani nie myliła się. Nabrałam powietrza w płuca i ruszyłam ku temu co miało nastąpić. Zbliżyłam się do wirującej anomalii i przekroczyłam ją, wkraczając do innego planu. Miejsce w którym się znalazłam wbrew temu co oczekiwałam nie różniło się tak bardzo od świata który znałam. Otaczały mnie skały i śnieg... Nim ruszyłam dalej ponownie ukazała mi się zawodząca zjawa.


 Tym razem również zignorowałam mare. W tej chwili liczyło się tylko wykonanie zadania które zleciła mi Lodowa Pani. Pędząc dalej prostą aczkolwiek długą drogą pośród skał, dostrzegłam w oddali drewnianą palisadę. Nie wiem kim była istota którą napotkałam po chwili. Wydawała się być płci żeńskiej, przewyższała mnie wzrostem dwukrotnie i to nawet w chwili gdy dosiadałam wierzchowca. Zlustrowała mnie wzrokiem po czym skierowała w mą stroną szponiasty palec.
-Wskaż mi drogę do swego świata! - Wykrzyczała a jej głos był równie mroźny i upiorny co Ernithel.
-Przybyłam tu w innym celu.
-Głupia Ty! Znajdę je więc sama gdy już cię zabije! - Ponownie krzyknęła po czym rzuciła się na mnie atakując.
Była wymagającym przeciwnikiem a magia którą władała była potężna. Zajęło mi dłuższą chwilę, poznanie stylu jej walki. Przez ten czas zmuszona byłam jedynie do parowania, odbijania i unikania jej ciosów i zaklęć. Długie szpony przecinały powietrze ze świtem, nawet skały nie stanowiły dla nich wyzwania, gdyż natrafiwszy na nie kruszyła je z łatwością z jaką dziecko łamię patyczek. Magia wywoływała w powietrzu echo które zapierało dech w piersi. Jasnym stało się dla mnie iż w otwartej walce nie mam z tą istotą szans. Zdecydowałam się jednak użyć pewnego podstępu. Krążyłam nadal unikając jej furii. Przepełniona wściekłością istota atakowała na oślep licząc, że któryś z ciosów mnie dosięgnie. Wokół pola naszego starcia roiło się już od roztrzaskanych skał, elementów palisady oraz brył lodu. Ruszyłam galopem w stronę jedne beli zaklinowanej między skałą a lodem. Istota pędziła za mną, pozostając w tyle jedynie na krok. Szeptem zaczęłam inkantować zaklęcie. Znajdując się o włos od ostro zakończonej beli uwolniłam zaklęcie które przeniosło mnie kilka metrów dalej. Zdążyłam szybko zawrócić konia by dostrzec jeszcze przerażenie które w sekundzie pojawiło się w oczach Istoty. Gruba belka będąca wcześniej elementem palisady pękła i złamała się w pól. Przebiła jednak trzewia mej przeciwniczki na wylot. Nie tracąc czasu zmaterializowałam w dłoni lodową włócznie i popędziłam z powrotem w jej stronę. Istota zamachnęła się kolejny raz szponiastą łapą gdy znalazłam się w jej zasięgu, jednak tym razem atak był słaby i powolny. Uniknęłam go bez trudu Wbijając lodowy grot prosto w jej krtań. Krew trysnęła z rany brudząc ziemię i moją szatę. Z gardła mojej przeciwniczki wydobyło się cichy krzyk który przeszedł w bulgot gdy krew napłynęła jej do ust. Oczy zgasły a ciało opadło bezwładnie na ziemię. Wyjęłam sztylet i wbiłam go w pierś, tuż nad sercem. Rozprułam ciało na tyle by zmieścić w otworze dłoń po czym złapała za lodowaty organ.


Pozostało mi wrócić tą samą drogą którą przybyłam do tego świata. Albo w miejscu w którym przebywałam wcześniej czas płynął nieco inaczej albo całkowicie straciłam poczucie czasu podczas walki z istotą. Gdy wkraczałam do portalu po raz pierwszy w moim świecie zbliżał się wieczór. Teraz widziałam tarcze słońca wysoko na niebie. Uświadomiłam sobie iż jestem już zmęczona jednak do wykonania zadania nie brakowało już wiele. Wróciłam na polanę z artefaktem. Zsiadłam z konia i wydobyłam Serce Zimy zbliżając się do niego. Do moich myśli napłynęła wizja zjawy która pojawiła mi się tego dnia kilkukrotnie. Kim była? Skąd się wzięła? Dlaczego starała się mnie powstrzymać? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi. Artefakt jakby w odpowiedzi na moją niepewność zaczął emitować niski i głośny pisk. Skrzywiłam się mocno otwierając usta z bólu jaki wywołał ów pisk. Cisnęłam serce w jego stronę licząc iż to go uciszy. Istotnie, pisk zniknął w chwili gdy artefakt przyjął serce. Zaczął pulsować i wibrować. Chwilę później bryła lodu eksplodowała a w jej miejscu pojawił się portal o barwie wszystkich odcieni lodu jakie do tej pory widziałam. Niemal równo z nim ponownie pojawiła się zjawa. SKOOOOOŃCZYSZ JAAAAK OOOOONE WSZYYYYYYSTKIE!



Zjawa jak poprzednio zniknęła. Z portalu natomiast zaczęły wyłaniać się inne istoty. Niskie, przygarbione nie miałam pojęcia kim lub czym mogą być. Zanim zdążyłam się nad tym zastanowić głos z kryształu w mojej sakwie zawołał mnie po imieniu. Wydobyłam go więc a Ona mówiła dalej.
-Taak! Taaaak! Wyczuwam ich obecność! - Głos Lodowej Pani rozbrzmiewał euforią jakiej jeszcze u niej nie słyszałam. - Lodowe wiedzmy! To wspaniałe! Natychmiast musisz przybyć do mnie z jedną z nich!
-Oczywiście moja Pani - Odpowiedziałam posłusznie. Byłam przekonana iż czeka mnie długa dorga na wyspę jednak jedna z wiedźm zbliżyła się do mnie i dotknęła palcem mego czoła. Na jej pomarszczonej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Nagle cały świat zawirował a ja znalazłam się w wnętrzu jaskini. Widząc Ernithel skłoniłam się jej z szacunkiem. Ona wpatrywała się we mnie z wyraźnym zadowoleniem.

-Świetnie się spisałaś moja droga. Okazałaś się więcej warta niż mogłam przypuszczać. Choć długa droga przed tobą moje dziecko widzę Twoją przyszłość. Podążaj tą ścieżka, a zima stanie się na twe zawołanie. A teraz zbliż się.


Podeszłam do niej a ona wyciągneła ku mnie swą dłoń. Gdy mnie dotknęła poczułam chłód. Szybko jednak przerodził się w przyjemne uczucie. A ja poczułam jak coś się zmienia.

-Kiedyś może będziesz godna bym mogła zwać Cię moją córką. Oczekuj megło głosu, niebawe wezwę Cię ponownie...
« Ostatnia zmiana: 2014 12 22, 09:07:15 wysłana przez mart »
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #4 dnia: 2015 01 05, 20:50:30 »
Tym razem zadanie było proste. Choć odwiedziłam chyba cztery najbardziej oddalone od siebie zakątki świata. Gdy ostatnio zdałem Lodowej Pani relacje z wyprawy zainteresowała ją wzmianka o zjawach które mi się objawiły. Ernithel domyślała się czym są i zdecydowała, że mam się ich pozbyć. Zlokalizowała je za pomocą lodowego artefaktu. Po chwili ciszy przemówiła wskazując mi miejsca do których miałam się udać.

___

Wyspa skuta wiecznym lodem, którą zamieszkiwał lodowy smok była pierwsza na mej liście. Dusze znalazłam bezpośrednio w legowisku drakona. Ernithel przypuszczała iż może ona chcieć opętać umysł lodowego sługi. Istota nie zaatakowała odrazu, jak poprzednio usłyszałam najpierw bym porzuciła swą służbę u Królowej Zimy. Odmowa nie spodobała się Zjawie.


Walka trwała krótko. Zbyt krótko, gdy widmowe ciało rozmyło się, ruszyłam w dalszą drogę. Gdy dotarłam do kolejnego miejsca przekonałam się iż z każdą kolejną Zjawą będzie trudniej. Istota wybrała na swą kryjówkę ruiny zamieszkiwane przez Koraxa.


Dusza zawodząc przemówiła dwoma głosami. Zniszczenie powłoki poprzedniej, sprawiło iż teraz miałam przed sobą silniejszą istotę, wzmocnioną mocą jej poprzedniczki. I tym razem los mi sprzyjał. Po walce powietrze było wręcz naelektryzowane od magii. Zjawa była jednak pokonana. Trzeciego Upiora odnalazłam na cmentarzysku w okolicy miasta elfów. Zgodnie z oczekiwaniami usłyszałam jak Zjawa przemawia trzema głosami. Tym razem dłużej starała się mnie przekonać do swym racji. Opowiedziała mi iż wszystkie przede mną służył Ernithel. Ta jednak pozbyła się ich, jednej po drugiej. Do tej pory jednak nie miałam podstaw by wątpić w słowa Królowej Zimy. Uciszyłam zatem bluźniercze widmo raz na zawsze. Ostatnim etapem mego zadania były podziemia wyspy zamieszkiwanej przez Ernithel. Odnalazłam tam lodową komnatę zamieszkiwaną niegdyś przez wampirzyce. W niej czekał na mnie już ostatni przeciwnik.


Zjawa rozmywała się w powietrzu, zaatakowała jednak pierwsza zanim ja zainkantowałam pierwsze zaklęcie. Czułam jak moc trzech poprzednich istot, ich gniew, nienawiść i determinacja emanują mocą skumulowane w jednej powłoce. Upiór bez trudu stracił mnie z wierzchowca i zacisnął lodowe dłonie na mej szyi. Jednak moja pozorna bezradność nie była prawdziwa. Czekałam tylko na pretekst by znaleźć się blisko mego przeciwnika. Nie tracąc chwili pchnełam przed siebie ostrze zaklętego sztyletu który ofiarowała mi wcześniej Ernithel. Choć widmowe ciało nie stanowiło oporu dla ostrza jego magia uaktywniła się niezawodnie. Oślepiający błysk oraz głośne zawodzenie. Chwilę później gdy otworzyłam oczy zjawy już nie było. Czułam jednak jej moc uwięzioną wewnątrz artefaktu. Zadanie zostało wykonane, Ernithel będzie rada.
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #5 dnia: 2015 02 05, 07:04:17 »
Gdy głos Lodowej Pani wydobył się z kryształu brzmiał inaczej niż zwykle. Szum ustabilizował się, po chwili ucichł a ja usłyszałam Ernithel wołającą mnie po imieniu. Sama nie wiem co zaniepokoiło mnie bardziej. Same wieści czy ton jakim moja Pani mi je przekazała. Niepokój emanował z jej głosu, mimo iż zapewne starała się to ukryć. Ktoś potężną magią zaczął ingerować w aurę jej wyspy. Potężna moc mająca za zadanie stłumić jej własną i osłabić jej wpływy... W pierwszej chwili nie wiedziałam co powiedzieć, do tej pory byłyśmy w ofensywie, a teraz nagle sytuacja się odwróciła. Zastanawiało mnie jednak któż mógł być na tyle szalony by stawać przeciw niej.


Jednak kimkolwiek był, zapewne nie chciał być zidentyfikowany. Kamuflował swą moc i swoje położenie. Choć nie tak dobrze by Ernithel nie odczytała z aury jego magii choć strzępów informacji. Była to zdecydowanie czarna magia, co nieco zawężało krąg poszukiwań. Co więcej mag - czyli źródło znajdował się pod ziemią. Nie było to wiele ale dawało mi choć punkt zaczepienia. Pierwszą moją myślą był podmrok i zamieszkujące go Drowy. Udałam się więc do tych nieprzystępnych podziemi. Aura tego miejsca nie zdradzała żadnych zmian odkąd byłam tu ostatnio. Ostrożnie przemierzałam tunele zważając iż tu na każdym kroku może czaić się niebezpieczeństwo. Począwszy od Terenthian, poprzez pożeraczy umysłów i upadłe domy, kończąc na Krwawych Larwach które często wiły sobie kokony w ruinach dawnych Drowich konstrukcji. Nic nie wskazywało jednak bym była w właściwym miejscu. Postanowiłam jeszcze wypytać jedyną skorą do rozmowy istotę.


Kobieta ta od lat zajmowała się wprowadzaniem do Podmroku tych śmiałków którzy gotowi byli zapłacić odpowiednio dużo. Uznałam, że sporych rozmiarów szafir będzie dobrym wstępem do rozmowy. Do czego wszak miałam się odnieść w przypadku tej kobiety, jak nie do jej chciwości. Krótka rozmowa utwierdziła mnie w moich podejrzeniach iż tu nie znajdę tego czego szukam. Opuściłam więc to miejsce ruszając dalej. Powtarzałam pod nosem słowa Ernithel. Czarna Magia... Cóż, w Khaldun bez wątpienia jej nie brakowało. Nie mogłam jednak doszukać motywu dla którego nieumarłe istoty zamieszkujące to miejsce miałby stawać przeciw Lodowej Pani. Uznałam, że rozsądniej będzie rozmówić się z panem tego miejsca.


Czarny mag zgodził się mnie wysłuchać, zakładam, że głownie kierowała nim ciekawość. Sam fakt, że rozmawiał ze mną gdy wyjawiłam kim jestem i komu służę utwierdził mnie iż nie stoi za magiczną ingerencją w królestwo mej  Pani. Był na swoimi terenie, otoczony przez hordy nieumarłych sług. Jeśli widziałby we mnie wroga, czyż nie była to idealna sytuacja by się mnie pozbyć? Mag zapewnił, że obecnie ma swoje problemy a szukanie w tym czasie nowych wrogów nie byłoby rozsądne. Co więcej, za odpowiednią cenę Mag zgodził się zbadać źródło owej magicznej aury. Co jak co, ale lepszego eksperta od czarnej magii raczej prędko bym nie znalazła.  Dobiliśmy więc targu. Cena choć wysoka okazała się być jednak warta poświęcenia. Ktoś bardzo się postarał by trop wskazywał na czarną magie, Mag upierał się jednak, że jest to coś innego. Choć nie umiał określić co, podał mi niemal dokładną lokalizacje z której biła ta moc. Kolejna jaskinia, a jakże. Dom szczuroludzi, trolli i innych potężniejszych istot. Poczułam to od razu gdy wkroczyłam do tego miejsca, im brnęłam głębiej tym intensywniej czułam znajomą z wyspy magie. Jak po nitce do kłębka dotarłam, do zrujnowanej budowli wzniesionej w głębi ziemi. Wkroczyłam do jej środka. W jednym z pomieszczeń skupiony na swym zadaniu odnalazłam kolejną odzianą w czerń istotę.


Spod kaptura dostrzegłam szarą skórę, która w niektórych miejscach odsłaniała obumarłą tkankę. Mag gdy tylko mnie dostrzegł zerwał się na równe nogi i złapał za opartą o zniszczony mebel kose. Na jego twarzy malowało się połączenie zdziwienia, strachu i złości. Choć mogę się mylić gdyż twarz nieumarłego nie zachowywała się jak ludzka.

-W..wynoś się stąd! - Krzyknął przyjmując postawę z której łatwo mógłby ruszyć do ataku. Starałam się wydobyć z niego jakieś informacje, kim jest, co nim kieruje... jednak odpowiedział mi jedynie posyłając w moją stronę ognistą kulę. Uniknęłam zaklęcia jednocześnie zaskakując z bestii. Wydałam jej rozkaz ataku a sama zaczęłam inkantować zaklęcie. Przeciwnik nie należał do łatwych, nie zamierzał też walczyć sam widząc szarżująca w jego stronę bestie. Przyzwał magicznego sługę. Powietrze zgęstniało od ilości magii. Chybione zaklęcia roztrzaskiwały pozostałości umeblowania przekształcając pomieszczenie w jeszcze większą ruinę. Nie wiem czy sprostałabym magowi gdyby nie moja bestia. Wyraźnie stanowiła ona problem dla mojego oponenta który najwyraźniej nie walczył nigdy wcześniej z podobną istotą. Wierna istota przyjmowała też na siebie część zaklęć i niemal wszystkie fizyczne. Obiecałam sobie sowicie ją nagrodzić. Po trudach mag poległ. Przeszukałam go i zrujnowane pomieszczenie nie odnalazłam jednak żadnych wskazówek. Z kryształu wydobył się głos. Ernithel powiadomiła mnie iż aura zniknęła z wyspy. Była bardziej niż zadowolona. Ja jednak wciąż obawiałam się tego co nadejdzie. Coś mi mówiło, że nieumarły czarnoksiężnik nie działał sam...
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.

Offline ~M

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 383
  • Demokratyczny dyktator.
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #6 dnia: 2015 02 05, 16:38:14 »
Przyjemnie się to czyta. Bardzo miło widzieć dużą aktywność scenarzysty i zaangażowanie w rpg servera, myślę, że takim graczom jak ja dodaje to trochę wiary w sens tworzenia czegokolwiek i starania się. Co prawda nigdy nie miałem z Tobą do czynienia Mart bo praktycznie już w ogóle nie gram i nie opiekujesz się żadną z grup fabularnych, do których należę, mimo to widzę twoją prace i zaangażowanie i piszę to po to żebyś czuł, że ktoś to docenia pomimo tego, że może niekoniecznie gracze dają Ci to do zrozumienia (chociaż ja dam :D). Takich scenarzystów serverowi potrzeba i myślę, że niejedna osoba się ze mną zgodzi. Pisze to również po to żeby zmotywowało to innych scenarzystów do aktywnego działania i angażowania się, gdy gracze widzą, że Gm się angażuje i tworzy coś ze swoją ekipą to sami nabierają zapału do działania.

Tak trzymaj! :)

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #7 dnia: 2015 02 05, 18:02:44 »
Coz, akurat w tym wypadku uczestnicze w quescie jako gracz i opisuje przygody mojej postaci. Prowadzi to ktos inny nie zmienia to jednak faktu iz milo czasem uslyszec troche pozytywow (choc moze w tym wypadku nie nalezy sie to mnie). Niemniej dokladnie taki cel maja wszystkie opisy przygod, do ktorych zawsze serdecznie zachecam. Pokazac wszystkim, ze cos sie dzieje ;-)

A Ty ~M wracaj, bo warto. Wiekszosc grup ma swoich opiekunow a nic nie motywuje do pracy bardziej niz aktywni gracze rpg ;-)

Ps. Tu masz przyklad fabuly ktora prowadze ja http://dm-uo.pl/forum/index.php/topic,30251.0.html
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.

Offline Ropuch

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 442
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #8 dnia: 2015 02 06, 01:49:56 »
Ciekawe RPG i ładnie napisane.

Marshall zajrzyj czasami, bo Fodr jest aktywny i by sobie poklimacił z Bobbym :*

« Ostatnia zmiana: 2015 02 06, 01:56:56 wysłana przez Ropuch »
<saxas> teraz na pvp liczy sie mag
<saxas> na dm nie ma lepszych i gorszych graczy pvp
<saxas> sa bardziej i mniej skoxani

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #9 dnia: 2016 03 17, 16:00:22 »
Królowa Lodu nazbyt długo nie wzywała mnie do siebie. Nie byłam pewna skąd wynika ta cisza... Czy czymś zawiniłam mej Pani? Czy naraziłam się na jej niełaskę? Może nie może mnie wezwać gdyż popadła w tarapaty? Dni mijały nie przynosząc żadnych odpowiedzi. Sama nie wiem kiedy ostatnio ją widziałam. Postanowiłam więc sprawdzić jak sprawy się mają. Najpierw ruszyłam na Ocllo.


Tu wszystko szło zgodnie z planem, śnieżny teren rozszerzał się, powoli lecz jednak miejsce to stawało się, jak każdy teren naznaczony piętnem zimy, królestwem Ernithel. Radość i duma rozpierały moje serce gdy spoglądałam na drzewa zmienione z lodowe rzeźby. Ruszyłam na wyspę mej Pani. Tam spotkałyśmy się po raz pierwszy, tam stałam się jej, tam zawsze mnie wzywała gdy chciała ze mną pomówić. Morze tego dnia było wyjątkowo niespokojne. Zimne fale wysokości dorodnego cyklopa co chwila zalewały mą niewielką łódź. Koszmar przywiązany na postronku szalał mimo iż uspokajałam go słowem i magią. Czy Pani czuła iż się zbliżam lecz nie życzyła sobie mej obecności? Uwolniłam umysł od ponurych myśli. Na horyzoncie świtało gdy przybiłam do zlodowaciałego brzegu. Ruszyłam na północ wzdłuż skał. Odnalazłam dobrze znajomą mi grotę. Zostawiłam wierzchowca na zewnątrz, za pomocą prostego zaklęcia przystosowałam swe oczy do ciemności i wkroczyłam w głąb jaskiń.


Po przebudzeniu z lodowego snu spędziłam tu długi czas służąc Ernithel, znałam więc to miejsce lepiej niż własną kieszeń. Bez trudu dotarłam więc do sali w której znajdował się tron. Nie było tu jednak tej której szukałam. Po zbadaniu aury tego miejsca byłam niemal pewna, że nie było jej tu już od dłuższego czasu...
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #10 dnia: 2016 10 18, 14:40:33 »
Pani na zbyt długo opuściła swoje królestwo. Nie było to do niej podobne. Nie wiem co bardziej mnie niepokoiło, jej zniknięcie i tak długa nieobecność czy to, że zniknęła bez słowa. Raz po raz przeczesywałam wyspę w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów, opłaciłam też kilku ludzi by zbierali dla mnie informacje. Nie przybliżyło mnie to jednak do niczego...


Co jakiś czas starałam się również skomunikować z nią za pomocą artefaktu... To również nie przynosiło efektów. Szum był jedynym co wydobywało się z przedmiotu. Do czasu. Kolejny raz przemierzając wyspę poczułam jak artefakt zaczyna drgać. Szybko wydobyłam go z sakwy i usłyszałam głos. Nie był to jednak głos który spodziewałam się usłyszeć. Mężczyźni, rozmawiali między sobą. W tle krzyki, śpiewy i wrzaski. Brzęk szkła. Niewątpliwie karczma. Wieź jednak zerwała się tak szybko jak pojawiła. Trop był słaby, ale jednocześnie od długiego długiego czasu nie miałam nic lepszego. Zamknęłam oczy i wyszeptałam słowa zaklęcia. Gdy je otworzyłam stałam już w innym miejscu. Śnieg i chłód zniknęły, stałam naprzeciw karczmy.


Przekroczyłam jej prób rozglądając się dokładnie. Tu jednak panowała cisza i spokój, przy stolikach siedzieli goście pogrążeni w rozmowach i rozmyśleniach, brak jednak było tu  gwaru jaki słyszałam. Kolejna karczma była niemal pusta, więc ruszyłam dalej. W kolejnej zatrzymałam się na dłużej panował w niej gwar jednak nikt z gości zwrócił na siebie mojej uwagi. Dopiero czwarta karczma okazała się być właściwa. Port cuchnął jednak każdy zmysł mówił mi, że jestem tu gdzie trzeba.



W środku nie brakowało gości, z początku więc tylko obserwowałam. Trafiłam w końcu do pomieszczenia w którym siedziało trzech mężczyzn. Gdy mnie ujrzeli zerwali się na równe nogi. Krótka rozmowa jednak szybko oczyściła atmosferę. Rzekłam iż szukam informacji jeśli mi pomogą zyskamy wszyscy a jeśli nie...cóż, poznają mnie od mniej uroczej strony. Mężczyźni jednak okazali się mądrzejsi niż wskazywał wygląd. Wyjawili mi co chciałam wiedzieć a i ja dotrzymałam słowa. Niestety to nie oni byli w posiadaniu artefaktu ale widzieli jak pewien mag zakupił go od żebraków. Skierowali mnie również do kogoś kto mógł wiedzieć więcej... cóż ruszyłam zatem na spotkanie z Arcyłotrem.
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.

Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2075
Odp: Odrodzona z lodu.
« Odpowiedź #11 dnia: 2018 10 16, 13:30:36 »
Kolejny raz moja pani. Kolejny raz wyruszam na poszukiwanie Ciebie mimo iż nie zliczę już ile razy nie zdało się to na nic. Jakiż jednak inny cel mogłabym nadać mojemu życiu. Nadałaś mi cel. Misje. A teraz... Dni upływają jednako. Albo przemierzam bezkresne śnieżne pustynie albo zbieram siły do kolejnej wyprawy. Wciąż jednak w sercu chowam nadzieje, ze kryształ który mi ofiarowałaś zaszumi jak dawniej a gdy szum ustabilizuje się usłyszę Twój zimny głos. Dni jednak mijają. Kolejna wyprawa nie różniąca się od innych. Długi marsz w śnieżycy. Do zimna przyzwyczaiłam się już dawno. Od naszego pierwszego spotniana gdy zbudziłaś mnie z lodowego snu jest wręcz czymś normalnym, czymś bez czego czuje się nieswojo. Stojąc na brzęku jednej z wysp spojrzałam hen przed siebie. Spoglądając na kolejne ośnieżone wyspy bieguna które przyjdzie mi jeszcze przemierzyć...


Kolejny raz moja pani. Kolejny dzień. Kolejna wyspa. Dlaczego zniknęłaś pozostawiając mnie z tyloma pytaniami. Nie tak miało być. Śnieg skrzypiał pod łapami polarnego niedźwiedzia na którego grzbiecie siedziałam. Gwiazdy pięknie lśniły na nocnym bezksiężycowym niebie. Tutaj zdala od miast niebo wygląda zupełnie inaczej. Zawsze urzekało mnie swoją magią i urokiem. Drogę rozświetlając sobie niebieskim płomieniem sondowałam magiczną aurę kolejnej z wysp. Znowu nic. Kolejny raz poszukiwania okazały się próżne. Przysypiałam już niemal na grzbiecie bestii gdy mątwą cisze rozdało żałosne skomlenie a zaraz potem głośny ryk. Rozbudziłam się w momencie i spięłam wierzchowca by popędził w tamtą stronę. Moim oczom ukazało się monstrum. Nie widziałam nigdy wcześniej niczego takiego. Wielki jak dom, cały z szklącego się lodu. Nie znałam tego typu istot mimo iż o magii lodu wiem już chyba wszystko. Aura tej istoty nie pozostawiała jednak wątpliwości. Była to istota do cna przesiąknięta złem. Czymkolwiek było to monstrum właśnie rozrywało kolejnego śnieżnego wilka na pół. Krew i wnętrzności chlusnęły na śnieg brukając go czerwienią. Otoczyłam się aurą i zbroją z lodu i ruszyłam na niego.

Walka trwała długo. Była zaciekła. Nie skłamie jeśli powiem iż była to jedna z trudniejszych walk jakie stoczyłam w życiu. Poległ mój wierzchowiec. Ja odniosłam wiele ran. Stałam dysząc nad czymś co przypomniało już teraz tylko sterte lodu. Zatamowałam najgroźniejsze rany zamrażając je. Szumiało mi w uszach a w głowie czułam zawroty. Wstałam jednak i ruszyłam w stronę zmasakrowanego stada. Krew była wszędzie. Czułam zapach krwi i śmierci. Choć krew zaczynała już zamarzać. Po moim policzku spłynęła łza. Zimna jak wszystko wokól. Nagle do mojego ucha dobiegł dźwięk. Ciche skamlenie.


Przyjrzałam się ze zgrozą ranom jakie odniósł wilk. Rozpruty... niemal od żeber po ogon. Nie mam pojęcia jakim cudem jeszcze żył. Użyłam magii by złagodzić jego ból. Było mi go cholernie żal. Rany były zbyt poważne bym pomogła mu bandażami i igłą. Były zbyt poważne nawet na magie. W takich chwilach człowiek czuje się bezradny. Po policzku spłynęła mi kolejna łza. Dołączyły do niej kolejne. Spoglądałam w mądre gasnące oczy wilka. Czułam pod dłonią jego zwalniający oddech. W głowie jednak zrodziła się myśl. Ostatnia szansa. Ostatnia nadzieja. Zasklepiłam rany zaklęciem na tyle by wilk nie skonał na mych ramionach. Mimo to zaskomlał żałośnie gdy podnosiłam go ze śniegu. Wyszeptałam zaklęcię tłumiąc łzy. Wszechobecną biel rozdarł błękit. Magiczny owal unosił się nad ziemią kilka kroków przede mną. Ruszyłam w jego stronę.


Nigdy nie byłam nazbyt religijna. Mimo iż zdarzyło mi się nawet spotkać jednego z bogów osobiście. Nie wspominam tego dobrze. Jedynie Lodowa Pani była kogoś komu oddawałam cześć. Jej zawdzięczałam więcej niż komukolwiek. Dziś jednak. Spoglądając bezradnie na konające zwierze. Bezsilna.  Zaczęłam modlić się po raz pierwszy od wielu wielu lat. Trwałam tak, płacząc i modląc się. Cedząc słowa adresowane do bogini która ponad wszystko umiłowała wilki. Nie wiem ile czasu minęło. Popadłam w pewien rodzaj amoku, skupiając się jedynie na modlitwie i nierównym oddechu wilka. Przez ułamek chwili, gdy serce zwierzęcia przestało bić poczułam się jak gdyby i moje miało zamrzeć. Nie dane jednak było mi popaść w gniew. To co wydarzyło się później wprawiło mnie w jeszcze większe osłupienie. Wszystko wokół zaczeło skrzyć się srebrem. W powietrzu zawirowały płatki, niby śniegu, jednak srebrzyły się księżycowym blaskiem. Nad ciałem wilka uniosła się eteryczna smuga. Nie wiem czy to wszystko było złudzeniem. Czy to efekt utraty znacznej ilości krwi podczas walki i przemęczenia jednak usłyszałam głos. Cichy, spokojny, kojący i... ciepły.

Próżno już ratować to ciało. Uratuje jednak was obie. Skoro tak bardzo zatroszczyłaś się o me dziecię, niech ono teraz zatroszczy się o Ciebie. Nie będziesz więcej samotna.

Gdy odzyskałam świadomość nie było już śladu po srebrzystej aurze. Nie było też wilka. Nie wiem do końca co wydarzyło się w tej świątyni. Jednak nawet jeśli głos był ułudą. Nawet jeśli to tylko mara wywołana moim stanem w tamtym dniu w jednym głos nie kłamał. Od tamtego dnia nigdy już nie czułam się samotna.
« Ostatnia zmiana: 2018 10 16, 20:55:19 wysłana przez mart »
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.