Chodniki czerwone były od krwi, a na ścianach zniszczonych budynków ogień pozostawił czarne ślady swej działalności. Jednak nigdzie nie było widać śladu życia, a ciszę mącił jedynie cichy wiatr i skrzypienie konarów martwych drzew.
Niepokój i nastrój panujący w mieście natychmiast ich otrzeźwił. Otoczyli kręgiem wóz ciągnięty przez konie i szli krok za krokiem, rozglądając się za potencjalnym zagrożeniem. Każdy miał w ręku broń gotową do użycia, a łucznicy nie zdejmowali strzał z cięciw swoich łuków.
Athelan z dzikim okrzykiem skoczył przed siebie i przebił włócznią głowę Pośledniego Demona. Jednak była to sama głowa, leżąca na ich drodze. Reszty ciała nie było widać w zasięgu wzroku. Podbudowawszy w ten sposób swoje morale, odzyskał również pewność siebie.
Wysunął się naprzód i dumnie wyprostowany jechał na swoim Koszmarnym Kucyku na czele pochodu, co jakiś czas rzucając przez ramię ukradkowe spojrzenia na Lostarę. Jednak ona nie zwracała na niego uwagi, skrobiąc coś piórem w swoich księgach.
Po godzinie jazdy, ich oczom ukazały się maszty statku, wystające ponad mury miasta. Napełnieni otuchą przyspieszyli kroku i skierowali się w tamtą stronę. Już po chwili przeszli obok zawalonej piramidy i znaleźli się w porcie, pełnym ludzi. Uzbrojeni mężczyźni, odpowiadający za bezpieczeństwo załogi, obrzucili ich niechętnymi spojrzeniami, jednak bez słowa przepuścili ich do kapitana, stojącego na pomoście.
- Witaj kapitanie! – Athelan popisał się wzorowym salutem. – Przybyliśmy!
- Hę? – kapitan obrzucił go zdziwionym spojrzeniem. – A kim wy jesteście?
- Pewien rycerz, którego spotkaliśmy w Skara Brae, wynajął nas jako eskortę – odezwała się Lostara, widząc, że Athelan otwiera usta, z których niewątpliwie nie powinny wydostawać się żadne więcej słowa. – Przywieźlismy materiały do naprawy masztów, które ponoć macie naprawić.
- Ach.. tak, tak – kapitan pokiwał głową. – Doszły mnie słuchy, że znalazł odpowiednich kandydatów… Choć śmiem wątpić w słuszność jego wyboru… Wczorajszego wieczora wysłałem do miasta część straży, która oczyściła wam drogę przez to przeklęte miasto. Rozumiem, że nie napotkaliście po drodze żadnych kłopotów?
- Oczyściła? Oczyściła?! – Athelan parsknął śmiechem. – Cóż za nieudolną straż sobie wybrałeś, kapitanie. Od samych bram Trinsic aż do tego miejsca…
Przerwał na chwilę, zdając sobie nagle sprawę, ze w porcie było pełno ludzi i żadnych demonów
- Aż do tego miejsca tam za winklem – podjął szybko, wskazując ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. – na każdym kroku rzucały się na nas hordy demonów! Pełno ich było! Ledwo z Lostarą daliśmy radę je odpędzić…. Gdyby nie magia, która tak biegle włada… Proszę, całą włócznię wysmarowaną w ich czarnej krwi!
Athelan wyciągnął przed siebie broń, demonstrując prawdziwość swoich słów.
Kapitan przyjrzał się sceptycznie dowodom męstwa wojownika.
- Gdzie ta krew?
Athelan zsiadł z koszmara i podszedł do rozmówcy
- O tutaj – wskazał niewielkie plamki demonicznej krwi na czubku włóczni. – Reszta musiała się zmyć.
- Zmyć?
- Ehe, dokładnie tak.
- Cóż…
- Pomocy! Ratuuunku! – wszyscy znieruchomieli, wpatrując się w majtka wbiegającego do portu. – Demony uwięziły moją damę! Błagam! Niech ktoś pomoże!
Athelan wskoczył na siodło i popędził we wskazanym kierunku.
- To będzie dodatkowo płatne! – krzyknął mijając zdziwioną straż.
Lostara spokojnie pokłusowała za nim i zatrzymała się na środku placu tuż za murami oddzielającymi miasto od portu.
- In Vas Mani – wyszeptała, doskonale wiedząc czego może się spodziewać po swoim rycerzu.
Zza rogu wypadł wojownik na potykającym się koniu, a w pogoni za nim leciały dwa Demony Złocistych Piasków, otoczone pustynnym pyłem. Ciskały w swoją ofiarę piorunami, które rozłupywały trafione brukowce i ściany ruin.
- Nic nie widzę! Oślepłem! – krzyczał zrozpaczony Athelan, w pełni zdając się na doświadczenie swojego Kucyka. Lostara rzuciła w niego bryłą błota owiniętego pajęczą siecią, która natychmiast rozpłynęła się po jego ciele zasklepiając rany.
Kiedy Athelan odzyskał zdolność widzenia, sytuacja stała się nieco bardziej stabilna i czarodziejka wykorzystała moment wytchnienia do przywołania Mistycznego Lisa. Chowaniec Lostary, nie potrzebował żadnej zachęty. Z głośnym warknięciem rzucił się na najbliższego demona. Pazury drapały, kły szarpały a ogony merdały z zadowolenia, pokazując radość z jaką stworzenie broniło swojej Pani.
Jeden z demonów padł na ziemię, pociągnięty przez zajadle atakującego chowańca. Athelan wykorzystał okazję i zawrócił Kucyka w jego stronę, rozpoczynając szarżę. Pochylił się w siodle, wycelował i pchnął włócznią prosto w serce bestii, pozbawiając ją życia. Koszmar, dla pewności, przebiegając koło truchła, przednimi kopytami zmiażdżył głowę demona. W między czasie drugie stworzenie uległo potędze Lostary i jego szczątki właśnie dogasały nieopodal. Czarodziejka wygładziła sukienkę, poprawiła włosy i skierowała konia w stronę wiszących na zawiasach drzwi małego budyneczku. Zgrabnie zsunęła się z siodła i wyciągnęła stamtąd młodą dziewczynę.
- Jesteś już bezpieczna, odprowadzimy cię do portu – oświadczyła zmęczonym głosem. – Nie musisz już się bać.
- Jestem kobietą morza – prychnęła pogardliwie. – Niczego się nie boję! Nawet… nawet…
- Krakenów? – przerwała podniecona Lostara. – Widziałaś kiedyś krakena? Prawdziwego krakena? Takiego dużego? Z.. .z… z mackami? I z tym wszystkim co mają prawdziwe krakeny?
- Oczywiście, że nie! – kobieta parsknęła lekceważąco. – Krakeny żyją tyko w bajkach!
- Tak myślisz? A ja raz go widziałam! Był ogromny! Większy od tego statku!
- Naprawdę…
- Może zabierzemy się z Wami w krótki rejs i spróbujemy znaleźć jakiegoś?
- Nie mogę decydować za kapitana…
- Świetnie! Idziemy do portu! – zawołała. – Athelan! Masz być grzeczny, bo nas nie zabiorą!
- Obiecuję, kochanie. Grzeczny jak mysz.
- Mysz? – Lostara obrzuciła wojownika zdziwionym spojrzeniem. – Jaka znów mysz?
- Jak mysz pod miotłą.
- Myszy pod miotłą zazwyczaj są martwe…
- Ehe, i przez to grzeczne.
Lostara westchnęła cicho i ruszyła powoli w stronę portu, prowadząc za sobą konia. Ożywionymi głosami rozmawiały ze sobą dwie kobiety, co jakiś czas chichocząc i rzucając krótkie spojrzenia na Athelana, który wlókł się naburmuszony z tyłu, udając że nic go nie obchodzą te plotki. Choć uważnie nadstawiał swoich szpiczastych uszu, nie mógł pochwycić żadnego słowa.
W porcie popędził Kucyka i wyjechał przed kobiety, żeby właściwie poprowadzić rozmowę z kapitanem i wyciągnąć z całej przygody jak największy zysk. Obca kobieta pobiegła ze łzami oczach w stronę statku i rzuciła się w objęcia swojego majtka.
- Jak myślisz? – szepnęła Lostara starając się, by nikt inny ich nie usłyszał. – Athelan? Dokąd płyną?
- Być może ruszają z jakąś wielką misją rabunkową? – czarownica spojrzała na niego chłodno, zmuszając go do zmiany koncepcji. – Znaczy, ratunkową. Ratunkową oczywiście. Być może… Ratunkową. Tak właśnie powiedziałem.
Zaśmiała się radośnie, widząc zmieszanie wojownika. Delikatnie musnęła wargami usta Athelana, który nagle zrobił się cały czerwony, prowokując kolejny atak śmiechu ukochanej.
- Można by zaciągnąć się do załogi. Lostarko, słońce moje, mogę zostać piratem? Mogę?
- Nie. Pożegnamy się z załogą i wracamy.
- Ehe, jeszcze tylko się pożegnać… Kapitanie! – zawołał Athelan, z rubasznym śmiechem podjeżdżając parę kroków w stronę dowódcy załogi.
- A tak, tak… nasi bohaterowie… Nie dość, że bezpiecznie przeprowadziliście do nas karawanę, to jeszcze uratowaliście członka naszej załogi. Jestem wam niezmiernie wdzięczny. A teraz….
- Nagroda – Athelan przerwał nie pozwalając by bogactwo tak łatwo się odwróciło i uciekło.
- Nagroda?
- Ehe, ten tajemniczy rycerz, który nas wynajął mówił o nagrodzie. W jakim celu mielibyśmy tu przyjechać, jeśli nie po skarby?
- Może i racja… niech wam będzie – kapitan warknął nieprzyjemnie. – Co wam obiecał?
- Złoto, klejnoty i magiczne artefakty – odparł natychmiast Athelan. Zamknął oczy i czekał na cud.
- Nie lubię kłamców – mężczyzna rzucił na ziemię sakwę w której zabrzęczało parę nędznych monet. – To wasza zapłata, a teraz… wrócimy do naprawy naszej łodzi.
Athelan westchnął cicho, zatańczył w kółko na swoim Kucyku, rozglądając się uważnie po porcie i oceniając ludzi, którzy nagle przerwali pracę i leniwie bawili się różnego rodzaju bronią. Niektórzy mieli krótkie szable, inni młotki czy sieci, ale tak naprawdę każdy przedmiot celnie rzucony, może być bronią idealną.
- Athelan… - Lostara szepnęła ostrzegawczo. Gwizdnęła na swojego lisa, który przypadł do niej, gotów oddać życie w obronie swojej Pani. – Błagam, bądź rozsądny.
- Jak zawsze, kochanie… - wojownik zachichotał. Przypiął do boku krótką włócznię, tarczę zarzucił na plecy, a ręce podniósł w górę w obronnym geście.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, jednak Athelan w tym momencie wyszczerzył białe kły w drapieżnym grymasie i zwinnym ruchem, szybkim jak mgnienie oka, wyszarpnął zza pleców długą włócznię z tytanium. Przyjął pozycję bojową.
- Spokojnie, wojowniku… gdzie Twój honor? Ratować, tylko dla złota? Zabijać dla garści błyszczących kamyków? Czy to naprawdę jest tego warte?
- Ehe, w końcu to złoto i błyszczące kamienie.
- Rozejrzyj się! Jest Was tylko dwoje! Nie przebijecie się przez naszą straż. Nie możesz być aż tak szalony! – zawołał kapitan. – To będzie dla Ciebie nauczka! Gdybyś nie skłamał ,dostał byś więcej! Znacznie więcej!
- Mam uwierzyć na słowo? Znaczyłoby to, że macie na tym pokładzie więcej… znacznie więcej… - Athelan wybuchnął śmiechem, którego nie zdołał powstrzymać, pochylił się w siodle, opuścił włócznie wzdłuż szyi Kucyka szykując się do krótkiej szarży.
- Athelan! Dośc! – Lostara krzyknęła głośno, a niebo nad ich głowami pociemnialo. – Nikogo dziś nie zabijesz! I nie okradniesz!
Wojownik drżał cały, rozgrzany przez gorącą krew, szaleńczo krążącą w jego ciele. Z jego gardła wyrywało się ciche warczenie, a oczy zwęziły się na podobieństwo oczu pantery, gotowej do skoku.
- Athelan…. Skarbie… - Lostara szepnęła cicho. – Nie potrzebujemy tego. Wracajmy do Skara.
Wyczarowała magiczny portal, przez który niezwłocznie przeszła, obrzucając Athelana proszącym spojrzeniem pięknych oczu. Wojownik westchnął cicho, opuścił włócznię. Zerwał Kucyka do galopu w stronę przejścia i zmuszając koszmara do pięknego skoku prosto w Bramę. Niestety, nie trafił i przeleciał tuż obok. Niezrażony zawrócił i ponowił manewr. Tym razem również bezskutecznie. W momencie, w którym zdecydował wjechać spokojnie w niebieski portal, ten po prostu… zniknął. Wojownik rozejrzał się nerwowo i zachichotał.
- Cóż… i tak się zdarza… - otoczyły go magiczne gwiazdy i już po chwili pojawił się pod bankiem Skara Brae.
- Co tam tak długo robiłeś? – Lostara spiorunowała go wzrokiem.
- Nie trafiłem w portal… - przyznał się zawstydzony?
- Nikogo nie zabiłeś?
- Nie…
- Nie okradłeś?
- Zabroniłaś….
- Grzeczny kociak – przytuliła byłego skrytobójcę. – A teraz szukajmy tego rycerza. Trzeba zameldować o sukcesie misji.
- Ehe… - Athelan nieco oklapł. – Szukajmy. Masz jakiś pomysł, gdzie zacząć?
- Jak to gdzie? – spojrzała na niego ze zdziwieniem. – W karczmie. Zawsze zaczyna się od karczmy i zwykle również tam się kończy.
Ruszyli w stronę niewielkiej gospody, prowadząc konie za uzdy. Weszli do jasno oświetlonej oberży, jednak nie było tam nikogo poza półprzytomnym pijakiem, leżącym na barze i samym barmanem, który wyglądał jakby miał ochotę dołączyć do swego jedynego klienta. Wierzchowce w tym czasie wesoło biegały po malej sadzawce w środku miasta, chłodząc swoje zgrzane ciała.
- Cóż… skoro już tutaj zaczęliśmy poszukiwania, możemy nieco dokładniej przyjrzeć się temu lokalowi… - Athelan sięgną do sakwy i kupił dwie butelki piwa.
- Brzmi całkiem dobrze – Lostara z wdzięcznością przyjęła trunek.
W tym czasie drzwi otworzyły się powoli, a czarny rycerz przekroczył próg, zasłaniając swym olbrzymim ciałem całe przejście.
- O proszę, znaleźliśmy – czarownica na wszelki wypadek, jakby Athelan nic nie zauważył, wskazała na przybysza.
- Ehe, czas na nagrodę – pokiwał jej wybranek.
- Nagrodę?
- Dokładnie.
- Ale…
- Ciiii. – uciszył Lostarkę i podszedł do rycerza. – Witaj! Karawanę doprowadziliśmy na miejsce, całą, zdrową i bezpieczną. Statek niedługo będzie zdolny do dalszego rejsu. Demonów hordy wybiliśmy i damę z opresji wybawiliśmy.
- Jaką znów damę? Tam dam raczej nie ma… – przybysz spojrzał z góry na Athelana.
- Ukochaną majtka! Oni wezmą ślub! – Lostara ruszyła z pomocą.
- Panią majtkową! – Athelan energicznie pokiwał głową.
- Nieważne… tu jest wasza nagroda. – olbrzym podał parze sakwę wypchną złotymi, brzęczącymi monetami.
Athelan niemal nie rozpłynął się z rozkoszy, słysząc ten dźwięk i czując ciężar, który nagle przybył mu u boku.
- Do tego… - olbrzym kontynuował – jeśli macie jakieś pytanie, możecie zadać je teraz, ale…
- Oooo, mamy całą masę pytań. Musimy się zastanowić i myślę, że… - Athelan zdecydował się na właściwe pytanie.
- Czy widziałeś kiedyś krakena? – Lostara nie pozwoliła mężczyźnie dokończyć zdania.
- Ale… macie tylko jedno pytanie… Czy to właśnie na to mam odpowiedzieć?
- Nienienienie – Athelan czym prędzej zaprzeczył. – Jedno pytanie czy każde z nas po jednym?
- Jedno na was oboje, zastanówcie się dobrze.
- Czy pytanie o to czy po jednym pytaniu na osobę, uznane jest za pytanie? I czy pytanie o to czy pytanie o to czy po jednym…. – Athelan zagubił się gdzieś w odmętach swojego niedoścignionego umysłu, gdzie myśli biegały na wszystkie strony z prędkością przekraczającą ludzkie pojmowanie.
- Nie – olbrzym lubił zwięzłe wypowiedzi.
- W takim razie zastanówmy się dobrze… - Athelan powtórzył słowa olbrzyma. W połowie zdania wyciągnął krótką włócznię, zamachnął się i uderzył niemal na oślep za siebie.
Rozległ się cichy krzyk i przerażona kobieta, znana jako Eleanor, nieudolna złodziejka, uciekła z karczmy, trzymając się za ranioną rękę. Athelan przez chwilę zastanawiał się, czemu postanowił darować jej życie. Uznał w końcu, że to z sentymentu jaki czuł do złodziei.
Uśmiechnął się na wspomnienie dawnych czasów… Kopalnia w Delucji… pełno górników, jeden wyjątkowy z….
- Skarbie, wróć do nas – głos Lostary sprowadził go z powrotem na ziemię.
- Ehe, wróciłem. Więc… pytanie.. tak? Pytanie… kim jesteś?
- Czy to właśnie wasze pytanie?
- Tak.
- Jestem…
W tym właśnie momencie Athelan padł nieprzytomny na zakurzone deski gospody. Śnił o różnych rzeczach. Słyszał niewyraźne głosy, które mimo swej bliskości nadal pozostawały… niewyraźne.
Kiedy się obudził, klęczała przy nim Lostara, wlewając mu jakieś dziwne mikstury do rozchylonych ust.
Mistyczny Lis nerwowo kręcił się po karczmie, sierść miał zjeżoną.
- Co się stało? – wymamrotał Athelan.
- Zemdlałeś – odparła czarownica.
- Czemu?
- Z emocji?
- Co odpowiedział?
- Kto?
- Rycerz.
- Nic.
- Jak to nic?
- Nic konkretnego. Dużo mówienia o niczym, wykręcania się od odpowiedzi i w końcu uciekł, mówiąc, że powinnam się tobą zająć.
- A ten lis? – Athelan wskazał na chowańca, który właśnie próbował upolować mysz, kryjącą się na brzegu swojej norki.
- Wróciła ta złodziejka, chciałam mieć pewność, że nic ci nie zrobi.
- Dziękuję.
- Nadal nie wiemy kim był ten rycerz, dokąd zmierzali… właściwie nic nie wiemy…
- Ehe, będzie ciężej niż myślałem.
- Ja widziałem już ten symbol – pijaczyna obudził się i potoczył po nich zamglonym spojrzeniem.
- Ta? Gdzie? I co to za symbol?
- Parę monet może otworzyć moje usta…
- Oczywiście, proszę – Lostara zabrała Athelanowi sakwę pełną złota, która dopiero co, dostał od rycerza i podała ją żebrakowi.
- Idźcie do Cove, znajdziecie tam pewną staruszkę… na pewno ją poznacie. Powiedzcie jej, że chcecie poznać historię Wilczegolba. Z pewnością wam pomoże.
Athelan skinął głową.
- Ruszajmy więc! Za mną! – zawołała Lostara do swoich chowańcow.
- To będzie przyjemność pracować dla ciebie, pani! Prowadź! – pijaczyna chwiejnym krokiem ruszył za poszukiwaczami przygód, zapewniając, że chętnie będzie dla nich pracować.
- Dałaś mu za dużo złota… - mruknął cicho Athelan do Lostary.
- Może sprzedawać nasze rzeczy w Cove…. – Lostara zawsze starała się patrzeć na świat optymistycznie.
Jednak żebrak zniknął gdzieś w porcie i nikt nigdy go więcej nie widział. Dziwne.