Autor Wątek: Świat w ogniu  (Przeczytany 4016 razy)

Offline |chris|

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Świat w ogniu
« dnia: 2016 10 01, 20:30:07 »
Athelan właśnie mocował się z drzwiami napotkanego domu nieopodal Yew, próbując dostać się do środka, kiedy usłyszał w umyśle głośny krzyk Lostary.
- Athelan! Pomóż!
W momencie, w którym w końcu drzwi ustąpiły i otworzyły się do środka ukazując bogate wnętrze budynku, wojownik z cichym jękiem rozczarowania poddał się podróży myśli i już po chwili stał u boku Lostary, nad brzegiem morza.
- Co się stało? – zapytał chwytając mocniej włócznię i rozglądając się za przyczyną tego wezwania.
- Tam! – głos czarodziejki drżał, tak samo jak kostur, którym wskazała kierunek.
Athelan uniósł głowę. Nie rozumiał tego co ukazało się jego oczom. Niebo nad nim było czarne i ruchome, wyglądało jakby świat doczekał się swojego końca, a mrok powoli ogarniał każdy jego fragment. Ciemność zatoczyła koło, ciągnąc za sobą pokryty łuskami ogon.
Bestia wylądowała przed dwójką wędrowców, a ziemia pod jej ciężarem zadrżała cała. Podmuch wiatru spowodowany przez powolne ruchy skrzydeł powalił okoliczne drzewa i wzbudził ogromne fale na morzu.
Lostara w ostatniej chwili zdążyła osłonić siebie i rycerza magiczną tarczą, która uratowała ich przed wylądowaniem na dnie morza wiele mil od brzegu. Podnieśli się ostrożnie. Wierzchowce dzielnie wysunęły się przed swych właścicieli, gotowe w każdej chwili rzucić się na pewną śmierć w ich obronie.
Athelan, który zwiedził całą Sosarię i każdy jej zakątek oraz cały Drugi Ląd, ani nawet Lostara, która przeżyła nie mniej przygód, ponadto wiele lat spędziła na studiowaniu Bestiariuszy oraz historii i mitologii świata, nie potrafili stwierdzić z czym mają do czynienia.
Niewyobrażalnych rozmiarów  skrzydlate stworzenie, którego łuski były czystą ciemnością, falującą jak woda w morzu i rozpływające się po ciele bestii. Oczy pełne ognia i głodu.  Przy każdym oddechu kłęby dymu wydostające się z pyska pełnego kłów, gdzie każdy był większy niż największy smok, z jakim poszukiwacze przygód mieli do czynienia. Najbardziej przypominało Wyrma, jednak było nieporównywalnie większe i już sam jego widok napełniał ludzi strachem i paraliżował ich ruchy.
Potwór zniżył łeb ku ziemi i zbliżył go do wędrowców. Wciągnął powietrze, wdychając ich zapach. Sam ten podmuch starczył by ponownie człowiek i elf wylądowali na ziemi. Athelan spojrzał na urwisko, znajdujące się parę kroków od nich, zastanawiając się czy lepiej w pełnej zbroi skoczyć i utonąć w odmętach wzbudzonej wody, czy raczej udawać bohatera i zostać pożartym.
- Cóż… jeśli mnie połknie, może chociaż dam radę wbić mu włócznię gdzieś po drodze… wtedy może chociaż Lostara się uratuje… - pomyślał, po czym z westchnieniem rezygnacji podniósł się z ziemi.
Stanął pomiędzy bestią a swą ukochaną, która usiadła na ziemi, gotowa w każdej chwili obudzić w sobie magię, chociaż wiedziała, że stworzenie nawet tego nie zauważy.
Athelan uniósł tarczę przed sobą, drugą rękę poprawił na włóczni.
Czekali tak w napięciu, szykując się na swoje ostatnie chwile.
Czuli między sobą głęboką więź. Oboje wiedzieli, co myśli drugie. Nie potrzebowali słów.
Kiedy stworzenie poczuło zapach wędrowców, stało się coś czego w żaden sposób nie potrafili wytłumaczyć. Ogień w oczach bestii jakby przygasł, oczy zwęziły się, a łeb wyleciał ku górze. Z gardła wyrma wydostał się przerażający ryk, jakby uwolnił z siebie cały gniew, który od wieków więził w sobie.
Nagle na niebie zaroiło się od wszelkiego rodzaju smoków, niebo stanęło w ogniu. Wszystkie leciały na wschód, przez morze.
Co jest po drugiej stronie? Athelan nie potrafił sobie przypomnieć.
Wyrm ponownie opuścił łeb, prychnął na wędrowców, po raz kolejny rzucając ich na ziemię.  Odwrócił się w stronę brzegu, rozłożył potężne skrzydła. Wzbił się w powietrze, ponownie tworząc zawirowania powietrzne przeradzające się w tornada, które po chwili znikały i dołączył do stada.
Athelan z Lostarą jeszcze parę chwil leżeli obok siebie. Szyszka i Kucyk podeszły do nich, ciągnąc za szaty i zmuszając do podniesienia się z ziemi.
Patrzyli za niezwykłym podniebnym tańcem, którego byli świadkami.
Wojownik odchrząknął dwa razy, żeby upewnić się, że głos go nie zawiedzie.
- Co to było? – zapytał.
- Nie mam pojęcia – czarodziejka odparła szeptem.
- Co jest za morzem?
- Britain…
Stali tak jeszcze dłuższą chwilę.
- Kochanie…
- Tak – Lostara przerwała mu zdecydowanym tonem.
- Tak?
- Tak, chcę wiedzieć co to za bestia. Chcę wiedzieć czemu nas zostawiła. Chcę wiedzieć co tu się dzieje.
- Wróćmy do domu, przygotujmy się. Weźmiemy cały niezbędny ekwipunek…
- Tak.
- A więc postanowione…
Dosiedli wierzchowców i ruszyli przez spustoszony las, pełni determinacji, strachu oraz, przede wszystkim, ciekawości.

 

Offline |chris|

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Odp: Świat w ogniu
« Odpowiedź #1 dnia: 2016 10 01, 20:30:41 »
Pojawili się w środku Britain, tuż przed bankiem.
Miasto wyglądało spokojnie. Ludzie chodzili po ulicach, kupcy krzyczeli zachęcając do kupowania ich towaru, woźnica czekał na chętnych do podróży, a strażnicy przysypiali na swych wartach.
- Może jednak nie leciały tutaj? Może zatrzymały się po drodze?
- Nie. Jestem pewna, że są gdzieś w okolicy.
- Myślę, że jednak możemy już spokojnie uciekać. Znaczy wracać do swoich zajęć.
Lostara zawahała się przez chwilę.
- Niech będzie. Zajrzyjmy jeszcze tylko do karczmy pod miastem. Napijemy się czegoś i wrócimy do domu.
Na miejscu rozsiedli się wygodnie na ławach.
- Na co masz… - Athelanowi przerwał głośny ryk.
- Boję się, że nasza karczma może za chwilę się zwęglić – odparła czarodziejka.
Na niebie krążyły dziesiątki smoków.
Stado było o wiele mniejsze, niż to które widzieli poprzednio i przede wszystkim, nie było z nimi ich władcy. Nie mniej, widok nadal był przerażający.
- Przyjrzyjmy się temu – Lostara podeszła do swojego rumaka i zgrabnie wskoczyła na siodło.
Athelan poderwał się z ławy, chowając pod płaszczem butelkę piwa, którą stała na stoliku obok.
- Chciałabym być bogata jak smok – czarodziejka przerwała ciszę, próbując rozładować napięcie.
- Jestem pewien, że każdy smok chciałby być bogaty jak Lostara – odparł ze śmiechem wojownik.
- O! Zobacz! – Lostara wskazała na niewielki domek, który właśnie mijali. – Tutaj możemy się wprowadzić! Jak już trochę się uspokoi w okolicy…
- Ano całkiem ładne gospodarstwo, zerknijmy do środka.
- Myślisz, że tak można?
- Oczywiście skarbie. Jak tylko drzwi są otwarte, to nic nie stoi na przeszkodzie. Jeśli są zamknięte, należy je otworzyć, żeby nic nie stało na przeszkodzie – Athelan wygłosił swoją sentencję.
Drzwi były otwarte. Otworzyły się z cichym skrzypnięciem. W środku panował półmrok i nieprzyjemny, duszny zapach. Kiedy ich oczy przyzwyczaiły się do niewielkiej ilości światła, ujrzeli więcej szczegółów.
Szkielety poprzypinane łańcuchami do ścian, wygarbowane skóry, które wyglądały na ludzkie, na ziemi pełno czaszek i kości, ołtarz z poćwiartowanym ciałem, ulegającym rozkładowi i zgniliźnie.
- Masz ochotę na ciepłą krew? – Athelan wskazał na garniec pełen krwi, stojący nad rozpalonym ogniem.
- Wyjdźmy już stąd. Znajdziemy coś innego… - Lostara pobladła delikatnie.
Wojownik przyglądał się uważnie czarownicy, która chwiejnym krokiem podeszła do rumaka i po chwili wdrapała się na niego.
- Ehe, coś innego. Rozejrzyjmy się po lesie – Athelan był pewien, że widok sarenek i trochę świeżego powietrza dobrze zrobi jego ukochanej.
Jechali tak powoli, dochodzili do siebie, coraz głębiej zapuszczając się w las. Słońce powoli zachodziło, pokrywając świat czerwoną łuną. Zupełnie jakby cały płonął…
Usłyszeli nad sobą cichy syk. Spojrzeli w górę, prosto na młodego smoka, który szykował się do skoku. Athelan uprzedzając smoka, rzucił włócznią prosto w żółte ślepie jaszczurki. Ostrze przebiło oko i wyszło z drugiej strony czaszki bestii, rozpryskując na boki fragmenty mózgu. Smok zwalił się ciężko na ziemię, wzbudzając obłoki pyłu i rozrzucając liście.
Kiedy wojownik próbował wydostać swoją broń, Lostara uważnie rozglądała się dookoła, wypatrując kolejnych pułapek.
Przeleciał nad nimi dorosły Czarny Smok, prawdopodobnie ojciec tego, nad którego martwym ciałem znęcał się właśnie Athelan, zdzierając łuski i zbierając krew do fiolek.
- Athelan! – krzyknęła Lostara, kiedy smok obniżył lot i zaczął na nich pikować szykując się do plunięcia ogniem.
W ostatniej chwili odskoczyli na bok, a miejsce w którym przed chwilą stali, przeszył strumień ognia, trawiący wszystko czego się dotknął.
- Za mną! – zawołał Athelan. – Na polanę! Zabijemy go, tylko potrzeba nam mniej drzew!
Wojownik pognał galopem przez las. Kirin położył po sobie uszy i niósł jeźdźca, ze świadomością, ze za chwilę będzie spokojnie mógł pić smoczą krew.
Lostara jechała za nimi, z bezpiecznej odległości kontrolując sytuację i obserwując okolicę. W ręku trzymała garść pajęczyny, którą przyszykowała do zatrzymania smoka, gdyby jej rycerz miał kłopoty.
Jednak w miarę spokojnie, jeśli można mówić o spokoju kiedy ucieka się przed ogromnym smokiem, dotarli na większą polanę.
Athelan zawrócił kirina i zaszarżował na smoka. Uniknął jego kłów oraz wyciągniętych pazurów, przebiegł pod nim, nisko pochylając się w siodle i wyprowadzając szybkie pchnięcie prosto w serce bestii. Niestety włócznia ześlizgnęła się po twardej łusce i wbiła się w ciało obok celu. Kiedy wyszarpnął ją ze smoczego ciała, zapłonęła i jej grot spowodował wybuch ognia, który rozerwał spory fragment skóry i mięśni. Rozpędzone stworzenie straciło równowagę i wylądowało na ziemi, ledwo dając radę utrzymać się na łapach. Smok zwinnie zawrócił i zaczął z niebywałą, jak na takie wielkie cielsko, prędkością biec na zuchwałego elfa. Jednak w tej chwili w jego oczy wbił się grot magii, którą uwolniła Lostara. Zaklęcie było tak potężne, że nawet Athelan zachwiał się od przelatującej nad nim fali energii. Głowa stworzenia odskoczyła do tyłu, pociągając za sobą resztę ciała. Rozległ się nieprzyjemny dźwięk pękających kości, kiedy smok ciężko zwalił się na bok. Kiedy się podniósł, jedno z jego skrzydeł zwisało bezwładnie, wygięte w nienaturalny sposób. Wydał z siebie przejmujący jęk i w akcie desperacji ponowił atak.
Oczy czarodziejki zaszły mgłą, a całe niebo spowiły ciemne chmury, wirując coraz szybciej, a ich środek znajdował się dokładnie nad  polaną. W momencie kiedy smok otworzył paszczę gotów rozszarpać elfa stojącego mu na drodze do czarownicy, z góry z głośnym hukiem spadł oślepiająco biały piorun. Trafiona bestia została wgnieciona w miękką ziemię. Większa część łusek stopiła się, a samo stworzenie legło nieruchomo.
- No, to by było na tyle – powiedziała Lostara z uśmiechem.
- Ehe, wyszło całkiem zgrabnie, ale nadal nic nie rozumiem…
- Czego nie rozumiesz?
- Czemu ten wyrm nas nie zjadł? A one próbują?
- Hm…. – Lostara zastanowiła się chwilę. – Rzucił nam wyzwanie, a my je podjęliśmy. Chyba możemy uznać, że to rozsądne wyjaśnienie?
- Tak, chyba możemy – Athelan uśmiechnął się zadowolony.
- Zdaje się, że znów gdzieś odleciały, ale wygląda na to, że będą chciały tu wrócić. Chodźmy do domu, zostało nam jeszcze troszkę nalewki mandragorowej.
- Ściągniesz nas do domu? Za daleko, żeby iść.
Lostara pokiwała głową, a po chwili już siedzieli na niedźwiedziej skórze, przed ciepłym kominkiem, racząc się pyszną nalewką.


Offline |chris|

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Odp: Świat w ogniu
« Odpowiedź #2 dnia: 2016 10 06, 18:22:57 »
Był wczesny ranek. Słońce liznęło dopiero dalekie granice horyzontu. Powietrze było rześkie i świeże, pełne wilgoci. Mimo to nie czuli chłodu, jadąc obok siebie przez las.
Nie kierowali się w żadnym bliżej określonym kierunku. Nie zmierzali do jasno określonego celu. Po prostu wyjechali sobie na nocną przejażdżkę po okolicznych lasach. Wierzchowce potrzebowały rozprostować nogi, a oni uwielbiali wspólne wycieczki, niezależnie od pory dnia lub nocy.
- Spójrz, na północy coś się dzieje – Lostara ruchem głowy wskazała właściwą stronę, kiedy Athelan stwierdził, że nie widzi nic dziwnego, patrząc na zachód.
- A to nie są promienie słońca?
- Słońce jeszcze jest zbyt nisko – Lostara pokręciła głową.
- Wróciły? Tak szybko…
- Wróćmy do domu. Musisz się przygotować. Wątpię żeby sama włócznia starczyła… nawet Tobie – na ustach czarodziejki pojawił się delikatny uśmiech.
Kłusem wrócili do swojego zakątka. Lostara uzupełniła zapas ziół, a Athelan przywdział swoją starą, wysłużoną zbroję, której jednak nie zamieniłby na nic innego.
Lostara otworzyła Księgę Run, a przed nią pojawił się portal. Rycerz zawsze patrzył zafascynowany na pokaz jej magii. Nie rozumiał tego, a mimo, że widział te zaklęcia już setki razy, za każdym razem napełniały go tak samo wielkim zdumieniem.
Znaleźli się pod bankiem Britain. Na ulicach panował chaos, ludzie biegali we wszystkie strony, strażnicy próbowali zaprowadzić porządek.
- Smoki nie dotarły do miasta! Opanowały pobliskie lasy, ale w mieście jest bezpiecznie! – krzyczał jeden z nich.
- Wy dwoje! – zawołał drugi , podchodząc do łowców skarbów. – Oczyśćcie okolicę z tych kreatur, a zostaniecie sowicie wynagrodzeni!
- Typowe – wtrącił się do rozmowy trzeci strażnik. – Znów zdajemy się na obcych podróżników, zamiast chwycić za broń i stanąć w obronie Stolicy!
- Jak żeś taki honorowy obrońca to chwytaj i idź! – odwarknął brodacz w barwach Britain. – Ktoś musi pilnować miasta! Coby uprzątnąć ten bałagan i być na straży jakby smoki tu się przedarły!
- Spokojnie, panowie… - Lostara przerwała sprzeczkę. – Powiedzcie nam, co się tu dzieje. Dopiero tu przybyliśmy, wszyscy biegają dookoła, nikt nic nie mówi, a wszyscy krzyczą.
- Smoki, pani, smoki opanowały okoliczne lasy. Zniszczyły wiele pobliskich gospodarstw, część ludzi nie dała rady się uratować, reszta ściągnęła do miasta.
Athelan wyprostował się w siodle.
- Zobaczymy co da się z tym zrobić – na jego ustach pojawił się drwiący uśmiech. – A wy dzielni obrońcy stolicy, zostańcie z kobietami i dziećmi.
- Dobrze… hej!
Wędrowcy gnali już jednak przed siebie. Wypadli galopem z bramy miasta, przebiegli przez most i skierowali się w stronę zachodnich pól.
Kiedy do nich dotarli ich oczom ukazał się niezbyt duży, wręcz niewielki, Czarny Smok, który właśnie pożerał malutką owieczkę.
- Tylko nie owieczkę! – zawołał Athelan i ponaglił Kucyka do szarży.
Walka była niespodziewanie krótka. Włócznia wojownika przebiła się między  łuskami zaskoczonego gada i przerwała rdzeń kręgowy. Smok w konwulsjach padł na ziemię. Chwilę jeszcze wierzgał łapami i bił ogonem, jednak były to już jego ostatnie podrygi.
- Ha! Żaden smok nam niestraszny! – zawołał w stronę Lostary.
- Jesteś bardzo dzielny, skarbie – czarodziejka nie wspomniała, że powalone stworzenie było niewiele większe od zwykłego konia.
Kolejne dwa niewielkie smoki, do tej pory krążące nad nimi, wylądowały obok i nie zwlekając ruszyły do ataku. Pierwszego z nich oczarowała Lostara. Po paru jej słowach, stał się potulny jak baranek i z rykiem rzucił się na swego towarzysza. Drugi, pustynny młody smok, nie spodziewając się zdrady, nie był wstanie odeprzeć ataku. Kręgi szyjne popękały pod naciskiem szczęk, a krew trysnęła na wszystkie strony. Smok jednak po tym krótkim akcie waleczności wzbił się w powietrze i odleciał.
Athelan wypatrzył między drzewami cień poruszający się z wielką gracją.
- Zaczekaj tutaj, moja droga, spróbuję go sprowokować.
Po chwili już szybkim kłusem wracał, a za nim leciał smok niepodobny do innych. Łuski miał niebieskie, nie wydawał żadnych dźwięków, nawet skrzydła wzbudzały jedynie ledwie dosłyszalny dźwięk.
Nietypowy smok wzbudził niepokój również w Lostarze, która natychmiast ściągnęła na pomoc Zathaniela. Mag był na wpół przytomny i w pierwszej chwili próbował wbić bestii kij w oko. Dopiero po pierwszej nieudanej próbie uświadomił sobie co widzą jego oczy.
- Poważnie? Zathaniela zawołałaś? – mruknął cicho Athelan.
- Ciii, widzisz jak się trudzi? – czarodziejka uśmiechnęła się uroczo. – Stara się jak może
*pac pac* - mag ponowił atak na smoka.
W końcu po wielu trudach i znoju, Oszluzg zdobił pole bawełny.
Niestety nie był to koniec kłopotów. Rozdzierający ryk nad głowami wędrowców nasilił się, a z nieba spadł ogromny, plugawy smok. Zionął ogniem, pluł kwasem i kłapał paszczą. Runął prosto na Athelana, łapiąc go w ostre szpony, przebijając mięśnie pleców, płuca, łamiąc żebra. Upuścił swój łup na drugim końcu pola i wzbił się w powietrze, szykując się do ponowienia ataku. Na drodze stanął mu jednak Mistyczny Lis. Oślepił smoka, wyszczekując kule ognia prosto w jego ślepia. Pazury bestii przeorały pole spory kawałek od nieprzytomnego wojownika, którego cuceniem zajęła się Lostara.
- In Vas Mani.
- Coelum! – Zathaniel wpadł w złość i sięgnął po swoją magię. – Strigis Regni!
Lostara ułożyła delikatnie głowę nieprzytomnego wojownika na ziemi i poderwała się raptownie na nogi. Skierowała wściekłe spojrzenie na smoka, wiatr targał jej suknią, rozwiewał włosy. Oczy ciskały błyskawice, a ziemia dookoła zaczęła drżeć, jakby strwożona nagłym przebudzeniem niezwykle potężnej mocy. Całe niebo pociemniało, by po chwili stanąć w ogniu. Ciemne chmury rozwiały się pod wpływem pędu komety, która kierowała się wprost na smoka. Bezradne stworzenie mogło jedynie patrzeć w górę, ku swej zgubie. Kosmiczny kamień spadł na łeb bestii, rozbryzgując na wszystkie strony krew, fragmenty czaszki, mózg i bezbarwny płyn.
Ciszę, która po tym zapanowała przerwał rozpaczliwy krzyk Zathaniela.
- Jak ja teraz zrobię trofeum?!
- Musisz się postarać – Lostara wzruszyła ramionami. Spokojna już wróciła do opatrywania Athelana.
Athelan powoli dochodził do siebie, Lostara zagotowała wodę na uprzednio rozpalonym ognisku, a biedny Zathaniel mocował się z ciałem bestii, próbując wykonać trofeum z jej łba.
- Skarbie… - zaczął niepewnie wojownik.  – Jesteśmy w środku lasu… przy rozpalonym ognisku… między cielskami tych latających pokrak…
- Nie przejmuj się tym. Nie przylecą do nas.
- Skąd ta pewność?
- Możesz mi zaufać, zadbałam o to…
Athelana ponownie ogarnęła ciemność, jako że chmury zakryły księżyc a ognisko powoli przygasało.
Podniósł się ostrożnie z ziemi i rozejrzał się za swoim ekwipunkiem. Po chwili stał już w pełni gotowy do drogi.
- Chodźmy do miasta. Po nagrodę.
- Jaką nagrodę? – zapytała Lostara ze zdziwieniem.
Zathaniel nadal pochylał się nad nieszczęsnymi resztkami smoka.
- No… za ocalenie miasta.
- Nie ma żadnej nagrody.
- Więc czemu tu jesteśmy?
- Mam ci wszystko od  początku opowiadać? – Lostara zmarszczyła brwi. – Jeszcze raz?
- Chodźmy po nagrodę – powiedział po chwili milczenia.
- Jaką… Athelan!
- Zawsze się jakaś znajdzie – wojownik zaśmiał się cicho.
Ruszyli we dwoje w stronę stolicy, zapominając o magu. Ten jednak nawet nie zauważył ich odejścia. Wyglądał na szczęśliwego, kiedy mógł babrać się w całej tej krwi i innych obrzydliwych rzeczach rozciągniętych po polu.
Weszli do banku. Lostara podeszła do bankiera, chcąc odłożyć w bezpieczne miejsce skarby, które zdobyli w czasie polowania. Athelan natomiast rozglądał się za kimś, kto wyglądałby poważnie i przede wszystkim miałby sakwę wypchaną złotem. Niestety nie dojrzał nikogo takiego.
Zauważył za to Agrivala, który cicho rozmawiał ze strażnikiem. Podszedł ostrożnie w ich kierunku, starając się pozostać niezauważonym.
- Witaj Athelanie – powiedział Agrival.
- Witaj, Panie – strażnik skinął głową.
- Kiedyś lepiej mi to wychodziło – Athelan westchnął cicho. – W każdym razie wszystko sprowadza się do tego samego co zawsze: o czym mówicie i kto mi da złoto?
Obaj mężczyźni spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Za uratowanie miasta –dodał wojownik. – Przed smokami.
- To tylko kwestia czasu jak wrócą – machnął ręką strażnik. – Poza tym, zostało ich jeszcze kilka. Na północ i na południe stąd. A co do zapłaty… jeśli sobie z nimi poradzicie… myślę ze to sama w sobie będzie zapłata.
- Hę?
- Kiedy je zobaczycie, od razu zrozumiecie… Chociaż szczerze mówiąc, nie pasuje mi, że znów zdajemy się na obcych. Jakbyśmy sami nie mogli obronić swojego domu!
- Ale wygląda na to, że nie możecie.
- Nie możemy.
- Lostarko! Ruszamy w drogę!
Nie pytając o zbędne szczegóły, jak chociażby liczba bestii pozostałych w okolicznych lasach, kłusem ruszyli w stronę plaży.
Po zaledwie godzinie jazdy ich oczom ukazał się młody smok, fioletowej barwy. Jego ruchy były niezgrabne, jakby dopiero co wykluł się z jajka.
Zauważył ich i natychmiast rzucił się do ataku. Wzbił się w powietrze i zniżając lot, zionąc gęstym ogniem, minął ich, lądując niezgrabnie na ziemi. Przy okazji łamiąc sobie kark.
- Cóż… dzielnie walczyliśmy… bestia była olbrzymia… i groźna…
- Niespotykana, samym spojrzeniem potrafiła spopielić człowieka wraz z koniem – dodała Lostara.
W pełnej milczenia zadumie popatrzyli jeszcze na młodego smoka, po czym ruszyli z powrotem na północ.
- Myślisz, że ten będzie taki sam?
- Jeśli mamy za to nic nie dostać, to może  być i taki. Właściwie, jeśli mamy nic z tego nie mieć… możemy je zostawić w spokoju i wrócić do domu? – Lostara przeciągnęła się jak kotka. – Zmęczyłam się.
- Ostatni smoczek i wracamy. Mówił, że zrozumiemy jak zobaczymy. Na razie nie rozumiem, nie wiem więc czy nie widziałem czy po prostu nie zrozumiałem.
Naprzeciw nim wyjechał Zathaniel. Cały był roztrzęsiony i aż podskakiwał w siodle z podekscytowania.
- Bogaci! Razem! Wszyscy! My! Tylko my! OGROMNY! – bełkotał, po chwili jednak się uspokoił. – Tam jest. Nie ma co czekać, bo nas ktoś uprzedzi. Chodźcie. No, raz, raz.
Ruszyli więc za magiem, niepewni co do jego zdrowia, gotowi w każdej chwili obalić go na ziemię i zakneblować.
Okazało się, ze mag był przy zdrowych zmysłach. Na tyle na ile mag może takowe zmysły zachować.
Pomiędzy drzewami smacznie sobie spał ogromny smok. Jego łuski błyszczały… czystym złotem.
- Ha! – powiedział elokwentnie Athelan.
Magowie pokiwali głowami.
Wszyscy wycofali się ostrożnie.
- Musimy ułożyć plan… - Lostara usiadła wygodnie na zwalonym pniu drzewa. – Trzeba wykorzystać fakt, że bestia śpi. Zabić ją, nim się obudzi….
- Wypchajmy owce siarką i ją podrzućmy! – Zathaniel dużo czasu spędził na poznawaniu bajek i legend. – Albo! Armata! Z armaty ją! Athelan, co o tym myślisz? Athelan…?
- AAAArrrrgh! – dzielny wojownik nie tracił czasu na układanie zbędnych planów. W końcu co tu planować? Ubić bestię i tyle. Szkoda czasu na te wszystkie szkice, strategie i podstępy, kiedy można po prostu wbić jej włócznię w oko. Co też zrobił. Smok zawył przeciągle, powyginał ciało w konwulsjach, pomachał ogonem i zdechł. Jak na smoka przystało.
Magowie szli w jego stronę przez las, a on siedząc wygodnie na smoczym łbie, popalał fajkę i cierpliwie czekał aż dotrą. Próbował wymyślić jakieś błyskotliwe hasło, nim znajdą się w zasięgu głosu.
Zathaniel wyglądał na lekko zirytowanego faktem, że nie dane mu było uczestniczyć w bitwie z tak wspaniałym stworzeniem, o którym bardowie z pewnością będą śpiewać wyniosłe ballady.
Na cudownej twarzy Lostary, śliczny uśmiech, rozbawienie i duma skutecznie zakrywały lekki cień irytacji.
- Nie zostaje nam nic więcej, jak tylko oprawić smoka i wrócić do domu – Lostara uśmiechnęła się uroczo do Athelana.
- Ehe… - powiedział rycerz, niezdolny do wygłoszenia swojej błyskotliwej  uwagi, nad którą tak uporczywie rozmyślał.
Zathaniel wykonał piękne trofeum złotej bestii, które jednak zgubili gdzieś po drodze do Skara Brae.
Rozstali się na rozstaju dróg. Mag ruszył w stronę miasta, Lostara i Athelan skierowali się do swojego cichego zakątka, gdzie mogli odpocząć od wszystkiego i wszystkich.
A odpoczynek był nad wyraz ważny, ponieważ każdy doskonale zdawał sobie sprawę, że to jeszcze nie jest koniec historii…

Offline |chris|

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Odp: Świat w ogniu
« Odpowiedź #3 dnia: 2016 10 06, 18:24:10 »
- Obudź się, elfie drogi. Coś się dzieje w mieście, musimy tam iść – Athelana obudził cichy szept Lostary.
- Jeszcze pięć minut – mruknął cicho i odwrócił się na drugi bok.
- Bogactwo czeka… błyszczące klejnoty… - czarodziejka doskonale znała swojego rycerza.
Nie minęło jeszcze wymarzone pięć minut w ciepłej pierzynie, a byli już w połowie drogi do miasta trawionego przez płomienie. Krzyki paniki i bólu napływające od strony Skara Brae, uciszyły ptasi śpiew. Wszystkie skowronki zatrwożone schowały się w gniazdach, nie śmiąc wystawić dziobów z bezpiecznych domów.
- Ciicha noc… - Athelan podśpiewywał troszkę, starając się rozpogodzić nieco ten ponury poranek.
Na moście prowadzącym do miasta stała Czerwona Smoczyca. Athelan zaszarżował na nią, a później zaczął z nią tańczyć na drewnianych deskach. Zdumiewające jaki ciężar mogły utrzymać tak wątpliwie wyglądające kawałki patyków i kamyków…
Lostara spokojnie sięgnęła po swoją magię, osłabiając bestię i powoli pozbawiając ją magicznej energii.
Kiedy tak bawili się ze smokiem, zastanawiając się, czy nie powinni najpierw dopytać o nagrodę, ujrzeli trzy sylwetki zbliżające się od strony banku.
Agrival, pod postacią banshee, Sativ Indic na swoim demonicznym wierzchowcu, który nerwowo machał skrzydłami jakby chciał odlecieć jak najdalej stąd… oraz… co wszystkich napełniło niezmiernym zdumieniem… Smok grający na harfie. Swymi długimi szponami, z niewiarygodną dla tak olbrzymiego cielska delikatnością, trącał struny i wydobywał z nich cudowną muzykę.
- Dobrze, że smoki są również po naszej stronie – powiedział niepewnie Athelan, kiedy smok, próbujący odgryźć mu głowę, zepchnięty falą energii uwolnioną przez Lostarę, zniknął gdzieś na dnie rzeki.
Ich oczom ukazał się widok, który mógł uchodzić za niepokojący – całe stada młodych smoków, stojących, chodzących i ziejących ogniem, usiane gęsto jak drzewa, których już niemal nie było… a między nimi kilka dorosłych osobników.
Nagle tuż obok Athelana pojawił się wielki, skrzydlaty demon.
Athelan z krzykiem na ustach wezwał do pomocy swą boginię, a potwór rozwiał się na wietrze.
- Athelan… - Sativ odezwał się cicho, a w jego głosie pobrzmiewało zirytowanie.
- Ach, to był Twój?
Mag tylko westchnął cicho i przywołał kolejnego demona, który zniknął równie szybko jak jego poprzednik.
- Ups, to tez był twój? – Lostara zerknęła na Sativa. Ten tylko rozłożył bezradnie ręce i zrezygnował już z pomocy swych sług.
Athelan ruszył kłusem przed siebie. Już za chwilę goniły go dwa młode smoki. Szybko się z nimi rozprawili. Stali przez chwilę na moście, rozmawiając o pogodzie, podziwiając promienie słoneczne ślicznie oświetlające płonący las oraz część miasta.
Wszyscy zamilkli, kiedy pomiędzy nimi szybko przemknęła jakaś postać na rumaku, a za nią 5 albo i więcej młodych smoków i jeden Bardzo Dorosły Smoczy Samiec.
Lostara… Athelan uśmiechnął się rozczulony. Tak bardzo do siebie pasujemy!
Nie zwlekając dłużej, trącił Kucyka łydkami i ruszył galopem, za ukochaną, ściągając na siebie uwagę wszystkich  tych latających jaszczurek.
Już po paru godzinach las został oczyszczony, płomienie ugaszone, a ludzie uratowani.
Nerwowym krokiem, pomiędzy cielskami bestii szedł w ich stronę poseł ze Skara Brae.
- Dziękujemy wam wszystkim. Jesteście naszymi bohaterami.
- To dla nas przyjemność – Athelan pokłonił się nisko, nie zsiadając z Kucyka. – Jaka nagroda?
- Te oto płaszcze, jako wyraz naszej wdzięczności.
- Najważniejsze, że nasz dom ocalał – Lostara ujęła dłoń Athelana.
- Ehe, całkiem, całkiem ładne łaszki. Dużo lepiej niż w stolicy, pełnej tych skąpców.
Każdy z obrońców otrzymał taki sam płaszcz. Czerwony, ze skór poległych bestii. Miał zapinkę w kształcie smoczego pazura, oraz ogromną smoczycę wyszytą na plecach.
Niezwłocznie je przywdziali.
Athelan jeszcze chwilę coś pomarudził. W końcu wszyscy się rozeszli. Został tylko on i Lostara.
- No, myślałem, że już sobie nie pójdą… i zaczną upominać się o swój udział w łupach… - uśmiechnął się delikatnie.
- Zupełnie nic nie dostali? Niczym się nie podzieliłeś?
- Mają płaszcze.
Lostara westchnęła cicho.
Spokojnym krokiem  wierzchowce zaprowadziły ich z powrotem do domku, w którym wesoło tańczył ogień w kominku, a po pomieszczeniu rozlewało się przyjemne ciepło.