Autor Wątek: Cech Mroku  (Przeczytany 5801 razy)

Offline Crovley

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Cech Mroku
« dnia: 2017 01 13, 14:29:17 »
"Haureusie! Haureusie!" szczęk stali, mocny chwyt za ramię i spazmatyczne potrząsanie nie pomagały na dezorientację poteleportacyjną... wzrok zaczął zjeżdżać się z powrotem w jedną całość. Ogromny jak obelisk gwardzista powtarzał co chwilę jego imię. Nekromanta podniósł wzrok w górę, na jego twarz, była blada jak paper. Znał go... to jeden z tych nowych... a ta bladość bynajmniej nie była dla niego czymś naturalnym. "-Parmila prosi byś czym prędzej udał sie na zamek!" Mężczyźnie coś mignęło za plecami. Czarnoksiężnik oparł dłoń na naramienniku zbroi gwardzisty i odsunął go na bok. To, co ujrzał zaparło mu dech w piersiach. Widok był do prawdy imponujący... w tym miejscu również przerażający... ale... naprawdę imponujący. Kilka potężnych okrętów tuż przy brzegu wyspy... i kilkanaście kolejnych w oddali... na wszystkich rycerze, wszyscy wyglądali identycznie, okuci w czarne, bogato zdobione zbroje oraz rogate hełmy... niemal jak demony... wszyscy dumnie wyprostowani, w równych szeregach... i każdy z nich oznaczał kłopoty. Czarny mag wzdrygnął sie nieznacznie, po czym ruszył pośpiesznym krokiem na zamek.



Gdy tylko czarne odrzwia rozwarły się przed nim z łoskotem, dopadła doń Parmila, chociaż młoda nekromanta zakończyła nauki jakiś czas temu, nadal większość czasu spędzała u boku swego mistrza, Rhodara, na zamku. Zdawała się dość przerażona, pośpiesznie naszkicowała mu obraz sytuacji. Rhodar, wraz z panią kapitan udali sie na jakąś wyprawę, nie zdradzając dokąd, ni kiedy wrócą. W tym czasie nieznana armia otoczyła wyspę. Nie wdarli się... właściwie to nawet nie atakowali... ale do walki gotowi byli zdecydowanie. Parmila rozesłała listy do starszych, bądź znaczniejszych członków rady, a także do samych radnych... jednak odpowiedział tylko on. Mag słuchając opowieści siostry zaczął blednąć coraz bardziej i bardziej... Ktoś musiał wejść na okręt flagowy i porozmawiać z ich dowódcą, wywiedzieć się, czego właściwie chcą. Haureus wyciągnął dłoń i pozwolił by jego kostur rozpłynął się we mgle. Jeśli miał dzisiaj zginąć... to ten kawałek drewna, chociaż niezwykle cenny, na tym okręcie tego nie zmieni... Pchnął ponownie odrzwia zamku. Żelazne płyty uderzyły z łoskotem o wykonane z czarnego kamienia poręcze. Stanął na szczycie schodów. Powiódł raz jeszcze wzrokiem po zgromadzonej flocie... do prawdy widok był imponujący...   

Zszedł ze schodów powolnym krokiem... stopień po stopniu... poprawiając przy tym rękaw czarnej szaty. Dotarł do brzegu, odchrząknął nieznacznie. Przyglądał się jak jeden z członków załogi opuszcza trap. Złożył dłonie na plecach. Gdy tylko deski opadły ciężko na piasek, wzbijając tumany kurzu dookoła, ruszył na pokład. Nie śpieszył się, zależało mu na tym by każdy krok ciężkich butów, zaopatrzonych w ostrogi, dało się usłyszeć... Nie musiało mu się to podobać, ale chcąc, nie chcąc... dzisiaj występował w roli gospodarza... gospodarza na zamku nekromantów... mogli być wysłannikami piekieł, mogli być bogami... mogły być ich miliony... w tym miejscu, na tym zamku mieli się bać.

Stanął przed przewyższającym go o głowę mężczyzną, barczysta postać nie wyróżniała się praktycznie niczym... tylko broń była inna... Wojownik miast piki, nosił ogromny, poznaczony strupami skrzepłej, starej, zaschniętej krwi, morgenstern. Narzędzie mordu nosiło ślady wieloletniego użytku... i wyglądało tak, że prawdopodobnie połowa jego ofiar zdążyła umrzeć na zawał serca, nim ich organy wewnętrzne zamieniły się w nieforemną miazgę. Haureus niemal mimowolnie sprawdził swoje zaklęcia ochronne... wszystkie, z wszystkich szkół i kręgów, jakie tylko znał. Jeśli będzie miał szczęście, wojownik potknie sie, dostanie skurczu, albo najlepiej chwilowego porażenia mózgu, to może... ale tylko może... i tylko wtedy... jego magia wytrzyma pierwszy cios. Zdawał sobie sprawę, że jest w stanie ugotować wojownika żywcem w tej puszce... ale wiedział też doskonale, że potrzebuje na to zdecydowanie więcej czasu, niż on na rozsmarowanie go po pokładzie, zwłaszcza, gdy stał tak blisko. "No to tyle w kwestii ustalenia, kto z nas ma się bać... dobrze, że ta kiecka zasłania moje kolana... bo by sie facet ze śmiechu mógł pokładać...". Ale skoro i tak zaczął już zgrywać chojraka... Podniósł głowę, uniósł jedną brew, i dalej z rękoma założonymi na plecach wbił wzrok w niemalże nienaturalnie niebieskie oczy dowódcy. Oczy, kogoś, kto ma w walce doświadczenia więcej niż on w oddychaniu. Oczy... które, o dziwo, zdradzały niepokój. Nekromanta przestąpił z nogi na nogę, i stał.



Wojownik skinął nieznacznie głową -"generał Jerome Blackbird". Czarny mag odwzajemnił ukłon- "mnie zwą Haureusem... jak mniemam, flota znajduje się pod twoim dowodzeniem?" zadarł głowę patrząc na żagiel- "nie wiem tylko w czyim imieniu dowodzisz nią... wybacz, ale nie dostrzegam herbu..." Czarodziej podrapał się po brodzie. Wojownik odchrząknął- "i nie dostrzeżesz... nie ma go tam. Moja organizacja woli pozostać w ukryciu... żaden ze statków nie ma bandery". Na widok pytającego spojrzenia rozmówcy dodał- "jestem tu dziś w imieniu Helpertona  Othera, mistrza Cechu Mroku... I rad jestem, że w końcu ktoś pofatygował się na rozmowy". Nekromanta pokiwał głową-" to jednak nie wyjaśnia... tego". Rozłożył ręce pokazując statki dookoła- "rozumiem, że waszym zamiarem nie jest zdobycie zamku... inaczej już byście to zrobili... zatem, czego oczekujesz generale?". Blackbird oparł się o burtę- "w lochach zamku przebywa pewien elf... oddajcie go". Zerknął przez ramię, ponownie wbijając wzrok w maga. Haureus oparł się barkiem o maszt statku, pogładził w zamyśleniu kruczoczarną brodę, jego pewność siebie zaczynała wracać na miejsce- "zakładając, że elf faktycznie jest w lochach... i oddam wam go... co się z nim stanie?". Wojownik wyprostował się -"zginie... albo będzie żył... zależnie od tego co nam powie. Jest jeszcze jedna kwestia... Byliśmy ostatnio w waszej wieży, ponieważ jest praktycznie pusta, Pan Other prosi was o jeszcze jedną przysługę... oddajcie ją w jego ręce". Haureus odepchnął się barkiem od masztu i ponownie stanął na wprost olbrzyma- "Pan Other prosi nas o... wiele, ale, jeśli dobrze rozumiem, odmowa z naszej strony, oznacza atak z waszej?". Wojownik westchnął ciężko, po czym pokiwał głową- "jestem świadom tego, iż prosimy was o wiele... i doskonale zdaję sobie sprawę, że takich decyzji nie podejmuje się od tak". Wymownie strzelił palcami- "dla tego dostaniesz czas na zastanowienie się... wracaj na zamek i przemyśl naszą... ofertę... tylko nie każ mi proszę czekać na odpowiedź tyle, co poprzednio".

« Ostatnia zmiana: 2017 01 13, 19:04:26 wysłana przez Crovley »

 

Offline Crovley

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Odp: Cech Mroku
« Odpowiedź #1 dnia: 2017 01 13, 14:44:26 »
Haureus wszedł do komnaty rady- "no to jesteśmy w dupie..." Upadł ciężko na najbliższe kamienne krzesło. Schował twarz w dłoniach, po czym zaczął masować skronie. -"Mam zacząć szykować obronę zamku?". Nekromanta podniósł wzrok, na przeciwko niego siedział Kelson... Oficer pełniący funkcję dowódcy na czas nieobecności pani kapitan. Nekromanta znał go dość dobrze... wierny wyznawca Pana, dobry żołnierz.- "a mamy jakiekolwiek szanse na jakąkolwiek obronę?". Gwardzista westchnął...- "kilka godzin wytrzymamy...mogli byśmy ściągnąć posiłki". Mag uniósł brwi zaskoczony- "jakie posiłki?". Gwardzista podrapał się po głowie- "mogli byśmy ściągnąć nekromantów z latarni... w miastach mamy kilku szpiegów... no i są jeszcze radni...". Entuzjazm norda zniknął równie szybko jak wcześniej pojawił się- "czyli... czterech podstarzałych nauczycieli, którzy nie walczyli od bogowie wiedzą jak dawna, gromadkę cichociemnych, których samo namierzenie zajmie więcej niż wyszkolenie nowych gwardzistów... a co do radnych... o nich to nawet nie chce mi się gadać". Machną zrezygnowany ręką...- "muszę porozmawiać z więźniem"



Illeasar wyglądał jak swoje własne zwłoki... co było dość zabawne, biorąc pod uwagę, że nekromanci bardzo starannie pilnowali by przypadkiem nie przekręcił się podczas tortur. Zapadnięte policzki, wory pod oczami, przygarbiona sylwetka... był tak wychudzony, że nawet te workowate, brudne, przekrwione szmaty, które lata temu były pięknymi, dobrze wykonanymi, szatami w kolorze głębokiego lazuru, nie mogły tego ukryć. Źle zagojony kikut przyciskał do siebie... Już na pierwszy rzut oka było widać zakażenie. Zamkowy uzdrowiciel wkładał ogrom energii w to, by gangrena nie przeniosła się powyżej łokcia. Ból musiał być potworny... smród odrzucał nawet najbardziej wytrwałych- "nekromanckie ścierwo!" Haureus podszedł bliżej krat. Spojrzał na rękę elfa. Jego dawny mistrz, obecnie nekromanta w dość sędziwym wieku, a wtedy kapitan gwardii, otrzymał od Netherila czarne niczym heban dłonie, po utracie swych własnych podczas desperackiej próby uwolnienia boga śmierci z pułapki zastawionej właśnie prze Illeasara. Gwardzista w ramach zapłaty za swe cierpienia, odrąbał elfowi rękę. Młody nekromanta wyciągnął dłonie przed siebie i ostentacyjnie zaklaskał, uśmiechając się przy tym złośliwie- "przypłynęła po ciebie flota...". Elf uśmiechnął się z wyższością- "Kultyści... na co czekasz psie...? wypuść mnie". Haureus oparł się barkiem o ścianę obok krat. Sapnął ciężko, po czym zasłonił usta oraz nos rękawem- "na twoim miejscu nie śpieszyłbym się aż tak bardzo... twój kult wybiliśmy co do jednego... i to lata temu... Flota, która czeka nieopodal wyspy należy do Cechu Mroku..." W oczach Illeasara pojawiło się przerażenie, którego nekromanta nie widział nawet podczas tortur. Elf skulił się w kącie celi i zaczął mamrotać coś pod nosem jak potłuczony. Po dłuższej chwili odzianej w czerń postaci udało się jednak skłonić go do mówienia- "Nie rozumiesz... Other nie przyjmuje do wiadomości porażki... generałowie, którzy zawiedli, wracają... tylko po to by popełnić na jego oczach samobójstwo... ja... pracowałem dla niego, podczas jednej z misji... zawiodłem... wiedząc co mnie czeka uciekłem... jeśli on mnie dopadnie..." Elf podbiegł do krat i zaczął szarpać je zdrową ręką- "WYPUŚĆ MNIE!!! Błagam... Haureusie, wiem gdzie są ukryte skarby... bogactwa, złoto... klejnoty, diamenty... Pomyśl tylko... Willa, najdroższe trunki... kobiety, kobiety wszystkich ras, co tylko chcesz... będziesz bogaty, OBRZYDLIWIE bogaty... do końca życia będziesz leżał na plecach karmiony winogronami... Nie Będziesz musiał robić nic... Absolutnie NIC! Tylko wypuść mnie BŁAGAM!!!" Nekromanta uśmiechnął się pod nosem- "Aleś teraz popłynął... obawiam sie przyjacielu... że pozwolenie byś uciekł to zdecydowanie najmniej prawdopodobny ze scenariuszy dzisiejszego dnia..." Elf zaskowyczał niczym skopany pies- "zatem zabij mnie, pchnij sztyletem przez kraty, odeślij mą duszę do tego twojego boga, do jego otchłani! Powiesz, że rzuciłem się na ciebie!  Ale nie możesz oddać mnie w ich ręce... NIE MOŻESZ!!!". Czarny mag przyglądał się przez chwilę temu skamleniu... prawie zrobiło mu się żal... prawie. Po tych wszystkich latach wciąż pałał do elfa nienawiścią tak czystą... tak głęboką... nic się nie zmieniło w tej kwestii. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów... Towarzyszył mu ryk... Ryk przerażenia... Dźwięk zrodzony ze strachu obdartego z jakichkolwiek innych uczuć...



Nekromanta oparł się o kamienną barierkę na szczycie schodów. Zapatrzył się na flotę. Elf mógł kłamać... ale było to mało prawdopodobne... Illeasar nawet na torturach nie był w stanie powściągnąć swego wątpliwego poczucia humoru. A magowie śmierci prześcigali się w pomysłach na dowalenie mu, kiedy tylko mogli. Kurde... właściwe to niemal sport lokalny... Jeśli komuś nudziło się, szedł połamać kości Illeasarowi, student miał poznać metody konwersacji z opornymi? Proszę bardzo, elf pomoże. A jak ktoś musiał podciągnąć się w czarno-magicznych zaklęciach to meldował się uzdrowicielowi i mógł nadpalać duszę więźnia póki mana buzowała w jego żyłach. Fakt, że po tylu latach elfa gnębiono już teraz za karę raczej niż by dowiedzieć się czegoś, trochę pomagał... Fakt, że cały czas mogli balansować na granicy śmierci i życia... swojego jak i innych... pomagał nawet bardzo...

A wieża? Dawna siedziba Rady teraz stała właściwie pusta, umeblowana, ale wszystko, co cenne już dawno zabrano. Owszem, mistrzowie dalej lubili tam wykładać, starsi nekromanci wymykali się tam, gdy chcieli o czymś porozmawiać w spokoju, lub uciec na chwilę od zgiełku panującego ostatnio na zamku. Wolał jej nie oddawać, ale jeśli tego nie zrobi, rozmowy zakończą się wojną. Flota generała wedrze się do zamku... Artefakty, biblioteka pełna ksiąg i zaklęć... skarbiec... uczniowie... Nadchodzące pokolenie nekromantów, przyszłość rady, obecnie siedziała zamknięta w głównej komnacie. A trzeba przyznać, że ostatnio trochę ich przybyło... Kilku całkiem nieźle rokowało. Przy odrobinie szczęścia może nawet mieli szanse przeżyć egzaminy końcowe. Haureus, w przeciwieństwie do większości swych sióstr i braci, dość otwarcie przyznawał, że jednak uczniowie przedstawiają jakąś wartość dla Rady... i dość trudno ich zastąpić nowymi.

Gdyby stanął wystarczająco blisko Blackbirda pewnie byłby też w stanie wbić sztylet między płyty zbroi. Gdyby miał szczęście, ostrze ześlizgnęłoby się po żebrach i rozpruło płuco... Generał udławiłby się własną posoką... A przecież nie ma lepszej strategii niż odrąbanie łba wężowi... Jasne, pewnie zabiliby go, ale ile czasu organizacji złożonej właściwie z samych nekromantów może zająć stworzenie nowego ciała dla jego nieśmiertelnej duszy? Problem w tym, że generał nie był głową węża. Zabicie go mogło zwiększyć szanse na skuteczną defensywę, jednak nawet jeśli uda im się obronić zamek, za kilka dni nowa flota podpłynie pod klify. Większa, silniejsza, i nastawiona teraz już tylko na wybicie wszystkich co do jednego. "Rozwiązanie siłowe to nie zawsze najlepsze rozwiązanie. Czasem lepiej przełknąć honor, poczekać, aż wróg odwróci się do ciebie plecami... i dopiero wtedy wbić w nie zatruty sztylet..." Słowa jednego z dawnych nauczycieli Haureusa rozbrzmiały echem w głowie nekromanty. Wyprostował się, poprawił szatę. Wiedział już, jak ma postąpić...Czas ugiąć kark, przełknąć honor. Oby Netheril wybaczył mu... Chwycił jednego z gwardzistów za ramię- "przywleczcie więźnia".



Elf wyrywał się, pluł i odgrażał... na nic. Żelazny uchwyt dwóch barczystych gwardzistów był nie do złamania dla kogoś w jego stanie. Blackbird przyglądał mu się beznamiętnym wzrokiem. W końcu odkaszlnął i przeniósł wzrok na czarnego maga- "wiedziałem, że podejmiesz właściwą decy..." Nekromanta przerwał jego wypowiedź uniesieniem dłoni- "Przekaż swemu panu... że elf jest darem dla niego, na znak naszej dobrej woli... jednak w sprawie wieży... wolał bym porozmawiać z nim osobiście." Blackbird zmieszał się nieco- "obawiam się, że to nie będzie możliwe... widzisz, moje rozkazy są jasne. Albo zdobędę obie te rzeczy razem... albo mam zdobyć wasze głowy... Jednak, skoro już postanowiłeś pertraktować, zostałem upoważniony by przekazać w ręce Rady pewien dar... gdybyście postanowili uniknąć rozlewu krwi, w ramach zadośćuczynienia mam pozostawić na zamku tuzin mych wojowników, w pełni wyposażonych, wyszkolonych, i całkowicie do waszej dyspozycji. Wykonają bezwzględnie i absolutnie każdy rozkaz osoby, której zostaną powierzeni... Być może to ułatwi ci podjęcie decyzji?" Nekromanta oparł się barkiem o maszt okrętu... Zaczynało do niego docierać, skąd niepokój u generała. Dostał rozkaz, nie wykonanie go będzie oznaczało dla niego los Illeasara... ale, zapewne, jak każdy szanujący się dowódca, starał się uniknąć również narażania swych ludzi... A skoro miał pozwolenie na przekazanie wojowników... to całkiem prawdopodobne, że również jego panu zależało dużo bardziej na układaniu się z Radą, niż rozpętywaniu kolejnej wojny. Być może zdobycie zaufania węża nie będzie takie trudne...- "każdy rozkaz powiadasz? Nawet gdybym kazał im cię zabić...?" Blackbird przełknął ślinę, po czym skinął nerwowo głową- "ale dopiero gdy zostaną ci przekazani." Haureus podrapał się po brodzie... westchnął ciężko... po czym pokiwał głową- "zgoda... ale przekaż proszę swemu panu, że mimo wszystko, dalej rad byłbym spotkać się z nim" Blackbird odetchnął ponownie, tym razem z ulgą. Widać, że zdecydowanie rozluźnił się- "Doskonale, Zatem pozostało jeszcze tylko jedno... przepisz tę umowę. W dwóch egzemplarzach, jeden dla nas, drugi dla was." Podał czarnoksiężnikowi list, atrament oraz dwa puste zwoje. Nekromanta przepisał je pośpiesznie, złożył zamaszysty podpis. Następnie wylał odrobinę wosku w dolnym rogu i odcisnął w nim swoją pieczęć. Jeden egzemplarz schował pod płaszcz, drugi podał wojownikowi. Gdy ten miał juz złapać za pergamin, czarodziej zabrał go i wystawił drugą rękę jak by na coś czekał- "dokument potwierdzający, że wojownicy przechodzą pod rozkazy Rady Nekromantów." Blackbird odchrząknął, sięgnął pod płaszcz i bez słowa wyciągnął zwinięty pergamin opatrzony pieczęcią Helpertona Othera. Pięć nachodzących na siebie okręgów. Strony wymieniły się dokumentami, oboje sprawdzili czy wszystko jest jak być powinno. Nekromanta parsknął pod nosem "Yewiańscy biurokraci byliby ze mnie taaacy dumni... psia ich mać..." Blackbird pokiwał z satysfakcją głową. Zdjął rękawicę i wyciągnął rękę do nekromanty. Czarodziej patrzył przez chwilę na niego, po czym westchnął, również zdjął rękawicę i uścisnął dłoń generała. Wojownik podszedł do burty, zwrócił się twarzą w stronę swych rycerzy, następnie zaczął wydawać rozkazy w jakimś dziwnym, nieco syczącym i zdecydowanie ociekającym jadem języku... Jedyne co zrozumiał Haureus to swoje imię, pojawiające się gdzieś pod koniec wypowiedzi... Generał zasalutował żołnierzom, oni odpowiedzieli tym samym a następnie zakrzyknęli niemal, że jednym głosem "IKE". Czarownik uśmiechnął się pod nosem... w sumie to polubił generała. Stary wojak wrócił do swojego rozmówcy- "Pan Other rozkazał, bym w razie porozumienia zaproponował wam pozostawienie na zamku emisariusza, który ułatwi kontaktowanie się między Radą oraz Cechem" ... I czar prysł... czyli jednak niewola... we własnym domu... Nekromanta skinął głową bez słowa. Następnie wymienili się zdawkowymi grzecznościami, po czym mag opuścił pokład.



Nekromanta zszedł na brzeg plaży, olał przysłowiowym ciepłym moczem szarpiącego się z rycerzami, odgrażającego się i poprzysięgającego okrutną i straszliwą zemstę Illeasara i stanął obok gwardzisty. Chwycił go za naramiennik, ściągną do swego poziomu i wysyczał do ucha- "Burt, spieprzaj po oficera i Palmirę, niech przyjdą na plażę... i przekaż wszystkim, że od teraz, do odwołania istnieje absolutny, bezwzględny i nieodwołalny i permanentny i... dodaj sobie do tego jeszcze kilka innych trudnych słów, wedle własnego uznania... zakaz rozmawiania o sprawach w jakikolwiek sposób związanych z Radą w pobliżu tej wrednej, parszywej, noszącej się po elficku wiedźmy." Następnie spojrzał w stronę emisariuszki, która zeszła z trapu, przystanęła na piasku i wbiła w niego swe, dość piękne, to trzeba przyznać, oczęta. Widząc jej spojrzenie odsłonił szereg równych, białych zębów i obdarzył ją najbardziej szerokim, nieszczerym i złośliwym uśmiechem, na jaki tylko było go stać, jednocześnie popychając gwardzistę w stronę zamkowych schodów.

 
« Ostatnia zmiana: 2017 01 14, 16:39:26 wysłana przez Crovley »

Offline Crovley

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Odp: Cech Mroku
« Odpowiedź #2 dnia: 2017 02 03, 15:32:57 »
Haureus siedział przy kamiennym stole i bezmyślnie stukał palcami w blat... Tron Rhodara dalej stał pusty. Dookoła przekrzykiwali się nekromanci, obok nekromantów uczniowie szeptali między sobą przytłumionymi głosami, byle by nie narazić się mistrzom... Wyglądało na to, że jednak listy Parmily dotarły gdzie dotrzeć miały... szkoda tylko, że nie wystarczająco wcześnie... Drzwi do sali otworzyły się z hukiem. Wparowała kapłanka. Nie trzeba było geniuszu by zauważyć malującą się na jej trupiobladej twarzy wściekłość. Usta wykrzywione w  grymasie właściwym komuś, kto zamierza zamordować, spod sinych warg wystawały perłowo-białe kły. Dłoń zaciśnięta na lasce tak bardzo, że młody mag dziwił się, jakim cudem oręż nie pękł jeszcze w drzazgi. Nie było wątpliwości... ktoś oberwie za ten cały bajzel po łbie... Haureus miał dziwne przeczucie, że doskonale wie kto. Pomylił się... po łbie oberwali wszyscy... I jeszcze kilku nieobecnych... Gdy już wampirzyca nieco ochłonęła, głos zabrała Parmila. W skrócie opisała nowo przybyłym zaistniałą sytuację. -"... zatem... czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania, nim dołączy do nas emisariuszka?" Czarni magowi popatrzyli po sobie, nikt jednak nie zabrał głosu. Nekromantka kiwnęła głową, po czym dała znać jednemu z uczniów, że może wyjść po gościa.



Nim minął kwadrans, drzwi ponownie otworzyły się. Do sali weszła dostojnym krokiem magiana, odziana w czarne niczym noc, elfickie szaty. Stanęła u szczytu stołu, poprawiła kaptur, pod którym skrywała swoją twarz- "Witajcie, jestem Erratha Blackbird, przebywam tu, jako emisariusz Cechu Mroku. Część z was za pewne już mnie poznała. Pragnę oznajmić, iż  pan Other jest gotów, by przyjąć was w swojej wieży." Kapłanka zerwała się z siedziska- "czyjej wieży? Bo chyba się przesłyszałam!" Ruszyła gwałtownie w stronę maga cienia. Już miała złapać ją za gardło, jednak dziewczyna w ostatniej chwili rozpłynęła się w powietrzu, tylko po to, by po chwili zmaterializować się kilka stóp dalej- ”ale ręce prosiła bym trzymać przy sobie jednak... zapewniam, że nie jestem tutaj by walczyć." Wykonała gest, jakby otrzepywała kurz z rękawa swego nieskazitelnie czarnego odzienia- "czy możemy ruszać na spotkanie?"

Haureus wziął głęboki oddech i zanurzył się w lodowatej, falującej lekko tafli błękitnego portalu. Gdy tylko wyszedł, zobaczył ogromne, ociekające gęstą śliną kły. Bestia kłapnęła szczęką, mogącą zmiażdżyć jego głowę jednym ugryzieniem. Czarownik odskoczył, instynktownie uniósł kostur... Nie potrzebnie jednak. Portal wypluł ich tuż obok otoczonego żelaznymi kratami kojca. Przestrzeń wypełniona była masywnymi, zbitymi z mięśni oraz, sądząc po zachowaniu, nienawiści, ogarami.  Bestie były zdecydowanie większe od niedźwiedzia. Krótka, hebanowo-czarna szczecina jeżyła się na karkach. Grzbiety zwierząt... o ile można nazwać tak te potwory... od czasu do czasu zdawały się zostawiać smugi cienia, które momentalnie rozwiewały się na wietrze... ale może to tylko jego wyobraźnia... Wytworem wyobraźni natomiast na pewne nie były muskularne łapy, zakończone czarnymi pazurami długości serdecznego palca rosłego mężczyzny każdy, którymi co chwilę któryś z ogarów trącał kraty. Ujadanie i wycie zdawało się rozdzierać skronie.... Kraty kojca zdawały się jednak spełniać swą rolę. Nekromanta podparł się na kosturze i wbił wzrok w czerwone ślepia jednego z potworów- "tego, zdaje się wcześniej tutaj nie było..." Emisariuszka skinęła głową, wygładzając jednocześnie szatę- "ruszajmy proszę, psy niepokoją się... nie ma potrzeby by je prowokować." Nie czekając na odpowiedź magiana cienia ruszyła do czarnej runy teleportacyjnej i odblokował ją.

Członkowie Rady stanęli na czerwonawych płytkach najniższego piętra wieży. Jajowaty, czarny i zdający się zasysać światło portal unosił się leniwie po środku. Emisariuszka stanęła przy klatce schodowej prowadzącej do jednej z wyższych komnat- "nim ruszymy dalej, proszę byście schowali broń. Pan Other mógłby poczuć się urażony..." Xargos wyszczerzył się w bezczelnym uśmiechu- "Jestem magiem... ręce mam przepraszam bardzo schować do kieszeni...?" Magiana pokręciła z rezygnacją głową, po czym zaczęła wspinać się po schodach. Nekromanci ruszyli za nią... chociaż równie dobrze to oni mogli by oprowadzać ją po komnatach ich dawnej siedziby...

Podłoga niewielkiej komnaty na planie koła była wyłożona tymi samymi płytkami, które widać było w sali wejściowej. Haureus nie dałby sobie ręki uciąć, ale prawie na pewno komnata ta kiedyś stanowiła ledwie przedsionek do drugiej, większej. Niegdyś pomieszczenie stało puste, teraz jednak zrobiło się tu niemal ciasno. Pod przeciwległą ścianą stał rząd czarnych obelisków, pomiędzy którymi wciśnięty był tron nowego gospodarza. Blokował on ukryte w czarnych cegłach przejście do głównej komnaty. Młody mag odetchnął z satysfakcją... czyli Other nie miał jeszcze wiedzy na temat wszystkich sekretów ich wieży. Przed tronem znajdowało się długie, kamienne biurko, za którym siedział nowy właściciel tych włości. Mężczyzna raczej średniego wzrostu, odziany w prawdopodobnie koszmarnie drogie, i oczywiście czarne szaty. Głowa ogolona na łyso dodawała mu powagi... i wszystko było by w normie, gdyby nie skóra ciemniejsza niż u drowa. Rysy twarzy były jednak zdecydowanie bardziej człowiecze niż elfickie. Obok stał wyprostowany generał Blackbird. Na przeciwko biurka znajdowały się dokładnie cztery, wykonanie z kamienia, i obite czarnym aksamitem krzesła... właściwie to wyglądały nawet na całkiem wygodne... Haureus nagle poczuł się jak na dywaniku u dyrektora w akademii magii, w której kiedyś studiował. Pod lewą ścianą stało kilku zakutych w czarne zbroje wojowników, pod prawą zaś leżały trzy ogary, które w obecności swego pana zdawały się być znacznie spokojniejsze od swych braci na zewnątrz wieży. Czarni magowie przywitali się, po czym, nie czekając na zaproszenie, ruszyli w stronę krzeseł. Pierwsza usiadła kapłanka, za nią Nelin, dawny mistrz Haureusa. Niegdyś potężny wojownik, najwyższy dowódca gwardii Netherila, po odzyskaniu swego połączenia z czarną mocą boga śmierci wrócił w szeregi nekromantów. Jego forma wracała szybko, jednak czas, jaki najwyraźniej musiał w tym celu spędzić nad księgami, odbił piętno na zdrowiu fizycznym. Wyglądał jak sędziwy czarodziej z baśni dla najmłodszych. Następnie usiadł najmłodszy z nekromantów, a na końcu Xargos. Trudno powiedzieć czy wybrał to miejsce, ponieważ było najdalej od ogarów, czy zwyczajnie, jako jedyny z zebranych był niepalącym i chciał, chociaż po jednej stronie mieć dostęp do wolnego od zapachu fajkowego dymu powietrza... jak by to coś zmieniało.



Helperton Other Przyglądał się przez dłuższą chwilę, po czym wstał, uznawszy, że usadowili się już wygodnie, i nie mając nic lepszego do roboty, zaczną słuchać, co ma do powiedzenia... mylił się- "nazywam się Helperton Other... możecie jednak zwać mnie Panem Otherem..." Haureus wyciągnął z kieszeni drewnianą fajkę z ciemnego drewna ohii. Otworzył pachnącą ziołami sakiewkę, wyciągnął z niej kilka ususzonych liści i roztarł je w dłoni. Nabił fajkę, włożył do ust, i już miał rozpalić, gdy nagle poczuł, jak łokieć Nelina wbija się między jego żebra- "podziel się... zostawiłem tytoń w domu" Stary nekromanta wyszczerzył zęby. Nord uśmiechnął się pod nosem, po czym podał mu kilka liści. Z drugiej strony dało się słyszeć biadolenie niezadowolonego Xargosa- "na Netherila Pana... znowu zaczną smrodzić..." Kapłanka westchnęła, po czym uciszyła całą gromadkę syknięciem. Nekromanci pokornie zamilkli i podnieśli wzrok na Helpertona, który najwyraźniej niczego nie zauważywszy, lub starający się nie zauważyć, kontynuował- "... Zaprosiłem was, by upewnić się, że relacje między nami są jak najbardziej pokojowe, nim przejdziemy jednak dalej, chciałbym ofiarować wam coś... coś, co zostało pozostawione w tej wieży, niewątpliwie należącego do was, a odnalezionego przez nas..." Z tymi słowami wyciągną z pod biurka prostą, lecz solidnie wykonaną, hebanową szkatułę. Podniósł się z tronu i podszedł do kapłanki. Wampirzyca przyjęła podarek, oparła dłonie na wieku kufra, i z niepewną miną otworzyła go. Nelin zerknął jej przez ramię- " czy to...?" Kapłanka pokiwała głową- "pięcioksiąg..." Wśród nekromantów dało się odczuć ekscytację. Kapłanka zamknęła skrzynię delikatnie- "to zaiste wspaniały dar... te księgi znaczą dla Rady więcej niż myślisz..." Other uśmiechnął się, odsłaniając zęby, wyglądał przy tym trochę jak drapieżnik szykujący się do ataku na przestraszoną ofiarę- "wiedziałem, że jest to coś, co niewątpliwie docenicie" Wrócił na swoje miejsce, rozsiadł się wygodnie na tronie i złączył palce dłoni pod brodą. Siedział tak przez chwilę, dokładnie ważąc swe następne słowa. W końcu przemówił- "Jak już mówiłem, celem spotkania jest upewnienie się, iż relacje między Cechem a Radą są w pełni pokojowe. Zapewniam, że nasz pobyt w tym świecie nie potrwa długo, a nasze interesy nie powinny kolidować z waszymi... gdyby jednak miały kolidować, obiecuję, że wcześniej przedyskutuję to z wami... Rozumiem, że sytuacja, w której znaleźliście się, nie jest typowa... czy macie zatem jakieś pytania do mnie?" Najwyższa rangą wśród zebranych przemówiła- "Twierdzisz, że jesteście tutaj w określonym celu, i po wypełnieniu go... odejdziecie. Zatem mogę zakładać, że wieża wróci we władanie nekromantów...?" Widząc potaknięcie kontynuowała- "Zechcesz może zatem przyjąć naszą pomoc w wypełnieniu tego celu? Im szybciej uporacie się z tym, tym szybciej wszystko wróci do normalnego przebiegu rzeczy..." Other odetchnął głęboko- "Obawiam się, że przyjęcie waszej pomocy było by równoznaczne ze zdradzeniem naszego celu... a to jest jednak niemożliwe... Ale kto wie... być może to ja będę nawet w stanie pomóc wam" Rezydent czarnej budowli, górującej nad okolicą ponownie obdarzył wszystkich tym drapieżnym uśmiechem. Nelin, którego właściwie najbardziej nurtował los Illeasara, spojrzał Otherowi prosto w oczy- "A co stanie się z elfem?" W tym momencie, jak na zwołanie po komnacie poniósł się przeciągły wrzask, dobiegający gdzieś z piwnic. Helperton uśmiechnął się pod nosem- "właśnie umiera... ponownie... a potem znowu zostanie wskrzeszony... tylko po to, by przeżyć swoją śmierć... ponownie... Będzie trwał w tym stanie, aż nie zacznie mnie to nudzić... a potem wymyślę coś nowego..." Haureus rozciągnął usta w pełnym zadowoleniu. Zaciągnął się głębiej fajkowym dymem, przytrzymał go chwilę w płucach, po czym, w przypływie czystej, niczym nie skalanej złośliwości, wypuścił siwą chmurę nieco bardziej w kierunku krzywiącego się Xargosa. Rozejrzał się po siedzących obok czarnych magach. Żaden nie wyglądał jak by chciał coś dodać. Postanowił zatem zabrać głos- "twierdzisz, że masz pokojowe zamiary... przyznasz jednak, iż na widok floty, która podpłynęła pod zamek, 'pokój' to ostatnie, co przychodzi człowiekowi do głowy" Pan Other pokiwał w zamyśleniu głową- "Muszę przyznać, że dyplomacja nie znajduje za zwyczaj miejsca w tradycjach Cechu Mroku. W waszym przypadku jednak, mój znajomy wstawił się za wami, obiecałem mu, że w miarę możliwości postaram się załatwić te sprawę bez rozlewu krwii. Zrozumcie jednak, że nie mogę narazić mych zadań na niepowodzenie... w związku z czym wszelki opór został by stłumiony z całą dostępną mocą." Widząc pytające spojrzenie młodego nekromanty dodał- "I wybaczcie, lecz niestety obiecałem osobie, która doprowadziła do tych rozmów, że jej tożsamość pozostanie tajemnicą." Mistrz Cechu Mroku przyjrzał się uważniej swoim gościom, podniósł się z tronu i poprawił szatę- "Skoro nie macie więcej pytań, chciałbym omówić jeszcze tylko jedno. Chodzi mianowicie o Emisariuszkę, przyznam, że może ona ułatwić niebywale kontakty między nami... lecz jeśli ma wam przeszkadzać... to jej obecność na zamku nie jest konieczna, może ona pozostać tutaj..." Wampirzyca rozejrzała się po swych braciach. Członkowie rady mieli przygotowany prosty schemat dość dyskretnych symboli, właśnie na takie okoliczności. Jednogłośnie za. Kapłanka westchnęła ciężko, magiana cienia wyraźnie nie przypadła jej do gustu, i pewnie sama by tego nie przyznała, ale nie oszukujmy się, chodziło głównie o płeć. Wampirzyca zwyczajnie nie tolerowała innych kobiet, ale skoro bracia zagłosowali, i to jednakowo, nie powinna wychodzić przeciw nim. Już miała się odezwać, lecz milczący do tej pory generał Blackbird wtrącił się- "Wybacz Panie... lecz jeśli Radzie nie w smak jest obecność maga cienia, to może... ja mógłbym wystąpić w roli emisariusza miast niej?" Other podrapał się po brodzie, po czym wzruszył ramionami- "Decyzja dalej należy do Rady, jednak, jeśli zgodzą się, to ja nie mam nic przeciwko" Kolejne szybkie głosowanie. Dwa za, jeden przeciw. Na nie był tylko Xargos, który w emisariuszce widział potencjał by stała się kolejną z jego oblubienic. I fakt, że nie dało się nawet określić jej wieku, bo szaty szczelnie zasłaniały wszystko, prócz oczu, zdawał się wcale a wcale nie przeszkadzać mu w popuszczaniu wodzy swych fantazji. Kapłanka kiwnęła głową- "Zgoda, jeśli emisariusz ma ułatwić komunikację, to zgadzamy się, By generał wyruszył z nami na zamek"



Haureus wyciągnął księgę z runami do teleportacji, przekartkował ją szybko. Znalazłszy właściwą stronę oparł dłoń na wyrysowanych w niej symbolach. Zaczął rytmicznie recytować zaklęcie. W miarę kolejnych słów u jego stóp coraz bardziej rozlewała się plama świecącej szafirowo-niebieskim blaskiem cieczy. W końcu zamilkł, zamknął z trzaskiem księgę. Fala energii spłynęła wzdłuż jego sylwetki na kałużę czystej magii. Odsunął się o krok. Ciecz zafalowała, po czym wystrzeliła w górę tworząc kolumnę wiru. Powietrze dookoła zaczęło drżeć. Po chwili wszystko uspokoiło się, pozostawiając przed zebranymi postaciami stabilny portal. Okryte czarnymi płaszczami istoty zaczęły znikać po kolei w przejściu.

Offline Crovley

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Odp: Cech Mroku
« Odpowiedź #3 dnia: 2017 02 03, 16:45:02 »
Blady poblask wielkiego, wiszącego nisko na rozgwieżdżonym nieboskłonie księżyca oświetlało małą łąkę, znajdującą się pośród gęstych lasów Yew. W oddali dało się dostrzec małe światełka pochodni umieszczonych na murach miasta. Ścierwo konia leżało pośród traw. Krew potężnej karej klaczy nie zdążyła jeszcze ostygnąć. Dookoła migotały płomienie kilku czarnych świec. Odziana w proste, lecz dopasowane i dobrze zszyte, czarne szaty postać wyciągnęła z sakwy kilka kości. Powoli rozkruszyła je w dłoniach i rozsypała dookoła zwłok zwierzęcia. Następnie czarodziej wyciągnął z pod płaszcza małą, pachnącą świeżą, wilgotną ziemią sakiewkę. Zważył porcję żyznej gleby w dłoni, po czym, uznawszy, że jest jej wystarczająco dużo, umieścił sakiewkę w pysku klaczy. Postać westchnęła... czas przejść do nieco mniej przyjemniejszej części przygotowań. Mag wyciągnął z rękawa niezbyt długi, prosty nóż. W blasku świec pobłogosławione na ołtarzu Netherila ostrze pobłyskiwało lekko. Ułożył kościaną rękojeść pewniej w dłoni, nachylił się nad trupem, i delikatnie naciął brzuch. Po polanie rozpłynął się zapach krwi. Mężczyzna wyczyścił stal o kępkę trawy i schował nóż z powrotem do rękawa szaty. Nienawidził trzymać go tam, narzędzie przyczepione do spodu przedramienia przeszkadzało w absolutnie wszystkim, od pisania po rzucanie zaklęć. Jednak zaczynał już przyzwyczajać się... Istoty jego pokroju rzadko miały okazję by ponarzekać na nudę. Ten kawałek zimnego metalu pewnie i tak by wiele nie zmienił, ale nekromanta czuł się z nim pewniej. Mag włożył dłoń do sakiewki na składniki magiczne po raz ostatni już, wyciągnął coś. Jedną dłonią rozwarł nacięcie na brzuchu klaczy, drugą ostrożnie umieścił w środku zasuszone łodyżki krwawego mchu.

Dawno, dawno temu, gdy stawiał dopiero pierwsze kroki na pokrętnej ścieżce czarnej magii, na szlaku między Cove a Buccaners Den, natrafił na samotnego ogra. Wtedy jeszcze te bezmyślne istoty nie były czymś, na co młodzian polował tak po prostu, dla sportu. Bestia trafiła maga tym brudnym, zniszczonym kawałkiem drewna, który robił jej za maczugę. Magiczna tarcza zazgrzytała, ocalając jego żebra przed połamaniem, jednak impet zrzucił go z grzbietu starej, burej klaczy, i cisnął nim od drzewo. Nim czarodziej zdążył pozbierać się, ogr wziął kolejny zamach, starając sie zmiażdżyć głowę niedoszłej ofiary między swoim orężem, a pniem drzewa. Klacz, którą wygrał w karty, a która była młodzikowi ostatnimi czasy jedynym towarzyszem większości przygód, zasłoniła go. Jedyne, co dało się usłyszeć to trzask łamanych kości, oraz przeraźliwe kwilenie zwierzęcia. Następne chwile nekromanta pamiętał jak przez mgłę. Zrobił coś, czego nie poważył się nigdy wcześniej, i coś, co nie udało mu się już nigdy więcej. Wyciągnął dłonie z desperacką wściekłością malującą się na jego twarzy, uwolnił kilkustopniowe, ogniste zaklęcie. Bez inknatacji, bez jakiejkolwiek kontroli. Czar, który w normalnych warunkach był dla kogoś z jego doświadczeniem niemal że nie wykonalny jeszcze przez kilkanaście następnych lat. Poczuł ciepło przy lewej nodze, ciepło przerodziło się w gorąco, a gorąco w przeraźliwy ból. Zachwiał się, przyklęknął na kolano, nie mógł ustać. Jego mana zaczęła wypalać się w zawrotnym tempie... zemdlał... ostatnie, co pamiętał to cierpiętniczy ryk niosący się po okolicy. Ocknął się... jakiś czas później... nie był w stanie określić jak długo był nieprzytomny, ale słońce zaczynało już chylić się ku zachodowi. Ból w lewej nodze nie ustawał, uświadomił sobie, że zaklęcie doszczętnie wypaliło jego sakiewkę z magicznymi reagentami. Zaklęcie poparzyło mu też dłonie. Głowa pękała z wyczerpania. Podniósł się powoli na kolana. Przed nim leżały zwęglone kości ogra. Smród spalenizny zapierał dech w piersiach. Po swojej prawej usłyszał jakieś rzężenie. To Mara wydawała właśnie swoje ostatnie tchnienie. Żebra musiały przebić płuca. Biedaczka leżała tak przez cały tan czas, dusząc się i zachłystując własną krwią. Nowicjusz sztuk magicznych dopiero po chwili od jej zgonu uświadomił sobie, że cały czas coś męczy jego myśli. Przymknął oczy, skoncentrował się na naukach mistrza. Kilka nieudanych prób... i wreszcie ta udana. Otworzył się na świat duchowy... i oniemiał. Czasem, gdy umiera człowiek, zwłaszcza ateista, jego dusza nie wie, co ma ze sobą zrobić... czasem też nie chce odchodzić, mając jeszcze coś do zrobienia. Pozostaje wtedy zawieszona między zasłonami światów, nie może oddalić się zbytnio od swego ciała, a pomóc komuś takiemu mogą jedyne wyspecjalizowani uzdrowiciele... zwierzętom nie zdarza się to jednak praktycznie nigdy... umierają, ich dusza, energia życiowa, rozpływa się, zasila pokłady mocy boga śmierci. I oto, wbrew wszystkiemu, czego uczono go do tej pory, Mara stała tutaj, nad nim... i trwała... tak po prostu. Przez następne godziny młody mag wykopał płytki grób na zwłoki konia. Lata później wrócił w to miejsce... A ona dalej tam była... czekała. Młody nekromanta zaklął jej duszę w opalu, wprawionym w obsydianowy pierścień.

Wyprostował się, przyjrzał przygotowanemu do rytuału wskrzeszenia miejscu. Potarł tkwiący na palcu obsydianowy pierścień. Od zajścia z ogrem minęło wiele lat, nabrał doświadczenia, uzyskał dyplom mistrzowski w magii konwencjonalnej. W dziedzinie magii śmierci takie dyplomy z oczywistych względów nie istniały, ale od jakiegoś czasu również i na tej płaszczyźnie uważano go za jednego z mistrzów. Wskrzeszenie zmarłego ciała nie było jakoś szczególnie trudne dla przeciętnego nekromanty, a nawet dla wyszkolonego spirytysty. Dla niego to właściwe formalność... Tyle, że tu nie chodziło o wskrzeszenie ciała, nie takie zwyczajne. On zamierzał wtłoczyć pełną, nieuszkodzoną duszę istoty, do naczynia, które do tej istoty nigdy nie należało... to mogło być już trudniejsze, po to właśnie te wszystkie przygotowania oraz zdecydowanie większe ilości potrzebnych składników. Ale, według jego teorii, zaklęcie będzie takie wymagające tylko za pierwszym razem, późnie dusza zacznie się przyzwyczajać. Nachylił się nad zwłokami, wyciągnął dłoń. Zdążyły już ostygnąć, były gotowe. Przyklęknął przed ciałem. Oparł dłoń opatrzoną w pierścień na boku zwierzęcia, zamknął oczy. Zaczął sączyć swoją energię do obiektu rytuału, recytując jednocześnie słowa zaklęcia- " Corpus... Sine Nomine... EXPERGEFACERET!" Powietrze wokół nekromanty zaczęło drżeć. Podmuch wiatru zdarł kaptur z jego głowy. Magia zaczęła przepływać przez ciało, wypełniać kamień w pierścieniu, a z niego przesiąkać do nowego naczynia. Jej destruktywna moc wypaczała zwłoki klaczy, wypełniała je, zaczęła przyśpieszać procesy rozkładu. Skóra zaczęła odpadać wielkimi płatami, odsłaniając gołe mięśnie, w innych miejscach zaczęły prześwitywać blade kości. Jedno z oczu wypłynęło, w jego miejscu żarzyło sie czerwone światełko. Zwierze zerwało się gwałtownie na nogi. Zaczęło łapczywie chwytać powietrze, wypuszczając przy tym kłęby pary. Po chwili uspokoiło się, spojrzało na swego stwórcę... po czym oparło swój wielki łeb na jego ramieniu. Haureus pogładził ją po karku- "witaj wśród żywych staruszko..." Mara poderwała łeb i kłapnęła zadziornie zębami tuż przed jego nosem. Uśmiechnął się, po czym podszedł do leżącego nieopodal worka, wyciągną zeń wielki kawał świeżego mięsa i rzucił go zwierzęciu. Mara chwyciła z zadowoleniem ochłap w zęby, ułożyła go na trawie, i zaczęła szarpać zdobycz. Nekromanta w tym czasie sprawdził, czy proces reanimacji nie uszkodził czegoś ważniejszego dla jej funkcjonowania. Lewa przednia noga była obdarta aż do kości. Wyciągnął z torby wiszącej na plecach, pod płaszczem, kilka skurzanych pasków i obwiązał nimi kolano klaczy. Później nawierci cały staw, i wprawi doń druty. Magia napędzająca organizm powinna poradzić sobie w tą drobną niedogodnością, więc wierzchowiec nie straci na mobilności, a zmniejszy to ryzyko, że noga na przykład odpadnie podczas galopu. Gdy nieumarły koń skończył jeść, nekromanta przytroczył doń przygotowane wcześniej siodło, po czym wspiął się na grzbiet. Skoro to ma już załatwione, to czas sprawdzić, czy generał Blackbird zadomowił się już na zamku...

Haureus siedział przy kamiennym stole, ręce skrzyżował na piersi, fajka przygryziona w zębach, wzrok wbity gdzieś w przestrzeń. Parmila produkowała się, opowiadając o czymś i gestykulując przy tym zawzięcie rękoma. Jego nieobecna mina musiała doprowadzać ją do furii. Jednak wbrew pozorom słuchał uważnie, co ma do powiedzenia. Gdy zamilkła spojrzał na nią,  wyciągnął fajkę z ust- "zatem... według twojego raportu, Blackbird, podczas swojego spaceru po świątyni dokładnie notował wszystko w dzienniku?" podrapał się po brodzie- "czyli wystarczy dorwać się do tej księgi..." Parmila pokiwała głową- "Przygotowałam już odpowiednią truciznę, wystarczy tyl..." Oficer Kelson wszedł jej w zdanie- "Toż to nie godzi się! Truć naszego gościa... Czy Cech nie udowodnił, że są naszymi sojusznikami?" Nekromantka spojrzała nań jadowitym wzrokiem, już chciała go zrugać, jednak Haureus powstrzymał ją uniesieniem dłoni- "Kelson ma rację, nie możemy tak po prostu otruć emisariusza... Może gdyby udało się wywabić go z jego pokoju... ktoś mógłby zakraść się, i przetrząsnąć pomieszczenie" Dawna uczennica Rhodara podrapała się po głowie- "właściwie... to też jest całkiem dobry plan... Udaj się zatem do Generała, powiedź mu, że chcę z nim o czymś porozmawiać. Postaram się zagadać go wystarczająco długo, byś miał czas pomyszkować w jego kwaterach..."



Nekromanta stanął przed żelaznymi drzwiami. Odchrząknął, po czym zapukał weń głownią swojego kostura. Nie trzeba było długo czekać na odzew nowego lokatora. Mag wszedł do środka, zastał generała, piszącego coś akurat w swoim dzienniku, uśmiechnął się uprzejmie. Blackbird odpowiedział tym samym, podnosząc się jednocześnie z krzesła- "oh... witaj Haureusie... co sprowadza cie do mnie?" Nekromanta oparł się barkiem o jedną z biblioteczek stojących obok- "Witaj Generale... chciałem zobaczyć, czy niczego Ci nie brak... upewnić się, że jesteś traktowany na zamku jak należy..." Wojownik rozsiadł się ponownie za biurkiem, jego mina zdradzała raczej zadowolenie... może nawet sympatię do młodego czarownika- "Nie masz się o co martwić. Wszystko jest w jak najlepszym porządku... tylko nuda trochę mi doskwiera... Zbyt częste odwiedziny to jedyne, na co nie mogę narzekać... Ale rozumiem... Wszak inni dalej żyją swoimi sprawami..." Haureus pokiwał ze zrozumieniem głową- "Rozumiem cie doskonale... to potrafi być przygnębiające... tym bardziej z przykrością muszę stwierdzić, że i moja wizyta tutaj nie jest czysto towarzyska... Parmila prosiła, bym przekazał, że chciałaby spotkać się z tobą w komnacie Rady... ma chyba coś do omówienia... Obiecuję jednak, że jak tylko będę miał chwilę, wpadnę na herbatkę" Po tych słowach obdarzył generała jednym ze swoich starannie wyćwiczonych uśmiechów. Generał westchnął tylko ciężko, po czym ponownie podniósł się z krzesła- "Wypadało by chyba za tem z nią porozmawiać... a co do twojej wizyty... zapraszam" Uśmiechnął się, po czym ruszył w stronę drzwi. Haureus wyszedł na dziedziniec zaraz za Blackbirdem, skręcił jednak w stronę gabinetu Mistrza Rady. Zaczął wspinać się powoli po schodach, nasłuchując jednocześnie, co dzieje się na dole. Gdy tylko usłyszał łoskot drzwi komnaty ze stołem, zawrócił. Wszedł ponownie do pomieszczeń generała. Przymknął za sobą drzwi, zostawił jednak lukę, tak by dało się usłyszeć, gdyby ktoś nadchodził. Podszedł do dziennika Blackbirda. Nie było wątpliwości, że oprawiona w czarną skórę księga jest tą, o której mowa w raporcie. Otworzył ją. Większość stron była zapisana. Pismo generała było drobne, lekko pochyłe i dość trudne do rozczytania, jednak nawykły do bazgrołów akademickich wykładowców czarodziej szybko przyzwyczaił się do niego. Zaczął pośpiesznie wertować opasłą księgę, niemal od razu przeskakując do ostatnich zapisków. "komnaty nie są zbyt wielkie... bla bla bla... Pogoda była... bla bla bla... Świątyna... bla bla bla... zaraz! Świątynia?” Cofnął się kilka zdań i zaczął czytać "Świątynia mimo swej prostoty robiła wrażenie..." przeskoczył dwa wersy dalej "Do prawdy nie rozumiem czemu miast mnie, nie wysłał w to miejsce Errathy, której moc przewyższa  moją. Mniejsza z tym. Sztylet był tam, wbity w ołtarz. Istota, która dopuściła się tego musiała być niezwykle plugawa. Artefakt został obłożony wieloma, niezwykle zaraźliwymi klątwami, z pogranicza praktycznie wszystkich szkół. Magia Cienia, czarna magia, demonologia, magia krwi... Zdaje się, że jest też czymś w rodzaju przekaźnika, przy jego użyciu udało mi się zobaczyć odpowiedzialną za to wszystko istotę. Nie ulega wątpliwości, iż trzeba będzie odszukać tego Licza nim zajmiemy się sztyletem. あなたはケーキを受賞しました..." Dalsza część tekstu była napisana runami, których Nekromanta nie był w stanie nawet rozpoznać, nie mówiąc już o odczytaniu. Zerknął w stronę drzwi, nie warto przeceniać zdolności konwersacyjnych Parmily. Lepiej zbierać się. Odkładając księgę śmignęło mu jeszcze coś tam o odnalezieniu syna kogoś tam... Wzruszył ramionami. Raczej nic ważnego. Upewnił się, że wszystko jest na swoim miejscu i ruszył w stronę wyjścia.




   




Offline Crovley

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Odp: Cech Mroku
« Odpowiedź #4 dnia: 2017 02 03, 16:45:23 »
"I jak? Masz ten dziennik?" Parmila wydawała się podenerwowana. Widząc, że brat przecząco kręci głową, zaczęła obrzucać go, i cały zamek obelgami. Haureus bezpardonowo wszedł jej w słowo- "nie mam dziennika, ponieważ zabranie go wzbudziłoby podejrzenia... ale to nie znaczy, że nie czytałem go. Bądź łaskawa zamilknąć i posłuchać, czego dowiedziałem się" Nekromanta streścił w kilku zdaniach przebieg i wynik swojego szpiegostwa, następnie dodał- "Myślę, że powinienem udać się do świątyni, zbadać raz jeszcze sztylet... może coś przegapiliśmy... A może znajdę przy okazji jakieś ślady działalności Blackbirda..." Skrzyżował ręce na piersi, następnie podniósł jedną do okrągłego, kościanego kolczyka przechodzącego przez dolną wargę i w zamyśleniu zaczął bawić się nim. Parmila skinęła oszczędnie głową- "Czyli miałam rację... knują przeciw nam, pewnie chcą sprzymierzyć się z liczem. Tak... myślę, że pomysł zbadania świątyni jest całkiem, całkiem. A skoro udajesz się do świątyni, to może zabierzesz ze sobą jedną z uczennic? Czas by dziewczyny zaczynały uczyć się działania w terenie..." Haureus zignorował fakt, że jej wiecznie przepchany intrygami i spiskami mózg zrozumiał wszystko raczej dość opacznie, spojrzał w kierunku krańca stołu, dwie siedzące tam dziewczyny uniosły w jego kierunku pełne nadziei spojrzenia, wzruszył ramionami- "właściwie to nie widzę przeciwwskazań..." Podszedł do dziewcząt- ”to jak? Która ma ochotę na małą wycieczkę?" Dziewczęta wyrwały się niemal jednocześnie. Wtrąciła się jednak Parmila- "tylko jedna może iść, druga zostanie i pomoże mi przepisywać zwoje..." Czarny mag westchnął- "no dobra...Riverien była pierwsza... zatem dzisiaj ty idziesz ze mną... zbierz, co tam masz do zabrania i zaczekaj na mnie na plaży." Blada istotka dość drobnej postury pisnęła radośnie, odgarnęła kosmyk kruczoczarnych włosów z twarzy, rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu i wybiegła z sali. Nekromanta nie kazał uczennicy czekać zbyt długo na siebie. Zszedł po schodach, wyciągnął z pod płaszcza księgę runiczną, i zaczął szykować zaklęcie teleportacyjne. Zerknął w stronę nowej kompanki. Riverien aż pękała z dumy, że wybrał właśnie ją. Szmaragdowo niebieska tafla zawisła w powietrzu, tuż przed nimi.

Haureus przyglądał się z lekkim rozbawieniem jak uczennica z pobożną miną wychodzi z czerwonego portalu i rusza w stronę świątyni. Czarownik był wiernym sługą swego pana, jednak nie był nadgorliwym fanatykiem. Miast spędzać długie godziny na modlitwie i biczowaniu się, wolał wolny czas poświęcić na studia teorii oraz praktyki... ewentualnie nawalenie się w karczmie do nieprzytomności. Magia, którą władał, w prawdzie pochodzi od samego Netherila, jednak to czarodzieje nadają jej kształt, formę oraz kierunek. W tej kwestii jego specjalizacja nie różniła się jakoś wyjątkowo od większości pozostałych szkół magicznych. Z resztą... lekcja pierwsza: Pan Śmierci ma w dupie ile czasu spędzasz na modlitwie. Liczy się tylko to, czy wezwany- odpowiesz, stawisz się, wysłuchasz, i wykonasz rozkaz... I dopiero, gdy zawiedziesz, modlitwa może być twoim jedynym ratunkiem... zwykle jednak nie jest. A jednak rozumiał ją całkiem dobrze... sam przez długi czas wyglądał tak samo, za każdym razem, gdy podchodził do piramidy.

Czarny mag wspiął się powoli po schodach. Stanął na szczycie, i pozwolił, aby kostur, na którym się podpierał, rozpłynął się w powietrzu. Podszedł do sztyletu. Zerknął na uczennicę. Przyszłą nekromantka przyglądała mu się z zapartym tchem. Już miał zacząć sondować artefakt, gdy z cienia, za jego plecami wynurzyła się drobna, kobieca sylwetka. Odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę- "no w końcu ktoś się zjawił..." Nekromanta rozpoznał mundur. By formalności stało się jednak zadość, skinął nieznacznie głową i odezwał się- "Imię oraz stopień." Kobieta momentalnie stanęła na baczność- "Ve'es, Cichociemna gwardii Netherila! Obserwuję świątynię Pana jeszcze z rozkazu Nelina." Haureus podrapał się po brodzie, następnie przesłuchał kobietę w sprawie wizyty generała. Nie dowiedział się jednak niczego ponad to, co Ve'es zawarła w raporcie. Wrócił do sztyletu. Wyciągnął dłoń. Rozpalił na niej odrobinę magicznej mocy. Wyciągnął dłoń w stronę sztyletu... nic. Zaczął delikatnie nasilać przepływ mocy... pojawiły się szepty... Zamknął się na świat zewnętrzny... Szepty stały się intensywniejsze... czuł, że za chwilę będzie wystarczająco skoncentrowany by je zrozumieć. Ból w kolanach. Dłoniach. Głowie. Klęczał na kamiennej posadzce. Kilka kropel krwi. Jego krwi. Sączyła się z nosa. Podpierał się dłońmi o podłoże. Ból przeszył skronie. Ktoś szarpał go za ramię... Uczennica. Potrząsnął głową... musiał odpłynąć. Cichociemna coś mówiła. Słowa zaczęły docierać do jego mózgownicy- "...oszaleliście!? Wiecie jakie raport będę musiała wysmarować, jak dwóch magów pomrze w świątyni!? Parmila ukręci mi łeb przy samej dupie!" Nekromanta wyciągnął dłoń, przywołując swój kostur. Podparł się na nim, i zwlekł ciężko na nogi "niemożliwe... jakim cudem generał... wojownik... był w stanie wybadać artefakt tak po prostu... a on, wyszkolony mag, władający wprawnie dwiema szkołami, znający teoretyczne podwaliny niemal wszystkich pozostałych, nie zdziałał praktycznie nic...? Być może nie docenił Blackbirda..."



Uczennica stała na przeciwko Haureusa. Przyglądała sie lekko zaniepokojona. Za jego placami Cicho pomrukiwał czerwony portal prowadzący do świątyni. Podparł się o kamienną ścianę- "Mam dla ciebie zadanie..." Kobieta pisnęła radośnie- "Pierwsza samodzielna misja!!!" Odziany w czarne szaty mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, sięgnął do torby i podał jej kilka kawałków surowego mięsa- "odeślę cię na zamek, nakarmisz Marę... tylko uważaj, byś nie straciła palców..." Entuzjazm dziewczyny zgasł równie szybko, co pojawił się. Nekromanta opar się o ścianę i zaczął masować skronie. Chyba trzeba będzie porozmawiać z emisariuszem...



Czarny mag cisnął kolejny kamień w morskie odmęty. Rozmowa z generałem właściwie okazała się całkiem sympatyczna. Nekromanta dowiedział się co nieco na temat wewnętrznych struktur oraz zwyczajów panujących wewnątrz Cechu. Nie udało mu się jednak skłonić generała do udzielania odpowiedzi na najbardziej nurtujące go pytanie. Czemu badają sztylet... i czego właściwie Cech Mroku chce od tego przeklętego Licza... Westchnął zrezygnowany. Nagle usłyszał szelest za swoimi plecami. W jego kierunku biegła uczennica- "wybacz mistrzu, że przeszkadzam, jednak Parmila chciałaby z tobą porozmawiać."

Offline Crovley

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Odp: Cech Mroku
« Odpowiedź #5 dnia: 2017 02 03, 17:09:11 »
Nekromantka siedziała przy kamiennym stole. Skrobała coś zawzięcie na kawałku pergaminu. Gdy tylko drzwi otworzyły się, odłożyła pióro i podniosła głowę. W wejściu stanął Haureus. Instynktownie rozejrzał się po sali, następnie skinął głową, i ruszył w stronę swojego ulubionego krzesła. Parmila poczekała aż rozsiądzie się, po czym zwróciła na siebie uwagę krótkim, sztucznym chrząknięciem. -"Jesteś wreszcie... mam dla ciebie kolejne zadanie. W całym tym zamieszaniu zapomnieliśmy o czymś. Ten Licz cały czas chodzi po tym świecie... i bruździ nam. Chcę, byś zajął się tą sprawą ponownie. Musimy w końcu rozwiązać ten problem raz na zawsze... zwłaszcza teraz, gdy cech chce połączyć z nim swoje siły." Nekromanta podrapał się po brodzie- "O ile dobrze pamiętam, to przed opuszczeniem zamku Rhodar zlecił komuś zbadanie tej sprawy..." Spojrzał wymownie na magianę, ta jednak niewzruszona odparowała- "tak... ale w przeciwieństwie do ciebie ja jestem potrzebna tutaj. Ktoś musi ogarniać cały ten bałagan podczas nieobecności mistrza!" Nekromanta zgrzytnęła zębami ze złością. Parmila miała ogrom obowiązków na głowie... nie powinien dokręcać jej śruby tak bardzo...- "Pamiętaj... złość piękności szkodzi..." Czarny mag zachichotał złośliwie, uchylił się przed lecącą w jego stronę księgą i zwiał z komnaty, poganiany serią przekleństw pod jego adresem. Ruszył od razy w stronę stojącej na plaży Mary. Niegdzie nie czuł się tak bezpiecznie jak na zamku... ale też prawie nigdy nie przychodził tutaj nieprzygotowany do drogi... albo walki. Oparł się o grzbiet konia. Tyle czasu upłynęło, od kiedy ostatnio zajmował się tą sprawą... gdzie właściwie skończyli...? Nie pamiętał. Ale jeśli dobrze kojarzył, to nie doszli właściwe nigdzie. Równie dobrze mógłby zacząć od początku. Chociaż... w sumie to nie. Przecież Blackbirdowi udało się zobaczyć licza przez sztylet. To nie może być takie trudne. Nie może! Ta myśl frustrowała go straszliwie! Jakim cudem staremu wojownikowi udało się coś, czego on nie potrafił! O nie! Co to, to nie. Nie odpuści tak łatwo. Warknął gniewnie, wskoczył w siodło i puścił konia galopem w kierunku otwartego morza. Nieumarła bestia wyskoczyła z klifu i wpadła prosto w szmaragdowy portal.

Wkroczył pewnym krokiem do świątyni, od razu ruszył do artefaktu. Stanął przed nim, zdjął rękawice, odpiął karczek, nie były mu tutaj potrzebne. Zaczął powoli wyciszać bicie swojego serca. Tkwił tak, póki przyjemny szum przepływającej przez tętnice oraz żyły krwi nie stał się jedynym, co był w stanie usłyszeć. Uklęknął przed sztyletem, zamknął oczy. Wyciągnął dłoń w stronę sztyletu. Zaczął ostrożnie sondować artefakt. Tym razem zamierzał zabrać się do tego jak należy. Gdy upewnił się, że jest w stanie obejść wszystkie pułapki, zaczął delikatnie otaczać przedmiot swoją energią. Pozwolił, aby jego moc zaczęła stymulować magię artefaktu. Osiągnięcie pełnego zestrojenia trochę trwało, udało mu się jednak za pierwszym podejściem. W jego głowie zaczęły pojawiać się niezrozumiałe szepty. Wyciągnął drugą dłoń, zaczął wypierać magię artefaktu i zastępować ją swoją. Bardziej znajomą. Poczuł jak coś wilgotnego spływa po lewym policzku, momentalnie wyparł tę myśl. Jeśli teraz przerwie, wszystko przepadnie, będzie musiał zaczynać od nowa... a na to nie miał siły. Zaczął powoli tkać sploty many. Umieszczał je między krytycznymi węzłami znajdującymi się w artefakcie. Dzięki nim mógł spokojnie prześlizgiwać się po wnętrzu przedmiotu, nie naruszając jego struktury. Cały proces przypominał trochę błądzenie w ciemnym labiryncie, jednak szepty, choć dalej nie zrozumiałe, wskazywały mu odpowiedni kierunek. Gdy zaczęły przeradzać się w już niemal, że zrozumiałą mowę, poczuł to. Serce Sztyletu. Czarne... złe... wypaczone. Większości z tworzących go splotów nie mógł rozpoznać. Musiały być utkane przy pomocy innych szkół... to o tym wspomniał generał w swoim pamiętniku. To był cel jego badań, musiał z niego zaczerpnąć. Ostrożnie zniósł wszystkie bariery, którymi do tej pory osłaniał swój umysł. Dotknął serca. Szepty momentalnie ucichły. Cos zamajaczyło mu przed oczami. Eksplozja barw, światła... wizja. Ujrzał siebie. Przed nim stał Khan'Yen Thrast. Przyglądał mu się. Czół moc podtrzymującą jego przegnite ciało na chodzie. Znów narastający strach, który towarzyszył mu w tamtym dniu... w dniu, gdy po raz pierwszy spotkał Radę Nekromantów. Obraz zaczął rozmazywać się, zastępował go inny. Nim jednak wizja uformowała się... przenikliwe zimno, chłód, który przenikał nawet jego przystosowaną przecież do niskich temperatur nordycką krew. Barwy zaczęły łączyć się w kształty... kształty w obrazy. Śnieżyca, w oddali pokryty białym puchem, górski szczyt... już miał zrobić krok do przodu, gdy nagle spadł w bezdenną ciemność... Zapach soli. Delikatna, morska bryza skraplająca się na jego brodzie. Szorstki piasek pod stopami... gdzieś po lewej kawałek wykonanych z czarnego kamienia zamkowych schodów. Przed nim przytłaczający ogrom bezkresnego morza. Przez fale przedzierają się okręty wojenne. Ból w szczęce, wszystko urwało się. Klęczał w kałuży krwi. Oko bolało niemiłosiernie. Kanalik łzowy musiał być pęknięty. Nad nim stała Ve'es. Szarpała go za ramię. Mówiła coś. Nie słyszał. Przyłożył dłoń do ucha. Strużka krwi ściekała po jego szyi. Potarł brodę... lepiła się od czegoś wilgotnego. Zaczął słyszeć -"Jak Netherila Pana kocham, sama cię zatłukę.. będę miała mniej pisa..." Zamilkła. Para brązowych, lekko piwnych oczu wbiła w nią gniewne spojrzenie. Chyba zdała sobie sprawę, że trochę ją poniosło. Dotarło, z kim rozmawia, i że ten ktoś zaczyna powoli kontaktować. Pomogła mu wstać. Drżącą dłonią wyciągnął z sakiewki trochę ziół i wymamrotał kilka prostych zaklęć, by zatamować krwotok. Cichociemna podała mu bukłak wody. Gdy nekromanta zmywał z twarzy posokę, odezwała się- "Wy to musicie naprawdę mnie nie lubić... Na co w ogóle ci to wszystko?" Haureus uśmiechnął się blado- ”by wyśledzić licza... byłem już tak blisko... prawie go zobaczyłem..." Gwardzistka żachnęła się- "Jedyne, czego byłeś blisko, to zgonu na mojej warcie. Wszystko w porządku? Widziałam już coś takiego... moja kuzynka miała... dar... jakiegoś rodzaju. A przynajmniej tak twierdził lekarz. Czasem widziała... rzeczy. Może ty też masz ten dar? To cię wykończy... Oszalejesz... jak ona." Nekromanta parsknął- "Na razie jedyne, co  mnie wykańcza to ten sztylet... Nie dam rady powtórzyć rytuału... muszę poszukać innego sposobu na odnalezienie tego dupka." Podziękował za wodę i ruszył w stronę wyjścia. Gdy już znalazł się po drugiej stronie portalu podparł się o grzbiet nieumarłej klaczy. Skoro tym sposobem nie dało rady... Tak potężna nieumarła istota magiczna musi powodować zawirowania w przepływie energii śmierci przez świat... Może udałoby mu się wyśledzić te zawirowania. Ale potrzebowałby do tego wyjątkowo silnego w te konkretnie magię miejsca. W normalnych okolicznościach świątynia, u wrót której właśnie się znajdował, była takim miejsce. Sztylet jednak konsekwentnie pozbawiał ją mocy. Będzie musiał spróbować gdzie indzie. Podrapał się po brodzie. Coviański cmentarz zawsze emanował mocą Pana...



Nekromanta zszedł z wierzchowca i wszedł pewnym krokiem przez furtkę. Większość nieumarłych czując moc posłańca boga śmierci uciekła lub pochowała się. Kilka wyjątków postanowiło jednak spróbować swych sił. Haureus uchylił się pewnie przed starym, pordzewiałym mieczem, dzierżonym w kościstej dłoni. Sparował kosturem następne uderzenie, po czym skrzyżował ręce na piersi, blokując lecącą w jego kierunku kulę ognia. Dopadł do upiora i powalił go na ziemię solidnym kopnięciem w miejsce, w którym zapewne kiedyś było podbrzusze. Gdy dotarł do centrum cmentarza, rozłożył ręce i uwolnił potężny impuls magii śmierci, który wyssał czarną manę z wszystkiego, co było dzięki niej zrodzone. Podniósł głowę w stronę górującej nad tym miejscem krypty. Zostało jeszcze tylko jedno. Czas rozprawić się z plugawcem trawiącym to miejsce. Pomniejsze licze, lubujące się w cmentarzach nie stanowiły wyzwania w pojedynkę, ale nie były też rodzajem przeciwnika, którego rozsądnie jest lekceważyć. Odbije coś takiemu i rzuci samobójcze zaklęcie, które zmieni całą okolicę w krater... Nekromanta ruszył w stronę schodów, na szczycie których znajdował się kamienny budyneczek. Im był bliżej, tym bardziej gęsta mgła zaczynała spowijać okolicę. Nagle, z za drzwi wynurzyła się sylwetka. Szczęk metalu poniósł się wśród głuchej ciszy, panującej na cmentarzu. Czarne, podarte szaty falowały lekko w powietrzu, mimo braku wiatru. Chociaż ubranie było zniszczone, brudne i wyraźnie lata swej świetności miało już dawno za sobą, mag niemal od razu rozpoznał charakterystyczny, solidny, lecz prosty krój szat ulubionych przez większość członków rady. Dookoła torsu, szyi oraz ramion postaci zwisały grube łańcuchy. Twarz była schowana głęboko pod kapturem. Haureus podparł się pewniej na kosturze. Podniósł głowę i spojrzał postaci prosto w jarzące się krwistą czerwienią oczy. Postać nie była raczej tym, co spodziewał się spotkać.- "Kim jesteś? I jakim prawem zakłócasz spokój mieszkańców tej ziemi..." Wypowiadając każde kolejne słowo starał się zdominować jaźń istoty. -"Ból... tak b... bard...o BOLI!!!" Zjawa zawyła przeraźliwie i przycisnęła ręce do skroni, szarpiąc się w konwulsjach. Nekromanta stał pewnie- ”wiesz, że mogę zakończyć twoje cierpienie... przynieść ci ukojenie!" Zjawa przekręciła głowę, po czym rozpłynęła się w powietrzu, tylko po to, by po kilku krótkich chwilach zmaterializować się tuż przed Haureusem. Mgła zaczęła gęstnieć jeszcze bardziej- "Ukoj..e...nie? nieeeeeeeee...." Z tej odległości dało się dojrzeć poczerniałą, przegnitą twarz upiora. Skóra miejscami odpadała, odsłaniając na wpój zjedzone przez czerwie mięśnie. Gdzieniegdzie widać było kępki czarnych włosów. Pozostałość po brodzie. I było coś jeszcze... na spodzie prawej dłoni dziwnie powykręcanej z bólu postaci. Rozdrapana rana... niby stara, wciąż jednak sączyły się z niej jad oraz ropa. Ślady na krawędziach sugerowały, że kiedyś znajdowała się tam runa. Przedstawiająca symbol Netheril... hebanowa laska. Nekromanta cofnął się o krok. Rozsypał dookoła siebie kości- "To... To kara... Cierpisz, ponieważ zdradziłeś swego Pana... Mogę ci pomóc. Odpowiedz na moje pytania, a wstawię się za tobą... Wybłagam wybaczenie u Czarnego Boga. Kim jesteś!" Zjawa wykręciła się dziwacznie. Przekręciła głowę- "H....h....nieee...NIEE!!!!!" Czarnoksiężnik wyciągnął dłoń, na której widniał symbol, podobny do tego, który rozdrapała zjawa. Zaczął ponownie napierać na wolę istoty. W tym samym czasie drugą ręką chwycił pewniej kostur i przyłożył jego głownię do usypanego z kości okręgu. Wysyczał pod nosem-" Manes Turbidi Sollictique Resolverent" Z głowni kostura wypłynęły cienkie pasemka czarnej magii. Zaczęły powoli owijać się dookoła kości. Muśnięte magią reagenty zaczęły nieznacznie drgać. Unosić się, wirować dookoła maga, formować za jego plecami jakiś kształt. Kształt stawał się wyraźniejszy, aż przybrał formę kościanego smoka. Bestia stanęła za swym stwórcą, oparła ogromny łeb o jego ramię. Nekromanta kontynuował- "W imię Netherila Pana, którego zdradziłeś... i któremu, jak wszystko co martwe podlegasz... nakazuję ci. ODPOWIADAJ!!!" Zjawa zaskrzeczała z bólu, skrzek przerodził się w jazgot. Potężny ryk smoka, który zaczął wyczuwać nadciągający atak zawtórował jej. Haureus błyskawicznie cofnął się o krok, wyciągnął rękę i wykrzyczał "KAL VAS FLAM!" Słup ognia uderzył w pierś szykującej się do skoku istoty, łamiąc pierwszą z jej magicznych barier i odrzucając ją do tyłu. Smok nie czekał na rozkaz. Przemknął ponad ramieniem swojego pana, doskoczył do zjawy i machnął potężną łapą. Trafiony upiór poleciał w jeden z nagrobków i roztrzaskał go, łamiąc przy tym kolejną ze swych barier- "JAK MASZ NA IMIĘ!!!" Zjawa rozpłynęła się w powietrzu. Zmaterializowała za jego plecami. Obróciła uderzeniem w lewy bark, łamiąc jedną z magicznych tarcz, następnie zacisnęła dłonie na krtani. Mag poczuł jak druga, i zarazem ostatnia tarcza zaczyna gwałtownie wibrować, a po chwili skwierczeć... jeszcze chwila i pryśnie jak bańka mydlana. Czarownik przycisnął dłoń do piersi napastnika- " Por Ort Grav!" Wyładowanie elektryczne odrzuciło upiora do tyłu. Ostatnia z jego tarcz prysła niczym roztrzaskane lustro. Cień smoka przemknął nad głową czarodzieje. Nieumarła bestia stanęła nad zataczającą się zjawą, uniosła szpony, by zadać ostateczny cios. Ostatnim tchnieniem upadły nekromanta wykrzyczał- "HAAUREUUSS!!!" Potem nastała ciemność.



Obudził go ból głowy oraz nieprzyjemny chłód szorstkich, kamiennych płyt cmentarnego chodnika na twarzy. Przed sobą widział pod jakimś dziwnym kątem Marę, spokojnie skubiącą mózg  chyba "żyjącego" jeszcze zombi. Podniósł się ciężko na kolana. Oparł dłońmi o chodnik. Psiakrew... odpływanie zaczęło mu ostatnio wchodzić w nawyk. Zwlókł się na nogi i ruszył w stronę pobojowiska. Tyle że... tam nie było żadnego pobojowiska. Trochę szczątków po nieumarłych, których roztrzaskał wchodząc na cmentarz... i to wszystko. Żadnej zjawy... żadnego smoka... nic... padł na kolana i schował twarz w dłoniach... czyżby zaczynał szaleć...? Szaleństwo wśród ludzi taplających się w magii śmierci nie było czymś niezwykłym... Haureus spotkał już przynajmniej kilku szalonych nekromantów... ale według wszelkich statystyk na niego było jeszcze zdecydowanie za wcześnie... W głowie rozbrzmiały mu słowa Ve'es. Pozbierał się i z potępieńczą miną ruszył w drogę powrotną do świątyni.


Offline Crovley

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 27
Odp: Cech Mroku
« Odpowiedź #6 dnia: 2017 02 03, 17:09:31 »
Oparł się barkiem o jedna z kolumn obok ołtarza i potarł ze zmęczeniem twarz. Usłyszał za plecami odchrząknięcie- "Psiakrew Ve'es... czemu zawsze za plecami?" Gwardzistka wzruszyła ramionami- "Łatwiej strzelić w plecy... Znowu przyszedłeś wykitować?" Nekromanta prychnął- "Tym razem porozmawiać... chciałem zapytać, co stało się z tą twoją kuzynką..." Cichociemna ponownie wzruszyła ramionami- "zabiła się... Oszalała... i popełniła samobójstwo. Ty też zaczynasz szaleć... prawda? Widać to w oczach." Haureus potarł skronie- "jeszcze nie wiem... wiesz jak nazywał się ten lekaż, który ją leczył... możesz podać namiary?" Ve'es przekręciła głowę- "Mogę, ale po co... powiem ci to samo, co on powiedział jej. Idź do jaskini szczuroludzi, odszukaj mędrca, który balansuje na granicy szaleństwa."



Wnętrze jaskini śmierdziało przeraźliwie. Haureus nie fatygował się nawet by zsiąść z konia. Wiedział, co go tam przywita. Jego oczekiwania nie zostały zawiedzione. Zza rogu wypadła gromadka szczuroludzi, zwabiona pewne jakimś prymitywnym alarmem zamontowanym w wejściu. Człekokształtni rzucili się do ataku, gdy tylko zobaczyli go. Mag spiął konia i zaszarżował. Mara wparowała w gromadkę pokracznych istot, tratując pierwsze szeregi. W powietrzu uniósł się dźwięk łamanych kości i rozpaczliwe piszczenie. Nagle poczuł jak jego magiczne lustro pęka. Przebiegł wzrokiem po prymitywnych stworzeniach i znalazł go. Szaman stał na ostatniej linii. Popiskując szykował kolejne zaklęcie. Mag warknął gniewnie, po czym cisnął ognistą kulą w szczurzą mordę. Kolejny pisk i swąd palonej sierści przyćmił nieco zwyczajowy smród tego miejsca. Mag przedzierał się przez korytarze, konsekwentnie mordując wszystkie żywe istoty, które napotkał na swojej drodze. Właściwie to nawet bawiło go to... Biedne stworki nie zdawały sobie sprawy, kto wszedł do ich leża. Podczas masakry kolejnej i którejś już tam z rzędu napotkanej grupki poczuł delikatne zawirowanie magii za swoimi plecami. Zerknął przez ramię i zobaczył go. Pół nagi mężczyzna oparł sie o ścianę i obserwował. Nekromanta dobił ostatniego szczuroczłeka i zeskoczył z konia. Znał starca. Szaleniec tańczący ze szczurami, którego wraz z kapłanką i Nelinem spotkali dawno temu przed wejściem do Khaldun. Jak on miał na imię? Dalur?... Dupenur?... Dallupenur! To bez wątpienia musiał być człowiek, którego szukał... Chociaż był on bardziej szalony, niż młody mag maił nadzieję. Pustelnik odkorkował dwie butelki nalewki z mandragory i podał jedną czarodziejowi- "Napije sie? To pomaga!" Zachichotał radośnie- "A zatem co sprowadziło Harusa w to nieprzyjazne miejsce?" Nekromanta podrapał się po brodzie- "właściwie to... Zjawa..." Pustelnik słysząc ostatnie słowo nagle przestał rechotać. Jego twarz zaczęła zdradzać lęk. Zaczął lamentować. Podszedł do ściany i jął rytmicznie uderzać w nią głową- "dlaczego czerń Harusie... dlaczego wybrałeś właśnie czerń... było tyle innych nici... tyle możliwości... dlaczego czerń?" Nekromanta zrobił głupią minę, po czym wybąkał- "eee no... do twarzy mi w niej? Czerń jest stylowa... wyszczupla... Ale co ze zjawą? Kim ona była?" Dallupenur pociągnął srogi łyk nalewki i znów zarechotał. Podszedł do maga i szturchnął go palcem w czoło- "aleś ty głupi... Zjawa to ty... twoja przyszłość... nici do niej prowadzą. Ale do tego jeszcze daleka droga... wiele nici... rozchodzą się... wiele nici." Haureus nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć, w końcu wyjąkał- "I... ty widzisz te nici... wszystkie?" Pustelnik znów pociągnął z butelki- "Wszystkie? No wszystkie... I ty też możesz je zobaczyć... masz dAAAr. Zobaczyć wszystkie...Twoje, moje... nawet ich... chociaż... ich już się urwały..." Z tymi słowami wskazał kosturem na zwłoki szczuroludzi walające się po podłodze- "A mówiłem im... ostrzegałem... mówiłem, że lepiej jest tańczyć... taniec wszyscy kochają." Starzec zawirował radośnie w koślawym piruecie. Mag podparł się na kosturze- "No dobrze... a czy... możesz pokazać mi jak kontrolować ten dar?" Dallupenur zachichotał- "Mogę... mogęmogęmogę... ale musisz zrezygnować z czerni Harusie... nie da się połączyć daru i czerni... nie da sie... to doprowadzi cie do szaleństwa... taaa... do szaleństwa!" Ruszył w stronę Nekromanty. Czarodziej widząc to, asekuracyjnie uchylił się... i całkiem słusznie, bo inaczej zaliczyłby kolejne pacnięcie w czoło- "A jeśli nie zrezygnuję z czerni... nici doprowadzą mnie do zjawy?" starzec zachichotał- "doprowadzą... i nie doprowadzą... i jeśli wybierzesz dar też doprowadzą... ale i nie doprowadzą... Jest wiele nicie Harusie... rozchodzą się w wielu miejscach... wiele nici... niektóre prowadzą do zjawy... a inne nie!" Haureus pokiwał w zamyśleniu głową- "No dobrze. A czy możesz zablokować ten dar?" Pustelnik przechylił flaszkę, okazała się pusta, więc wyciągnął następną, odkorkował, i opróżnił prawie na raz- "Mogę" po tych słowach pacnął maga w czoło i zarechotał- "GŁUPI!!!" Chyba właśnie chciał zrobić kolejny piruet, lecz nagle jego twarz spoważniała. Odwrócił sie na pięcie, podszedł do ściany i upadł ciężko na kolana- "Tato, tato! Dla czego? Tato nie odchodź!" Pustelnik zaczął łkać. Nekromanta podszedł do niego i oparł rękę na jego ramieniu... i nagle odpłynął... znowu. Jego oczom ukazał się mały, płaczący chłopiec. Blada cera, długie czarne włosy opadające na ramiona. Dziecko stało na klifie, w tle dało się zobaczyć osadę, ulokowaną pomiędzy pokrytymi śniegiem szczytami. Chłopiec wołał w stronę dwóch konnych, którzy oddalali się. Jeden z nich miał zdecydowanie rysy chłopca, drugiego jednak nekromanta nie rozpoznał. -"To nie twoja wina Haureusie." Głos pustelnika przerwał wizję. Dallupenur zachichotał i pobiegł w głąb jaskini. Mag siłą rzeczy musiał ruszyć za nim. Po kilku chwilach znalazł swoją zgubę, uderzającą głową w ścianę. Gdy podszedł bliżej, starzec odwrócił się- "To ty jesteś tym chłopcem... ale kim był drugi jeździec Harusie... Kim był drugi jeździeć!? Jeśli dalej chcesz stłumić swój dar... wypij to!" Podał czarodziejowi niebieską buteleczkę- "Wypij to... ale nie teraz... jeszcze nie... pierw dowiedź się kim jest drugi jeździec... jeżeli chcesz uporać się z przyszłością... pierw musisz poznać swoją przeszłość. I TYLKO wtedy... wypij ten eliksir."


Offline mart

  • Ekipa DM
  • Zarejestrowany
  • *****
  • Wiadomości: 2077
Odp: Cech Mroku
« Odpowiedź #7 dnia: 2017 02 19, 21:25:19 »
Nieumarły mistrz Rady Nekromantów siedział w swym kamiennym tronie wertując kolejną księgę w poszukiwaniu informacji które mogłyby wesprzeć ich sprawę. Wciąż wiedzieli zbyt mało, ale przecież w którejś z tych przeklętych ksiąg musiało znajdować się coś co chociaż naprowadzi ich na właściwy tok myślenia. Gdy przewracał kolejną stronę Traktatu o Lichach i Upiorach kamienne drzwi rozwarły się. Stała w nich młoda uczennica Riverin. Pod nieobecność Parmilli ona doglądała kruków i była odpowiedzialna za komunikacje między zamkiem a sługami Netherila przebywającymi poza nim. Już w pierwszej chwili Rhodar zauważył iż młoda kobieta jest bardzo roztrzęsiona. Z trudem wydusiła z siebie wieści. Nieumarły słuchając jej słów zaciskał coraz mocniej dłonie na kamiennych oparciach tronu. Ze świątyni przyleciały wszystkie kruki. Jednak żaden nie miał listu przypiętego do nogi. To mogło oznaczać tylko jedno. Ktoś zaatakował świątynie. Ve'es by zaalarmować zamek uwolniła wszystkie ptaki. Rhodar zerwał się na równe nogi, pospiesznie udając się do kwatery kapitan gwardii. Reakcja musiała być natychmiastowa.




Gdy tylko oddział, z kapitanem i oficerem na czele wyruszył Rhodar rozesłał listy do wszystkich sług Pana przebywających w terenie. Przekaz był jasny, każdy miał natychmiast zjawić się na wyspie. Zdawał sobie sprawę iż ptaki nie odnajdą wszystkich, zapewne nie każdy też będzie w stanie dotrzeć na czas... Na wezwanie odpowiedziała Kapłanka, Nekromanta z rodu Van'Ro i młoda rekrutka Kelsona. Mistrz w krótkich żołnierskich słowach przekazał im wieści i cel misji. Od wyruszenia poprzedniego oddziału minęło kilka godzin. Po tym czasie powinni już przekazać jakieś wieści. Ich brak oznaczał jedno. Nieumarły miał nadzieje, że ten oddział nie podzieli losu poprzedniego. Pokładał jednak w nich sporą wiarę.




Nekromanci nie spodziewali się tak silnego ataku. Przed magicznym przejściem do świątyni walały się ciała. Jednak to co zastało ich w środku przeszło ich oczekiwania. Szkielety, ghule, zjawy i pomniejsze liche. Horda nieumarłych spętanych wolą Arcylicha zaatakowała natychmiast. Pierwsze szeregi zostały dosłownie zdezintegrowane zaklęciem Kapłanki. Szary popiół został jedyną oznaką, ich wcześniejszej obecności. To jednak w żaden sposób nie wpłynęło na morale bezwolnych trupów. Mag śmierci nie pozostał bezczynny. Uczynił to w czym był najlepszy. Pośród szarżujących oddziałów zaczęły eksplodować zielone słupy trucizny pożerając wpierw resztki tkanek na ciałach przeciwników a zaraz potem ich kości. Gdy oddziały wroga zbliżyły się wystarczająco do ataku ruszyła młoda gwardzistka. Zaraz za nią rycząc ruszyły dwa kościane smoki...





Pierwsza linia nie została przełamana. Choć żaden z nieumarłych z którymi przyszło im do tej pory walczyć nie stanowiłby wyzwania w pojedynkę ich siłą była liczebność. To jednak nie był koniec bitwy świątynia wciąż była okupowana przez popleczników Arcylicha.


Na szczycie świątyni czekała na nich jednak ponura niespodzianka. Hordy z którymi do tej pory zmagali się Nekromanci zapewniły piątce Lichów wystarczającą ilość czasu na przeprowadzenie rytuału. Jeden z nieumarłych magów wykrzyczał im to w twarz śmiejąc się bezczelnie z triumfu swego pana. Słudzy Netherila nasycili jednak swą żądze mordu pozbywając się reszty sług plugawca.




Po bitwie przyszedł czas na ocenienie strat a te był kolosalne. Wśród ciał poległych udało się odnaleźć i zidentyfikować Ve'es, łowczynię która sprawowała wartę w tym miejscu oraz Vie, dotychczasową kapitan gwardii. Odnaleziono też rynsztunek pierwszego oficera Kelsona. Wszystko wskazywało iż nie było ocalałych spośród pierwszego oddziału. Co gorsza po wnikliwej analizie aury świątyni Nekromanci nie mieli wątpliwości. Moc sztyletu została umocniona, dusze i krew poległych zadziałały jak katalizator. Teraz cała energia przepływająca przez to miejsce należała do Arcylicha.




Rhodar wysłuchał raportu w milczeniu. Ten dzień był wyjątkowo zły dla Rady Nekromantów. Wyjątkowo zły. Mimo iż nieumarli zostali rozgromieni nie było mowy o zwycięstwie. W umysłach zebranych kołatały się różne myśli. Czy w jakiś sposób można było temu zapobiec? Czy inna taktyka podczas bitwy okazałaby się szybsza? Skuteczniejsza? I najważniejsze... Co teraz powinni uczynić? Długo dyskutowali szukając odpowiedzi na jedno z tych pytań. Nie wszysytko jednak można było przełknąć. Podczas jednego z poprzednich spotkać Xargos wyznał iż wierząc w wyższy cel współpracował z Lich Lordem. Mistrz dał mu wtedy szanse. Odszukać Licha i uśmiercić go, naprawić swój błąd. Nekromancie jednak nie udało się tego jeszcze zrealizować. Może to echo wydarzeń tego dnia, jednak w zazwyczaj opanowanym i spokojnym Rhodarze coś pękło. Zaklęciem przyciągnął Xargosa do siebie zaciskając blade palce na jego krtani.  Dobywając kościanego ostrza wydał krótki osąd, recytując jego winę by nikt nie miał wątpliwości co jest przyczyną tego co zaraz nastąpi. Kościany sztylet z głośnym mlaśnięciem zatopił się w oczodole maga. Mistrz darował mu życie, kara jednak musiała być wymierzona.

[/img]


« Ostatnia zmiana: 2017 02 20, 11:06:42 wysłana przez mart »
Najstarszym i najsilniejszym uczuciem znanym ludzkości jest strach, a najstarszym i najsilniejszym rodzajem strachu jest strach przed nieznanym.