Autor Wątek: Najemnicy, Bagienne Ziele i Tajemniczy Czarodziej - Czyli jak odbiliśmy Jhelom  (Przeczytany 4215 razy)

Offline Vukodlak

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 96
*Prolog*



  Słońce swieciło tego dnia wysoko na niebie, dzien był ciepły i  pogodny a mieszkańcy wolnego miasta Yew zajmowali się przyziemnymi sprawami. Gdzieś w oddali słychać było odgłosy rąbanego drwa i gromkie smiechy drwali, gdzie indziej zaś zapijaczony bywalec karczmy o twarzy napuchnietej jak u Orka od picia Krasnoludzkiego Spirytusu przeklinał siarczyście po wdepnieciu w końskie łajno... Ot typowy dzień w Yew.

  Tego dnia jak i każdego poprzedniego młody zielarz wracał właśnie z lasu targajac przewieszoną przez ramie skorzana torbe wypchana po brzegi różego rodzaju roślinami. Podczas długich zmagań z ciężarem swej torby, oraz piękącym bólem stóp przeklinał się z powodu chciwości i że te kilka korzeni mandragory mógł po prostu zignorować i wrócić po nie na zajutrz. Zbliżając sie do banku oczom jego ukazała sie postać starca z długą, siwą brodą przyodzianego w opasłą błękitną togę z kapturem, oraz długi płaszcz... Tajemniczy Czarodziej zdawał się wyraznie zaskoczony, jakoby nie wiedział gdzie dokładnie się znalazł i na pierwszy rzut oka wyglądał na nietutejszego toteż szybko zwrócił swą osobą uwage miejscowych. Młody zielarz również nieco zaintrygowany pojawieniem sie w Yew tajemniczej persony postanowił podejść i zapytać czy wszystko w porżądku nie wiedząc że na zawsze zmieni to jego dotychczasowe życie...


 

Offline Vukodlak

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 96
*Rozdział 1*

  Tajemniczy Mag był zmieszany nieprzewidywalnością zaklecia i pojawieniem sie w Yew, jednak tym dziwnym zrzadzeniem losu czy tez kaprysem bogów pojawił sie wprost na drodze młodego zielarza. Po długiej rozmowie z kilkoma mieszkancami w tym z zielarzem który przedstawił sie jako Kel'eth, który mimo zmeczenia i ogromu pracy przy obieraniu ziół jaki go czekał lub też własnie z tego powodu postanowil zostawic je w banku i udać sie z Czarodziejem oprowadzić go po mieście i okolicy. Podczas tego spaceru młodzieniec uraczył starego podróżnika wieloma opowiesciami o historii Ksiestwa Yew i jego władcach, niebezpieczenstwach i wspaniałościach otaczajacej ich fauny i flory.

  Słońce powoli zaczeło chylić się za horyzont co dopiero uzmysłowiło Kel'ethowi ile mineło czasu, jednak nim odszedł pomogł Tajemniczemu Czarodziejowi wynajac jedna z chat leżacą przy skraju lasu tuż za palisada miasta i obiecał wrócic by zajrzeć do niego na zajutrz. Minął dzień a pózniej kolejny a w tym czasie młody zielarz zaglądał do chaty sędziwego maga przy kazdej okazji to pomagając mu z drobnymi sprawunkami, lub tez zakupie mebli... czy nawet zamiataniu. Powoli, nie wiedzac kiedy stał się  adeptem Czarodzieja. W ten sposób dni, tygodnie upływały dla obojga. Czarodziej z czasem wprowadzał młodzieńca w coraz to poważniejsze sprawy, stawiając przed nim kolejne wyczerpujace wyzwania to osobiscie lub za sprawą  złośliwego chochlika , który był jego chowańcem.


  W trakcie jednej z misji młodzieniec dowiedział się że jego pracodawca i zarazem ktoś na wzór mentora jest członkiem pewnej organizacji... Bractwa noszącego na swych płaszczach herb wilka. Po udaniu sie do ich obozowiska nieopodal bramy księżycowej w Jhelom spotkał sie z Dowódcą i nastepnie wsparł "Wilcze Płaszcze" organizując prowiant dla wielu głodnych wojownikow, oraz tyle drewna by skonczyć budowe palisady wokoł obozu. Kel'eth z niepokojem obserwował przemarsze i mobilizacje sił których non stop przybywało. Grupa zbrojnych wchodząca w skład Bractwa przypominała powoli małą armie a za cel obrali sobie odzyskanie prawdawnej ksiegi z opanowanego przez siły Orków miasta.

  Po poczynieniu przygotowań rozpoczął się cichy werbunek grup najemników. Czarodziej wiedział że miasto które wybrał jako swój tymczasowy przyczółek - Yew, jest pełne skorych do bitki wojowników i najemników którzy za odpowiednią sume złota podejmą się tego zadania i zaryzykują własne życie dla cudzej sprawy. Nie trzeba bylo czekać długo, zaczeli zgłaszać się pierwsi chetni mimo że wszystko trzymane bylo w sekrecie. Pozniej jednak jeden z oficerów Wilczych Płaszczów widocznie nie skory do czekania i któremu obca była finezja Czarodzieja postanowił wystosować oficjalne ogłoszenie na tablicy miejskiej, ujawniajac światu przy okazji imie Tajemniczego Czarodzieja - Anibius jak również fakt że młody adept ma poprowadzić zebranych najemników do obozowiska przy Jhelom w dniu natarcia.

  Nastroje w Yew były mocno napięte w związku z niedawnymi wydarzeniami w tym również atakami szalonego Druida, oraz przez grupy przemytników która próbowała przeszmuglować na teren miasta duża dostawe bagiennego ziela. Ten proceder nie został niezauwazony i szybko udaremniony przez strażników miejskich i Jarla który osobiscie skonfiskował paczke. Pogłebiło to również nieufność wobec Czarodzieja Anibiusa, którego niektorzy podejrzewali i w zasadzie przypisywali wszystko co najgorsze poczawszy o udzial w przemycie bagiennego ziela, bycie szalonym druidem a na sypianiu z Drowami skończywszy. Paranoja niczym ciemne chmury zawisła nad Yew i nad Czarodziejem, który jednak niespecjalnie się przejmował plotkami miejscowych. Jarl Aidan Namb'dol  osobiście wszczął śledztwo i zabrał sie za przesłuchanie wielu osób w tym Adepta Tajemniczego Maga. Młodzieniec dementował wszelakie plotki, kuszony złotem i skonfiskowanym zielem. By pokazać dobrą wole zgodził się informować Jarla o podejrzanych sprawach które zauważy - odebrał rzecz jasna troche skonfiskowanego bagiennego ziela w poczet "obiecanej współpracy".

  Podczas kolejnej dostawy towarów pod domostwo swego pracodawcy napotkał na swej drodze członka innej organizacji pragnacej zdyskredytować Czarodzieja w oczach jego adepta, jednak mimo wzbudzenia pewnych podejrzeń młody zielarz udał się do Anibiusa i dowiedział się że ów mężczyzna był członkiem "Bractwa Wiedzy" konkurującą z "Wilczymi Płaszczami organizacja zajmujacą się handlem różnego rodzaju nie do konca legalnie zdobytymi magicznymi ksiągami i artefaktami. Stary Czarodziej  przestrzegł młodzienca przed niebezpieczenstwem czychajacym z ich strony, oraz wyjaśnił że dla najemników których zgromadzono do pomocy oficjalnym celem misji pozostaje odbicie Jhelom z brudnych łap Orków, tymczasem prawdziwy cel misji - Zdobycie Magicznej Ksiegi musi pozostać tajemnicą, gdyż niemoże wpaść ona w niepowołane ręce, szczególnie członków Bractwa Wiedzy gdyż skutki tego będą katastrofalne.

Offline Vukodlak

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 96
*Rozdział 2*

  Przeddzień wymarszu Zielarz Kel'eth stał pod gospodą patrząć w gwiazdy i popalając skręta z bagiennego ziela, które otrzymał od Jarla Aidana. Myśli galopowały mu w głowie wywołując nieznośną migrene, zaś wątpliwości i strach skutecznie tłumione były przez ten cudowny, bagienny tytoń. Kel'eth mimo bólu głowy czuł sie w pewien sposób zrelaksowany i odprężony... Wiedział że czas by się wycofać juz dawno minał i rankiem po drugim pianiu koguta pod bankiem czekać bedzie na niego grupa najemników.


  Słońce zaczęło świtać nad horyzontem, zaś Yew budziło sie do życia. Wedle oczekiwań pod bankiem zaczeli gromadzić się wszelkiej maści najemnicy... Począwszy od Bandy Najemnej - Łuk, po maruderów, a nawet na osobie samego Jarla Aidana Namb'dola i Członka jego Straży Xargosa Van'Ro. Zważywszy na okoliczności i prowadzone dochodzenie ich obecność była niepokojąca ale widocznie chcieli miec wszystko na oku. Kel'eth patrzył na zebranych i zastanawiał się w duchu co u licha tu robi... Nie jest wszak wojownikiem. Jak się w to wszystko wplątał, czy raczej jak ten stary przebiegły czarodziej go w to wplątał? Żarty się skończyły, może stracić życie dla sprawy która nawet nie jest jego sprawą. Tkwił już jednak w tym tak głęboko że nie mógł sie wycofać, nie dopóki Czarodziej nie wypełni obietnicy i nie użyje swych mocy by odnaleść jego bliskich. Nie było już odwrotu, pozostało tylko przeć do przodu i wypełnić swoją część misji.


  Młody Adept dał sygnał do wymarszu po czym cała drużyna udała się w droge ku Jhelom. Dzięki usługom przewozników, oraz rozrzuconym po krainie Ksieżycowym Bramom grupa śmiałków przed południem wyłoniła sie z portalu na Valstoriańskich Wyspach, tuż obok ruin miasta Jhelom - wzniesionego niegdyś ku czci boga Valstora. Grupa Najemników udała się do otoczonego palisadą obozu Bractwa Wilczych Płaszczy by nastepnie rozmówić się z Dowodcą. Rozkazy były jasne - Grupa miała rozpocząć skoordynowane ataki, wraz z Grupą Zbrojnych z Bractwa, powoli, przyczółek po przyczółku przejmować miasto. Po ostrzymaniu mapy z dokladnie zaznaczonymi celami ataków nastapił wymarsz i rozpoczęła sie bitwa.


  Brama głowna Jhelom broniona była przez liczne, lecz niezdyscyplinowane siły Orków. Napływali falami wydając z siebie bitewne okrzyki i szarżując bezmyślnie próbując zmiażdzyc drużyne najemników samą swą liczebnościa. Na murach miasta zas Orkowi Łucznicy wypuszczali strzałe za strzała, niemalże na oślep nie ważąc czy trafiają wroga czy swoich. Starcie pod Bramą było krwawe, lecz dzieki determinacji została ona odbita i otwarła droge do miasta.


  Metr po metrze, grupa śmiałków posówała sie naprzód, kierując w strone jednego z portów, po drodze oczyszczając pomniejsze zabudowania. Po przybyciu do portu predko rozprawili się z mało licznymi siłami Zielonoskórych, co jednak przedwczesnie było powodem do radości gdyż siły Orków odcieły drużyne i zapedziły w pułapke nacierając na molo. Ranni i zmęczeni z trudem odpierali kolejna fale dzikiej hordy, jednak gdy niektórych członków grupy nadzieja poczęła już opuszczać od Północy nadeszły posiłki ze strony Wilczych Płaszczy i z ich pomocą, lub raczej dzieki ich pomocy jak również zachowanie zimnej krwi u Jarla Aidana udało się odbić i zabezpieczyć port.


  Po wygranej potyczce w porcie śmiałkowie natchnieni zwyciestwem bez wiekszych trudności wyrywali kolejne kawałki miasta z Orkowego uścisku. Zrujnowaną karczme gdzie odór szczyn i rozpłatane ciała zielonoskórych drażniły nozdrza i wywoływały odróchy wymiotne...
Kel'eth otepiały walką i krążącą w żyłach adrenalina zdziwiony był iż nadal żyje, drzącą z emocji dłonią korzystając z chwili zapalił kolejną porcje bagiennego ziela by uspokoić trzęsace sie dłonie nim ktoś zauważy. Ta chwila ciszy zdawała sie tak błoga gdy jedynym odgłosem był cieżki miarowy oddech... Jednak nie trwalo to długo. Krzyki, szczęk oręża i bojowe zawołania  z zewnatrz sprawiły że niedopalony skęt wypadł Adeptowi z ust gasnąc momentalnie po zetknieciu z mokną od krwi podłogą zrujnowanej karczmy. Mężczyzna wybiedł na zewnatrz trzymając w reku lage, tak szybko jak wybiegł jednak tak stanął jak wryty widząc potężnie zbudowanego Giganta, który wraz z Orkami walczył przeciw najemnej bandzie z Yew. Krzątanina ciał, okryki i krew... Wszedzie pełno krwi. Czuło się jej metaliczny posmak na ustach, czuło się ją w powietrzu. Potężne ciosy giganta od razu zrzucały jezdzców z siodeł i tylko grube pancerze uchroniły ich przed śmiercią.

  Gigant choc wielki i potężny za sprawą magii jednego z członków drużyny zatoczył się zdezorientowany, ta chwila wystarczyła łucznikom by posłać w wielki, niemal nieruchomy cel grad strzał. Kolos padł na kolana, jęknał z bólu, próbując odgonić atakujących niczym chmare natrętnych owadów. Ta bezsilność rannej ofiary, wielkiej i nieporadnej wywołała popłoch w szeregach Orków u Najemników zaś rządze krwi podobną do zwierzecej. Rozległ się krzyk "Badb Catha!" po czym ciosy miecza, buław, włóczni czy nawet kostura opadały rytmicznie na konającego Giganta, który w koncu przestał się bronić a wkrótce i ruszać.


  Morale Orków się złamało, ostatnia linia obrony upadła przed dawnym Jhelomskim bankiem. Zmęczeni walka najemnicy udali sie następnie do podziemi na Orkową Arene - tam zaś wycinając sobie drogi przez ostatnich stawiajacych opor natrafili na zamknieta skrzynie. Adept wkroczył tam jako jeden z ostatnich widząc wyteżone próby jej otwarcia. Zapobiegł temu jednak, biorąc odpowiedzialność za nią na swe wątłe barki i wypełniając cele swej misji. Po opuszczeniu areny siły Najemników i Bractwa połączyły się, wybijajac ostatnich Orków którym nie udało sie zbiec. Po przybyciu do drugiego portu z którego Wilcze Płaszcze koordynowały swe ataki Kel'eth zwrócił skrzynie Dowodcy, reszta grupy zaś zgłosiła wypełnienie zadania.

  Po otrzymaniu złota za odbicie miasta wszyscy powoli zaczeli sie rozchodzić, zadowoleni z bitwy i wypchanej od złota sakiewki. Wszyscy gratulowali sobie i powoli ruszali w strone otwartych portali do Yew, jedynie Adepta Czarodzieja, który w głebi ducha wiedział że to nie koniec a jeno początek jego problemów wyglądał jakby ciężar zmartwień i odpowiedzialności przygniatał go niczym skorzana torba wypchana po brzegi korzeniem mandragory...