Dzien piaty
Dwóch szlachciców zeszło schodami do niedużej sali wyłożonej kamiennymi płytami. W milczeniu skłonili się i ustawili w bezpiecznej odległości od Shynt'afae. Chwilę później poprzedzeni głośnymi krokami wszedł władca Buccaneers Den w eskorcie dwóch towarzyszy. Żaden z nich nie wyglądał, jakby czuli się komfortowo otoczeni przez mroczne elfy w tak znacznej przewadze liczebnej na ich terenie. - Twoich towarzyszy już znam -
uśmiechnęła się nieznacznie drowka. - chociaż nieco lepiej pamiętam ich plecy z ostatnich wizyt na twojej wyspie. Ty jesteś więc zapewne...
- Riven - przedstawił się krótko postawny mężczyzna. - Rządzę państwem na wyspie. Jak sądzę spotykamy się tu dzisiaj z powodu... incydentu... w Podmroku, który zupełnie niepotrzebnie został wyeskalowany do stopnia, w którym twoi żołnierze atakują mieszkańców Bucc'. Zapewniam cie, że miałem powody wtargnąć do Har'oloth Videnn bez uprzedniej prośby o zgodę.
- Zuchwały psie, ty chyba nie wiesz z kim rozmawiasz... -
syknął stojący pod ścianą najmłodszy syn domu Silin'aer. - Gdyby to zależało ode mniew właśnie byłbyś patroszony na ołt--
- Zamknij się, Sekh'met -
ucięła beznamiętnym głosem Shynt'afae i uśmiechnęła się do swojego gościa, zapraszając go skinięciem, by kontynuował. Mężczyzna przeklął pod nosem młodego drowa i ciągnął swój monolog: - Doniesiono mi, że w Podmroku ukrywają się ludzie, którzy pogwałcili prawa mojego miasta -
dodał Riven. - Macie piękne miasto, z pewnością wielu z was oddałoby życie by go bronić. Z pewnością rozumiesz sytuację w jakiej się znaleźliśmy, czcigodna kapłanko.
- Daruj sobie te piękne, gładkie słowa jeśli mozesz -
wtrąciła drowka. - wciskałam tego typu bzdury zanim przyszedłeś na świat. Mów konkretami, bo mój czas jest cenny. Jeśli zmarnujesz go jeszcze trochę, to będziesz wybierał, który z twoich towarzyszy straci głowę.
- Rozumiem -
władca księstwa na wyspie wydawał się niewzruszony tą postawą, niemal jakby takiej reakcji właśnie się spodziewał. - Możemy sobie pomóc. Byliśmy schronieniem dla wielu mrocznych elfów, gdy w waszym mieście pojawiły się... problemy. Z pewnością możemy nim być dalej, obie strony z pewnością wiele zyskałyby na sojuszu.
Niemal jednogłośnie po sali rozniósł się dźwięk śmiechu drowów. Od stłumionych parsknięć po niepohamowany śmiech w którym nie było nic poza kpiną i chłodną groźbą. Shynt'afae uniosła dłoń i szmer ucichł, a drowka po chwili milczenia zabrała głos.
- Widzę, że już skończyłeś -
zaczęła drowka. - Lubię cię, Rivenie i naprawdę doceniam twoje poczucie humoru. Gdy przyjdzie nam zabijać w Buccaneers Den masz moje słowo, że ciebie zabiję jako ostatniego. Niemniej nie obawiaj się, wbrew temu co twierdzi mój nieokrzesany brat chciałabym wypuścić was stąd żywych. Mogłabym, rzecz jasna, wystawić ci rachunek w złocie i krwi za krępującą sytuację, w jakiej mnie postawiłeś, ale mam lepszy pomysł. Za każdego niewolnika którego zamordowaliście w ciągu trzech dni astralnych przyprowadzicie nam nowych. Na początek przydałby się karczmarz i stajenny.
Mężczyźni naprzeciwko poruszyli się niespokojnie na dźwięk nieustępliwości drowki, jednak nie zareagowali na żądania- Z pewnością wasz ostatni pokaz siły zrobił wrażenie - Shynt' uśmiechnęła się, a towarzysze Rivena nie zdejmowali z niej wzroku. - To było... jak sądzę... maksimum waszych możliwości? Całkiem uroczy spektakl, niemniej - jak widzisz - ja i moi dwaj bracia których zdołaliście poznać na waszym terenie to ledwie ułamek sił jakimi dysponuję. Trzy dni astralne, później sprawa może się nieco... zaognić.
- Rozumiem -
mruknął władca wyspy. - Nie wiem na co liczyłem przychodząc na to spotkanie, nie spodziewałem się jednak aż takiego braku szacunku. Niewolnicy zostaną dostarczeni, masz moje słowo.
- Elemmire, Shi', odprowadźcie naszych gości -
Shynt'afae wstała, uznając spotkanie za zakończone. - Sądzę, że wyjaśniliśmy sobie wszystko co trzeba.