Autor Wątek: Nowe perspektywy  (Przeczytany 9001 razy)

Wojto

  • Gość
Nowe perspektywy
« dnia: 2019 12 30, 00:10:03 »
Rytmiczny stukot paznokci o blat odbijał się echem w całym pomieszczeniu. Czarodziejka intensywnie rozmyślała wpatrując się w magiczną kulę. Dobrze wiedziała, że Cove - to przeklęte przez bogów i los miasto jest już spisane na straty. Nawet nie miała ochoty marnować swej energii na pomoc tej rozpadającej się po poprzedniej władzy oborze. Klasnęła w dłonie z zamkniętymi oczami i znalazła się przed bankiem Brytanii. Budowla była wielka, pokaźny rozmiar jak na to, że była budowana dość dawno, gdy techniki kamieniarskie nie były jeszcze tak dobrze opanowane. I tutaj właśnie był spory problem - zrobioną ją już jakiś czas temu, zresztą jak i całe miasto. Gdy przyjrzeć się bliżej, na cegłach było pełno pęknięć, wielu z nich brakowało. Zaprawa murarska była mocno zwietrzała i krucha. Całe miasto powoli się sypało. Już za czasów jego świetności Korona skąpiła nieco na renowacje, a ostatnie lata w opuszczeniu dały stolicy porządnie w kość. Odbić miasto z rąk plugawych istot to jedno, ale odbudować je i zasiedlić to całkiem inna sprawa...

Przechadzając się uliczkami z wybrakowanym brukiem nagle olśnienie, czasem się tak ma, że pomysły przychodzą znikąd. Czarodziejce przypomniało się, kiedy to podczas jednego z posiedzeń obrońców Korony Rennard, krasnolud, przechwalał się o wyższości krasnoludzkich budowli nad ludzkimi. Podniecenie, ale i przekonanie z jakim mówił o monumentalnych budowlach i potężnych machinach wywołały wtedy żywiołową rozmowę, którą nietrudno było spamiętać. Twierdza Krasnoludów, bo o niej była mowa, według kronik upadła dość dawno, jednak grupki krasnoludzkich niedobitków przez jakiś czas próbowały ją odbić z rąk górskich istot, co poskutkowało wyniesieniem się bestii z miasta. Srebrna Dama nigdy wcześniej nie bywała w tamtych stronach, to też musiała pierw udać się do Vesper - odradzającego się miasta handlu, po szaty podszyte grubszymi skórami i futrem. Po zakupach wyruszyła na północ szlakiem wiodącym ku Minoc. Przy byłym mieście Legionu musiała udać się do gęstego lasu. Przeprawa zaczęła robić się coraz trudniejsza, śnieg sypał jak oszalały, a kopyta rumaka coraz bardziej zapadały się w śnieg, gęste drzewa wcale nie ułatwiały przeprawy. Po długiej wędrówce, wreszcie dotarła. Twierdza powoli ukazywała się jej oczom, wyłaniając swe oblicze spomiędzy sypiącego śniegu.


Im bardziej zbliżała się do bram, strzegący ich kamienni strażnicy rośli coraz bardziej i bardziej... Słyszała kiedyś, że owe dwa Kolosy miały przebudzić się z wiecznego snu, gdy Twierdzy grozić będzie niebezpieczeństwo. Czarodziejka wjechała powoli przez bramy w mrok. Uniosła wyżej swą laskę, a po wypowiedzeniu zaklęcia pomieszczenia rozświetliły się.


Główna sala była ogromna, każdy, nawet najmniejszy dźwięk odbijał się w niej ogromnym echem. Odchodziło od niej wiele korytarzy, Srebrna Dama ruszyła do jednego z nich. Całe miejsce miało specyficzny zapach kurzu. Gdyby mocniej się wsłuchać, można było usłyszeć czasem dźwięk trybów lub innych maszyn automatycznych, które działały do tej pory. Kamienie z których były zbudowane ściany były ogromne, czarodziejce ciężko było sobie wyobrazić jak je transportować nawet z pomocą magii. Wysokie na kilkanaście metrów ściany kończyły się wbite w kamienny sufit niczym podpory. Sufit stanowiła skała z której zbudowana była cała góra, jednak bardzo starannie wyciosana i oszlifowana, przymocowane do niej były wielkie, zdobione żyrandole. Kobieta trafiła do jednego z pomieszczeń i rozświetliła je całe. Było to pomieszczenie bankowe, pełne pojedynczo porozrzucanych monet. Za ladami z barwionego kamienia walały się pootwierane i spustoszone skrzynie. Czarodziejka niemal czuła dźwięki i zapachy tętniącego życiem banku. Brzdęk monet, awantury o kwity, zapach atramentu na wekslach i świeżo drukowanych czeków.


Po wyjściu z banku skierowała się na schody prowadzące w dół. Cóż tam mogło być? Powolny stukot kopyt rumaka o kamienna posadzkę rozbrzmiewał w całej Twierdzy. Nagle jednak - koniec drogi, zawalona była sporymi głazami. To tutaj kiedyś była kopalnia, miejsce pracy dla wielu krasnoludów, z którego bez przerwy wydobywały się dźwięki tłuczonej skały. Kolejne schody w dół, kolejne zejście w mrok. Tym razem pomieszczenie równie wielkie co główna sala przy wejściu, jednak pełne miejsc na stragany. Sala, która niegdyś tętniła życiem, dziś była ponurą komnatą, do której bardziej pasuje miano legowiska smoka lub demona niż targowiska.


Kobieta zobaczyła już wystarczająco dużo. Cała Twierdza była nietknięta zębem czasu, Rennard miał rację, krasnoludzcy budowniczy przewyższali tych ludzkich wielokrotnie. Budowla stała niczym nietknięta, czekając tylko na nowych właścicieli. Może powinni się oni wreszcie pojawić? Nagłe klaśnięcie - czarodziejka wróciła do wpatrywanie się w magiczną kulę - teraz już wiedziała czego tam szukać.

 

Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #1 dnia: 2019 12 31, 15:14:18 »
Już podchodząc do drzwi karczmy czuć było nieprzyjemną woń mieszanki potu, alkoholu, octu i rzygów. Pomimo to czarodziejka postanowiła sprawdzić plotkę. Zamaszystym ruchem dłoni otworzyła drzwi, a z budynku wydobył się istny smród grubo zakrapianej imprezy. Tu ktoś zmywał wymiociny, tam powoli pałaszował inny zupę, część spała. To jeden ze śpiochów przykuł uwagę kobiety. Leżący w kącie, z uwaloną brodą. Niski za bardzo na człowieka, barczysty również za bardzo - krasnolud. Nad głową pochłoniętego w głębokim, pijackim śnie krasnoluda zawisła nagle kula wodna wielkości sporego głazu. Chwilę po uformowaniu, cała woda runęła na mężczyznę.
- Wy chędożone pijaczyny! Wy gnidy jedne, pozabijam! - wstał wydzierając się dookoła, nagle wzrok zawiesił na czarodziejce. - wy-wybacz pani, ja nie chciałe... - kobieta przerwała mu unosząc dłoń.
- Karczmarzu, ciepłej potrawki i piwa dla mojego przyjaciela, zapewne jest głodny i spragniony. - rzekła pewnym, spokojnym głosem.
Powoli siadła na ławce przy stole, naprzeciw miejsca drzemki krasnoluda. Ten ocierając twarz z wody, podniósł się lekko chwiejnie i usiadł przy stole. Cały ten czas milczał, dość nerwowo się rozglądając, unikając kontaktu wzrokowego z kobietą. Gdy przyszła potrawka z flakami szybko zaczął ją wchłaniać drewnianą łyżką. Gdy większa część zawartości miski skończyła w jego brzuchu, a mniejsza na brodzie i stole, czarodziejka się odezwała.
- Zapewne zastanawiasz się po co tu jestem. Otóż nie obchodzą mnie wasze pijackie ekscesy uprzedniej nocy, tak naprawdę nie przychodzę tu nawet jako przedstawiciel władz Cove. Przychodzę tutaj, bo słyszałam, żeś kiedyś pracował w Twierdzy Krasnoludów.
Mężczyzna mierzył przez chwilę podejrzliwym wzrokiem czarodziejkę.
- Może i ta, ale to stare czasy już. - odburknął jedynie.
- Widzisz, Cove to rozpadająca się dziura. Przedstawicielom Korony nie mają ochoty na utrzymywanie tego miasta. Szykujemy się na swoisty exodus. Powiem wprost - wasza dawna Twierdza przykuła naszą uwagę. Jest nietknięta, ma potężne obwarowania, duże zasoby, portal księżycowy... - kobieta przerwała widząc coraz bardziej wściekłą minę krasnoluda.
- ŻE CO?! CHCECIE ODEBRAĆ NAM NASZĄ TWIERDZĘ?! CHECIE-CHECIE.... - przerwał nagle na spokojny gest czarodziejki, któremu jednak towarzyszył poważny wyraz twarzy z ogniem w oczach.
- Słyszałam, że byłeś w jednym z ostatnich Krasnoludzkich Hufców. Ponoć walczyliście do końca z zagładą którą przyniosły góry. Pogódź się z tym, że potęga Twierdzy dowodzonej przez krasnoludy dobiegła końca. Możesz albo pomóc nam w ponownym tchnieniu życia w te mury, albo trwożyć pieniądze na alkohol w tej wiosce, do końca swojego życia. -  po czym kobieta wstała i skierowała się do drzwi.
Powolnym ruchem otworzyła je, nareszcie powiew świeżego powietrza. Nawet gdyby krasnolud miał się nie zgodzić, to cieszyła się, że wreszcie opuszcza te norę. Zeszła wolnym krokiem ze schodów, powitała rumaka który musiał czekać nieco i następnie zwinnym ruchem na niego wskoczyła. No cóż... chyba się nie udało.

- Zaczekaj! - zachrypnięty, niski głos dobiegł jej uszu spomiędzy karczemnych drzwi. - Pomogę w miarę możliwości, brakuje mi już mej ojczyzny...
- Rennard będzie zadowolony. Mówiłam ci, że zasilił szeregi Korony? - odrzekła z uśmiechem na ustach. - Za mną, pokaże ci wszystko.


Krasnolud już nie mógł zmienić zdania. Kobieta chwyciła go silnie, a po chwili znaleźli się już przed Twierdzą. Niski mężczyzna od razu padł na kolana i zwrócił cała potrawkę prosto w śnieg. Duma jednak nie pozwoliła mu na zbyt długie konwulsje, wstał prędko i ruszył ku bramie. Szedł z wolna, a z jego oczu bił coraz większy wyraz nostalgii. Czarodziejka światłem wskazała drogę do byłej kuźni. Pomieszczenie było chłodne jak cała Twierdza, jednak to w nim najbardziej było to nienaturalne uczucie. Niegdyś to tutaj był największy upał, na okrągło chodzące piece i co rusz latające po sali rozżarzone odłamki stali. Teraz było w niej ciemno, pachniało zleżałym węglem.



- Postaraj się wymyślić jakiś sposób, aby uruchomić golemy. Przede wszystkim Twierdza musi być broniona. Nie mamy czasu bez przerwy tu siedzieć, a te maszyny pomogą rozwiązać ten problem. Nie rób niczego innego wcześniej. Bądź też ostrożny, większe hałasy mogą ściągnąć coś z głębin korytarzy, póki co nie chcemy tego. Pamiętaj, golemy to priorytet, gdy z kominów Twierdzy znów wydobędzie się dym, może to ściągnąć sporo niechcianych gości. Na mnie czas. - pstryknęła, a przy krasnoludzie pojawił się gołąb z listami. - Gdy będziesz czegoś potrzebował, skontaktuj się ze mną i tylko ze mną.

Po kolejnym pstryknięciu kobieta zniknęła we mgle.

Offline zwis

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 531
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #2 dnia: 2020 01 15, 21:25:07 »
Tak być nie może !!!


Przecież mi nie zostaje nic innego jak wypić dzisiaj cały zapas spirytusu jaki posiadasz!
Słyszałeś o Twierdzy Krasnoludów ? To Ci opowiem, bo mnie szlak trafi!
Biedacy z Cove, tak Ci biedni chcą się z niego wynieść i osiedlić się w Twierdzy Krasnoludów!
Rozumiesz to?! Ten niby Rennard, którego za życia w Twierdzy nie widziałem!
Ten który całe życie spijał w Cove piwo z kufli, bo rządziła Nim Sinthia. Ta baba miała większe jaja niż on!
To ten sam o którym Ci kiedyś mówiłem że ciapną i podjarał całe Cove żeby pozbyć się choroby!
http://dm-uo.pl/forum/index.php/topic,32006.0.html Wzmianka o tym tutaj...
Polej mi ino bo jak Ci powiem kogo w Twierdzy widziano to napijesz się ze mną!
Ty możesz nie znać Iliv’eari Le’Quella, mówili mi o niej mroczne elfy jak ostatnio spotkałem.
Ta kobieta wdarła się do Podmroku, łasiła się do wszystkich. Udając mrocznego elfa!
Co się okazało! Złap za szklankę! Ona wcierała obsydian w ciało żeby wyglądać jak mroczny elf!
Rozumiesz! Oszukiwała ich cały czas, a jak się okazało że jest zwykłym elfem. Sam się domysł!
No i psia juha, powiedź mi umiesz se wyobrazić tacy jak oni w Twierdzy Krasnoludów!
Ja se tego nie potrafię wyobrazić, no nie potrafię.
Ostatnio o miasto Krasnoludów walczyli jej ostatni władca Rigor Gor-Drung Drakkdum oraz Saveroc.
http://dm-uo.pl/forum/index.php/topic,32120.0.html Wzmianka o tym tutaj...
Chyba wolałbym ich! Co do mnie! Różnie to bywało, ale nigdy nie pozwolę by takie szuje tam zamieszkały!


Może im przeszkodzę !!!
 
Powiem Ci mam kilka pomysłów jak przeszkodzić im w przejęciu Twierdzy!
Dzierżę artefakt od Króla Kulidana, który podarował mi za oszczędzenie go!
Wspomniał wtedy : "Gdy tylko będę czegoś potrzebował mam 3 razy uderzyć młotem w ziemię".

http://dm-uo.pl/forum/index.php/topic,32188.msg483219.html#new Wzmianka o tym tutaj...
Mówię Ci lepiej żeby olbrzymy tam zamieszkały! Niż Ci którzy chcą tam przybyć!
Jak się z Nimi nie uda! Mam jeszcze przecież jeszcze dawną siedzibę klanu Gor-Drung!
Tak mój miły byłem kiedyś w klanie! W Twierdzy dalej wiszą tablicę klanów!
Pytasz w czym mi ta siedziba ma pomóc, na szczycie wierzy znajdują się potężne armaty!
Kiedyś służyły za pierwszą linię obrony Twierdzy. Tak zatacham je pod wejście naładuję i wysadzę to w cholerę!

Jak nie dam rady zarygluje wejście do Twierdzy! Nie wiem jak ale znajdę sposób!
Chociażbym miał sprzedać duszę samemu Stornowi! Nie pozwolę by tak zbezczeszczono Twierdzę Krasnoludów!
Nawet jak nikt tam nie mieszka! Wole żeby tak zostało!
Polej! i mówię Ci znajdę na to sposób! Jesteś świadkiem!
W Twierdzy nie zamieszkają takie plebsy z Cove! Sam nie jestem święty!


*wziął ostatni łyk spirolu, zerwał się i wyszedł z karczmy*

Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #3 dnia: 2020 02 04, 18:36:43 »
Jak to zwykle bywa, aby rozpocząć coś nowego, najpierw trzeba uprzątnąć stary bałagan. A zwolennicy Zakonu zdobyli bardzo dobre środki, aby to zrobić.

Uwolnienie mocy skrzyń

Do siedziby Przymierza powolnym krokiem wkroczył niejaki "wróżbita". Zgromadzeni czekali na niego w pełnej gotowości - sporo pracy kosztowało ich zdobycie skrzyń. Wszyscy poszli do górnej komnaty i zasiedli przy stole, wróżbita zaś przeszedł na jego drugą stronę.
- Za chwilę położę na stole cztery owoce. Jeden z nich jest zatruty, trzy pozostałem zaś w pełni jadalne. Niech jeden z was wybierze owoc, a następnie go ugryzie. W ten sposób los zdecyduje czy uda wam się połączyć moc skrzyń, czy może znikną na zawsze. - dokończył kładąc na stole brzoskwinie, gruszkę, jabłko i winogron.
Srebrna Dama wstała pewnym krokiem i stanęła tak, aby wszystkie z owoców były w zasięgu jej rąk. Przelotnie spojrzała po towarzyszach, a następnie po owocach.
- Tylko nie jabłko, jabłko to pechowy owoc.
- Weź jabłko, zbyt prostym byłoby je zatruć.
Kobieta parsknęła jedynie.
- Moi drodzy, los o wszystkim zadecyduje. - po czym chwyciła pewnie gruszkę i wgryzła się w nią, sok spłynął po jej brodzie.
Kobieta rozejrzała się po towarzyszach, a na jej twarzy zawitał delikatny uśmiech.

- To może chcecie sprawdzić jak z tym jabłkiem? - uniosła owoc siłą woli i podsunęła go Rennardowi przed nos.
Krasnolud dobył go z podejrzanym wzrokiem, nagryzł lekko skórkę i delikatnie zwilżył sokiem język. Nie trzeba było długo czekać - z jego nosa popłynęła krew, a on sam napuchł jak Arbuz. Spore ugryzienie na pewno kosztowałoby go życie.


Wróżbita pokiwał głową i powoli wyszedł na taras naprzeciwko śmiałków. Pstryknął, po czym okryła go gęsta mgła. Towarzysze spojrzeli po sobie podejrzliwie. Nie musieli jednak długo pozostawać w niepewności, gdyż zaraz gęsty dym zniknął, a na tarasie stało sześć... kozłów.
- Zatem teraz dokona się ostateczna próba szczęścia. Oto sześć kozłów. Zabij jednego z nich, a w jego ciele znajdziesz artefakt. - rzekł mężczyzna bez większych emocji.
Po komnacie rozeszło się westchnięcie Srebrnej Damy. Dobyła swojego saifu ze stołu i ruszyła w stronę tarasu. Rozejrzała się mimowolnie dookoła, jednak niemal od razu ruszyła ku jednemu z kozłów. Przyglądała mu się przez chwilę z przekrzywioną głową, po czym zadała potężny oburęczny cios prosto w kark zwierzęcia. Jego głowa runęła na ziemię zalewając posadzkę krwią, a reszta zwierząt rozpłynęła się niczym iluzje. Kobieta powoli podwinęła rękawy, przykucnęła przy zwłokach i pewnie włożyła ręce w świeża ranę. Po chwili wyjęła z nich lutnie o pięknym kolorze. Od razu dało się wyczuć potężną aurę magiczną bijącą od tego przedmiotu.


Potężne wrota rozwarły się przy pomocy czterech rycerzy Przymierza i niemal natychmiast zostały zamknięte za wchodzącą grupą. Daleko przed nimi na tronie siedział sam Lord British. Śmiałkowie zbliżyli się powoli i każdy ukłonił się na swój sposób - nieco bardziej lub mniej udolny.
- Z czym przybywacie do mnie moi drodzy? - rzekł swym niskim i dźwięcznym głosem Lord.
- Panie, zdobyliśmy artefakt, który wreszcie może nam pomóc w wygnaniu plagi ze Stolicy i porachowaniu się z heretykami. - kobieta odrzekła równie pięknym głosem, jednak o zupełnie innej barwie.
Podeszła powoli do Lorda i złożyła u jego stóp artefakt.

- Oto lutnia Dalii, bogini sztuki i piękna. - podeszła powoli do Lorda i złożyła u jego stóp artefakt. - Jej moc od razu można wyczuć, nawet nie znając się na sztuce magicznej, jest wielka.
Wyraźnie ożywiony British wstał i dobył lutni. Na jego twarzy zawitał wyraźny uśmiech.
- Dobrze się spisaliście. Rozkażę umieścić artefakt w strzeżonym skarbcu. Na teraz to wszystko, polecę nadwornym magom dokładniej przestudiować możliwości tego przedmiotu. Wasze zasługi nie będą zapomniane. Teraz jednak, czas na mnie. - Lord ceremonialnie skinął głową i udał się do głębszej części zamku.



ciąg dalszy wkrótce

Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #4 dnia: 2020 02 05, 20:52:09 »
Walka o piątą skrzynię

A więc stało się. Wszystkie znaki wskazywały na to jakich trudów będą musieli podjąć się śmiałkowie zamieszkujący Sosarię, aby zdobyć piątą z sześciu boskich skrzyń. Tym razem w jej posiadanie miała wejść piątka śmiałków, która pokona wszystkie inne grupy w boju. Zakonnicy zebrali się w swym zamku i długo dyskutowali o tym, kto będzie w wybranej piątce.

Aredan Corthal
Dostojny i tajemniczy mag, zawsze poważny i pełen ogłady. Mistrz magii władającej umysłem, wielki miłośnik zwierząt oddany Matce Naturze. Pomimo iż jest najemnikiem Przymierza Krwi, oddany jest sprawie Korony. Jego magia sieje spustoszenie na polu bitwy i wzbudza strach w sercach wrogów.

Asekas Bel'em
Inkwizytor wprawiony w boju zarówno łukiem, włócznią jak i młotem. Prawdziwy spec od różnego rodzaju oręża. Krążą słuchy iż kiedyś sam był ofiarą Inkwizycji która wypędziła demony z jego ciała. Darowali mu życie w zamian za dożywotnią służbę w ich szeregach.

Dernhelm Lind
Najwybitniejszy łucznik Korony i członek Inkwizycji. Szybkość pioruna z tym, że dla niego trafienie dwa razy w to samo miejsce nie jest niczym specjalnym. Mimo iż z łukiem czuje się jak ryba w wodzie, nierzadko do walki wykorzystuje miecz, którym równie celnie trafia wrogów.

Drogheynica Gloow
Niegdyś potężny czarodziej. Pewnego razu obudziła się kobietą i tak już zostało. Od tamtego czasu bardzo się zmieniła - zaczęła podkreślać swoje kobiece kształty i często flirtować z mężczyznami. Po jej poprzedniej formie pozostały jedynie sandały, bujne blond włosy i niezachwiana wiara w Koronę. Jej krzyki podczas bitew potrafią zirytować niejedną osobę.

Rennard Brethill
Bitny krasnolud o całkiem sporym jak na swoją rasę wzroście. Prawdopodobnie na początku przyszedł do Zakonu z braku bitki, jednak z czasem stał się pełnym oddania wojownikiem. Łatwiej go przeskoczyć jak obejść, lecz przez wrogów przechodzi niczym pocisk z armaty.

Nie czas tu opisywać czynów jakich ów pięciu śmiałków dokonało w boju - wystarczy pójść do pierwszej lepszej karczmy. Tam bard z chęcią opowie jak Order pokonał Wilcze Bractwo zdobywając skrzynię, jak niedobitki tej nędznej formacji uciekli niczym szczury, aby ocalić swój dobytek, nie zważając na honor.




Walka z Klątwą Zimna ciążącą nad Stolicą

Śmiałkowie ruszyli do zamku Lorda. Kobieta zawsze była pełna podziwu widząc jego ogromne i potężne wrota. Podeszli powoli w stronę Britisha starając się jak najmniej nabrudzić na błękitnym dywanie. Lord był zdecydowanie zadowolony z faktu iż piąta skrzynia spoczęła w skarbcu. Jednak dziś to nie z nim mieli odbyć najważniejszą rozmowę. W ich stronę podszedł mędrzec niedawno uwolniony przez Drogheynice. Uważał, że wie od czego można zacząć zwalczanie klątwy ciążącej nad Stolicą.
- Będzie nam potrzebne 999 sztuk piasku, 99 sztuk siarki, 9 rubinów i 4 czarne opale, dzięki tym składnikom będziemy mogli wykonać rytuał. - rzekł dość zachrypniętym i ciężkim do zrozumienia głosem mędrzec.
- Rytuał? Jakiż to będzie rytuał starcze? Wolelibyśmy wiedzieć nim go wykonamy. - odpowiedziała podejrzliwie kobieta w srebrnym odzieniu.
- Otóż przywołamy Ifryta, magiczne stworzenie, nie do końca przyjazne, jednak jego domeną jest ogień, może nam pom... - zaczął tłumaczyć mędrzec aż się zapowietrzył.
- Jesteś pewny, że uda się nam coś od niego wyciągnąć? Uda nam się go opanować? - odrzekła kobieta ze spokojem.
- Cóż... ja nie jestem pewny, powinno się udać. - odrzekł jąkając się nieco mędrzec.
Kobieta wydała z siebie jedynie westchnięcie.


Magowie rozłożyli reagenty na posadzce komnaty. Każdy ustawił się przy ścianie i rozpoczęli rytuał. Otoczyli składniki ognistymi ścianami, zaczęli ciskać w nie kulami i słupami ognia. Temperatura w pomieszczeniu znacząco się podwyższyła, panował w nim niesamowity zaduch i smród siarki. Po twarzy każdego z zakonników zaczęły płynąć stróżki potu, jednak po chwili z ognistej materii coś poczęło się formować, jakby... portal! Nagle jednak wyskoczyło z niego kilka żywiołaków ognia, jednak nie były szczególnym wyzwaniem dla wprawnych czarodziejów Korony. Po chwili jednak z portalu do Krainy Ognia pojawił się On - Ifryt.


Temperatura w pomieszczeniu zwiększyła się, można było się poczuć jak przy piecu kowalskim. Istota rozejrzała się ze wściekłością po śmiałkach, jednak zapewne świadoma faktu, iż nie może wydostać się spoza kręgu nie próbowała walczyć.
- Potrzebujemy twojej wiedzy, Ifrycie. - przemówiła kobieta w srebrze.
- Mojej?! A czemu miałbym wam pomóc, wy nędzne istoty? - roześmiał się.
- Cóż... może nie uda się nam trzymać cię tu wiecznie, ale zapewne starczy nam energii na jakiś czas. Zapewne wyczuwasz mroźną aurę tego miejsca, masz ochotę dłużej tutaj stacjonować? Chyba nieco twojej wiedzy to uczciwa zapłata? - rzekła pewnie kobieta.
Ifryt był wyraźnie rozgniewany, jednak widać było, że rzeczywiście jest tak jak powiedziała czarodziejka.

- Rarrgh! Dobrze, wyczuwam tu źródła Magii Mrozu, siedem z nich, zniszczcie je, a może uratujecie to miejsce. A teraz odeślijcie mnie i dajcie mi spokój! - wykrzyczał Ifryt zdecydowanie powiększając intensywność swych płomieni.

Śmiałkowie uznali, że od razu przystąpią do działania i zlokalizują źródła Klątwy które według Ifryta znajdują się w Britani. Po długich wędrówkach wśród opuszczonych budynków, zwalczaniu lodowych istot i wspieraniu się wszelaką magią, udało im się odnaleźć wszystkie siedem kryształów.


Teraz pozostało im tylko znaleźć sposób na pozbycie się tego raz na zawsze.
« Ostatnia zmiana: 2020 02 05, 22:24:50 wysłana przez Wojto »

Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #5 dnia: 2020 02 19, 12:13:14 »
Zebranie kryształów

Magowie Korony udali się do komnaty w której czekał już mędrzec. Nie do końca byli pewni jak przenieść źródła klątwy do jednego miejsca, jednak mężczyzna wszystko im rozjaśnił. Aby kryształ można było poruszyć, należało potraktować go pięcioma zaklęciami ognia, które użyte w dobrej kolejności pozwoliły na poruszenie sopli. Jednak wystarczy jedno złe zaklęcie i cały proces należy zacząć od nowa. Aredan, Droghey i Iliv'eari czym prędzej ruszyli do pierwszego z kryształów, przed opuszczeniem komnaty mędrzec ostrzegł ich jeszcze odnośnie potencjalnych strażników sopli.


Uwalnianie kryształów było dość długie, jednak i tak magom dopisywało szczęście. Nie raz zupełnym przypadkiem niemal od razu udawało im się osłabiać sople. Każde takie uwolnienie wiązało się z walką - zastępy lodowych demonów i harpii zstępowały z nieba, aby bronić magii która pozwalała im na byt w Brytani. Walka z większością z nich nie była problemem, pomimo swojej liczności plugawe bestie nie mogły równać się z siłą magów i wojowników Korony.


Pozostał ostatni kryształ, ostatnia walka i kolejna część zadania wypełniona. Ten jednak szedł wyjątkowo opornie... ciężko było odkryć odpowiedni ciąg zaklęć... Kal Vas Flam, In Flam Grav, Vas Flam! Co chwile słychać było inną inkantację z ust któregoś z magów. Nareszcie jednak się udało. Z lekkiego przypływu radości szybko ocucił ich potężny ryk który zalał cały nieboskłon. Kriv wskazał na północną część nieba, a tam... mały punkcik który coraz szybciej zbliżał się w ich stronę, a razem z nim zamieć śnieżna. Wszyscy śmiałkowie czym prędzej rozbiegli się zajmując dogodne pozycje. Lodowa bestia wylądowała na ziemi i od razu przystąpiła do ataku. Wojownik ledwie zdążył osłonić swój tors tarczą, a już uderzył w nią potężny cios ogonem. Jeździec od razu zawrócił i zaczął szykować się do manewru, podczas gdy reszta magów już zaczęła osłabiać bestię swoimi czarami.

Po długim starciu truchło pełne ran od stali i magii padło na jednej z uliczek stolicy. Pomimo iż bestia wyzionęła już ducha, chłód bijący od niej niemal od razu zmieniał oddech w gęste kłęby. Srebrna Dama ruszyła w stronę kryształu i uniosła go za pomocą telekinezy, aby uniknąć odmrożeń. Wszystkie siedem kryształów zostało zebranych w sali, nadworny mag zaczął przygotowywać je do dalszego etapu.

Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #6 dnia: 2020 02 19, 13:32:33 »
Uwolnienie Brytani od klątwy

Po wejściu do komnaty od razu dało wyczuć się niesamowity chłód. Oddech gęstniał, a włosy na cały ciele stawały na baczność. Nadworny mag już wszystko przygotował- kryształy stały na piedestałach, odpowiednio przygotowane. Nie pozostało nic innego jak przeprowadzić rytuał. Mężczyzna w błękitnych szatach nadwornych zaczął wypowiadać inkantację, a temperatura w pomieszczeniu spadała jeszcze bardziej.


Wraz z kolejnymi słowami inkantacji kryształy zaczęły znikać, a ze studni umieszczonej na środku począł wydobywać się kolejny, znacznie większy. Aura magiczna bijąca od przedmiotu była potężna, skóra osób znajdujących się w pomieszczeniu zaczęła pokrywać się szronem. Gdy wielki kryształ ukazał się w całej swej okazałości, nagle nadworny mag położył na nim swoją dłoń, a moc zaczęła przepływać z artefaktu do jego ciała.
- Tak! Nareszcie cała moc dla mnie! - wykrzyczał mężczyzna z szaleństwem wypisanym na twarzy.
- Głupcze! Ta moc cię zabije i zniweczy nasze starania! Corp Pooo... - usta Srebrnej Damy zastygły sparaliżowane.
- Nie pozwolę wam, teraz już mi nie przeszkodzicie! - mag pstryknął, a wszyscy ze śmiałków stanęli niczym wmurowani.
Potężny skok energii odrzucił nagle wszystkich w ścianę, gdy się ocknęli, maga nie było, jednak od razu czuli, że to dopiero początek. Czym prędzej wybiegli na dziedziniec, a tam stał on. To nie był już ten sam nadworny czarodziej, to była energia w najczystszej postaci, którą jakimś cudem w ryzach utrzymywało ciało maga. Wielka lodowa istota o trudnym do określenia kształcie, rzuciła się na śmiałków z prędkością błyskawicy siejąc wśród nich popłoch. Drużyna mocno się rozdzieliła, część była mocno ranna. Odbiegli od istoty i zebrali się w pobliżu banku Brytani. Tam zwołali swoich pomocników i powrócili do Lodowej Istoty. Rennard rozpędził swego wierzchowca i ciął z całych sił toporem jedną z nóg bestii, aby przykuć jej uwagę. Wybiegł na jedną z głównych ulic stolicy i rozpoczęła się walka.


Było to nie lada wyzwanie, magia plugastwa była potężna, a aura mrozu bijąca od niego utrudniała wszelkie czynności. Ostatecznie jednak bestia padła po ostatniej strzale Dernhelma z Tchnienia Puszczy i rozpadła się niczym lodowy posąg. Niemalże w tym samym momencie potężna błyskawica uderzyła w dach zamku Lorda. Śmiałkowie nie mając chwili oddechu, pobiegli czym prędzej do komnaty w której odprawiany był rytuał. Wielki kryształ stał w swoim miejscu, a za nim na podłodze leżał nieprzytomny zdrajca. Czym prędzej zawołano rycerzy Przymierza, aby ci odprowadzili go do celi w której będzie czekał na swój proces za zdradę Korony. Sam kryształ pozostał już niegroźny, a śmiałkowie zaczęli myśleć jak go unieszkodliwić.

Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #7 dnia: 2020 02 19, 14:05:31 »
Stolica uwolniona!

Wiwat! Brawo bohaterowie! Hurrraa! - gromkie okrzyki razem z oklaskami rozchodziły się po zamku Lorda Britisha.
W głównej komnacie zebrało się pełno mieszkańców stolicy, których życie od wielu lat było pełne niebezpieczeństw. Już nie. Przed Lordem stała grupa jego wysłanników której udało się uwolnić stolicę od klątwy na dobre. Na ich twarzach dało się ujrzeć wiele emocji - radość, dumę, zakłopotanie. Nagradzani byli brawami przez długi czas.


Po długiej przemowie Lord zaprosił ich do prywatnej komnaty na strawę i omówienie dalszych planów. Wszyscy usiedli przy stole i podano im wykwintnie przyrządzoną jagnięcinę razem z lampką wina. Po skonsumowaniu rozmowy trwały długo i czasem były nieco żywiołowe. Jednak ostatecznie udało się podjąć wspólną decyzję - pora rozszerzyć tereny Korony. Pierwszym z terenów na które padł wybór zostały te na których niegdyś żyły krasnoludy i na których wznosi się ich Twierdza. Rennard dokładnie znał te rejony i opowiedział o ich potencjale reszcie. Źródło złota, rud i innych bogactw to tylko ułamek zalet przejęcia wpływów w tamtym rejonie świata.


British zdecydował, że wyślą mały oddział rycerzy Przymierza do Twierdzy, aby pilnowali jej przed niechcianymi gośćmi. Czterech wybrańców ruszyło razem z urzędnikiem i eskortą Orderu do byłego domu krasnoludów. Po drodze nie było większych komplikacji, prócz nieprzyjaznej w tamtych rejonach pogody. Rycerze zajęli jedną z komnat, a urzędnik wziął się do pisania raportu.


Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #8 dnia: 2020 03 06, 10:15:33 »
Nowe zasoby, tajemniczy przedmiot

Skrzypiące wrota Twierdzy powoli otworzyły się przed nimi. Po wejściu do środka nadał było czuć zapach kurzu i ciągnące po kostkach zimne powietrze. Jednak miejsce wyglądało już na znacznie żywsze - kandelabry rozświetlały nieco mroki monumentalnej budowli. Udali się na wprost, do sali w której stacjonował urzędnik.


Bez zbędnych ceremoniałów przeszli do rzeczy, widywali się ostatnio dość często. Większość pomieszczeń była już zabezpieczona, Rycerze Przymierza czuwali nad wszystkim. Jedyne co pozostało to kopalnia - tam nie mieli odwagi wchodzić bez wsparcia, donieśli jednak, że wciąż dochodzą zza drewnianej bariery dziwne odgłosy. Magowie bezzwłocznie ruszyli w stronę barykady, byli tego dnia wyjątkowo niecierpliwi.

Przy akompaniamencie powolnego stukotu kopyt o kamienną posadzkę, szli coraz głębiej do ciemnego tunelu. In Lor. Nagle ich oczom ukazała się drewniana barykada. Była dość solidna, robota krasnoludów zwykle taka była. Bez dłuższego namysłu postanowili usunąć przeszkodę ze swojej drogi. Vas Ort Flam!


Gdy popiół wzbity przez eksplozję opadł, ujrzeli dziesiątki żywiołaków chodzących po kopalni. Po tak długim czasie bez bodźców, chodziły jedynie powolnie w jedną i drugą stronę. Jednak gdy tylko ujrzały śmiałków, ruszyły ku nim. Walka nie była specjalnie trudna, wprawieni w boju Aredan i Iliv'eari bez trudu poradzili sobie z poszczególnymi grupkami żywiołaków. Cały proces poszedł im dość szybko, za szybko... Jednak nic nie zwróciło ich uwagi.

Zameldowali oczyszczenie kopalni do urzędnika, a ten wystosował kolejną prośbę - sprowadzić do miasta górników z Brytani, którzy zechcą wydobywać cenne surowce Twierdzy. Kilka minut później, magowie byli już w kopalni, rozmawiając z górnikami.
Rozmowa z prostymi, acz pracowitymi ludźmi nie była łatwa. Dobrze wiedzieli, że zwykle takie wyzwania wiążą się z niebezpieczeństwem, dodatkowo zmuszeni byli opuścić rodzinę i domy na dłużej. Podwójna stawka przekonała wielu z nich. Z pomocą magii dość szybko dostali się pod Twierdzę. Ich odzienie nie było zbyt odpowiednie jak na tamtejsze warunki, jednak dość szybko dostali się do ciepłej kopalni. Magowie pokazali jaskinię, a górnicy rozstawili się w dogodnych miejscach.





Kobieta kierowała się do wyjścia, gdy nagle poczuła zimne powietrze pod nogami. Momentalnie wyczuła, że coś jest nie tak, jednak było już za późno, usłyszała krzyki górników. Śmiałkowie ruszyli czym prędzej do najbardziej wysuniętej części kopalni, a ich oczom ukazał się gigantyczny żywiołak pokryty rudą adamantytu. Pod jego stopami leżał zmiażdżony górnik, zanim zdążyli zrobić cokolwiek, drugi dostał z potężnego łapska i rozmazał się na ścianie obok. Magowie ruszyli do walki.

Wielkie cielsko padło na podłożę kopalni, wzbijając w powietrze kurz i strącając kilka skał z sufitu siłą uderzenia. W pogorszonych już nastrojach magowie ruszyli w miejsce gdzie wszystko się zaczęło, aby je zbadać. Ich oczom ukazał się wcześniej niewidoczny przedmiot, który zatopiony był porządnie w skałach. Do kopalni wszedł urzędnik, zwabiony hałasem. Po zdaniu raportu z sytuacji, uwagę całej czwórki przykuł ów przedmiot. Słusznie stwierdzili, iż należy znaleźć specjalistę, który pomoże w opracowaniu planu wydobycia artefaktu. Ruszyli do Nujelm, tamtejszy archeolog już od dłuższego czasu pozostawał bez ludzi do pracy, zatem bez konkretniejszego zajęcia.



Archeolog zgodził się na zmianę stanowiska pracy niemal od razu. Sprowadzili go do Twierdzy i pokazali mu swoje znalezisko.
- Nie będzie to łatwa robota. Potrzeba mi ludzi, a do tego chcę zaliczkę... milion złotych monet! - rzekł z pewnością w głosie archeolog.
Magowie niezbyt chętni byli na zapłatę z góry, zmienili więc warunki. Archeolog opracuje metodę wydobycia, a nawet i wydobędzie, a pieniądze dostanie po wykonaniu pracy, taki układ o wiele bardziej im odpowiadał. Pozostawili człeka, który po przyklepanej umowie niemal od razu wyjął swoje przyrządy miernicze i począł chodzić wkoło skał. Magowie udali się na spoczynek.

Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #9 dnia: 2020 03 06, 14:22:56 »
Przyszłość Księstwa Cove

Przestrzeń przed wielką bramą zamku Britisha lekko się ugięła, aby po chwili wypluć z siebie Namiestniczkę Cove. Kobieta zdjęła powolnym ruchem hełm i potrząśnięciem głowy rozpuściła włosy. Wrota rozwarły się na jej polecenie i powoli wkroczyła do budynku. Na końcu sali, przy tronie Lorda stał dobrze już jej znany zastępca. Mężczyzna powitał ją ciepłymi słowami, ta zaś odpowiedziała teatralnym ukłonem z uśmiechem na twarzy. Po krótkiej i formalnej wymianie zdań udali się do sali, aby porozmawiać nieco o Cove.
- Jak z raportem? Czy Rennard go spisał? - zapytał urzędnik.
- Cóż, nie zrobił tego, ale krasnoludom raczej nigdy nie było po drodze z piórem. Teraz to jednak nieistotne, ja zostałam Namiestniczką i mogę przekazać wszystko tu i teraz. - odrzekła ze spokojem kobieta.
- Zamieniam się zatem w słuch, rozjaśnij mi nieco sprawę Cove, gdyż słyszałem wiele sprzecznych informacji. - odrzekł mężczyzna uważnie przyglądając się Srebrnej Damie.
- Cóż, po tym jak Sinthia zrzekła się władzy, wybory wygrała niejaka Teona - półdemonica która z miasta chciała urządzić sobie najwyraźniej swoją barbarzyńską posesję. W pewnym stopniu jej się to udało. Usunęła z miasta zieleń i kwiaty które były poprzednim symbolem Cove. Zrównała z ziemią fontannę i ogrody, dodatkowo przez jej nieudolne panowanie spłonął cały dom handlowy i rzemieślnicy utracili miejsca pracy. - kobieta wzięła głębszy wdech po tym wstępie.
- Następnie władza przekazywana była jak po sznurku, aż wreszcie Rennard ją otrzymał, a nieco później postanowił wkroczyć w szeregi Korony - tak oto Cove weszło w nasze posiadanie. Mieliśmy kilka prób przywrócenia w nim porządku, jednak bogowie nie byli po naszej stronie, podejścia kończyły się raczej dość szybko, bez wsparcia Korony trudno było nam znaleźć punkty oparcia... Teraz jednak, gdy udało nam się wyzwolić Stolicę i zdobyć nowe złoża w Twierdzy, mamy nadzieję, że wreszcie uda nam się poprawić sytuację w Księstwie.
- Rozumiem... oczywiście wpływy Cove są dla Korony istotne w związku z czym zapewnimy wam pomoc. Poczekajcie proszę w sali tronowej, przyślę do was architekta, będzie do waszej dyspozycji. - odrzekł mężczyzna z uśmiechem.


Czarodziejka przywołała bramę księżycową i już po chwili znaleźli się w Cove. Na twarzy architektki można było zobaczyć lekki grymas, niezbyt zadziwiająca reakcja. Miasto było przepełnione brudem i błotem, drewno na większości z elewacji było już spróchniałe. Zieleń ciężko było znaleźć, miasto nie prezentowało się najlepiej. Władczyni wraz z inżynierką długo przechadzały się po mieście. Namiestniczka co chwilę coś wskazywała, coś mówiła, zaglądała do szkiców architekt, spacer pochłonął sporo czasu. Lista inżynierki była długa i kobietę wyraźnie bolała już ręka od samego notowania. Swoją podróż skończyli przy dawnej wieży Gwardii Cove, później przerobionej na Browar Coviański, a obecnie opustoszałej.
- Cóż... skoro nie ma już tu Browaru, to porą zdjąć tę tablicę, na symbol początku zmian. - rzekła architektka ze śmiechem i zaczęła wdrapywać się na pomnik.


***

Na północy miasta powstał tymczasowy magazyn na materiały. Wozy z Twierdzy zaczęły zjeżdżać do Księstwa nieprzerwanym ciągiem przywożąc rude i granit. Wszyscy szykują się do budowy. Namiestniczka powolnym krokiem wkroczyła do magazynu i rozłożyła kawałek papieru na stole i rozwinęła kalendarz.
- 21 dzień, Narodziny Słońca, 696 rok. Na chwilę obecną - 142 tysiące sztuk granitu. - zapisała zgrabnymi ruchami pióra, po czym wsunęła kwitek w otwartą księgę.


Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #10 dnia: 2020 03 11, 00:19:29 »
Wycena

Władczyni Cove lekkim krokiem weszła do magazynu na umówione spotkanie z inżynierką. Kobiety wymieniły uśmiechy i praktycznie od razu przeszły do rzeczy.
- Cóż... zrobiłam kosztorys. Możesz nie być zadowolona, wyszło dość sporo. - rozpoczęła nieco niepewnie architektka.
- Nie martw się, udźwigniemy wszystkie koszta, członkowie Korony są zamożni. - odpowiedziała z rozbawieniem Srebrna Dama.
- No dobrze, wyjmij lepiej coś do notowania, trochę tego będzie. - odrzekła i przystąpiła do wymieniania.

- 10 milionów złotych monet
- 150 tysięcy bloków granitu
- 50 tysięcy desek
- 25 tysięcy kłód
- 25 tysięcy porcji piasku
- 25 tysięcy bloków gliny
- 10 tysięcy sztab żelaza
- 100 łopat, 100 sztuk narzędzi majstra, 100 młotów
- 50 kilofów, 50 pił, 50 hebli, 50 beczek


- Uff... całkiem pokaźna lista. Ale oczywiście dostarczę ci te materiały. - odrzekła z przekonaniem Namiestniczka kończąc zapisywanie zwinnym ruchem pióra.
- Jest jeszcze jedna sprawa. Potrzeba mi ludzi do pracy, słyszałam, że w Brytani przesiadują dawni pracownicy z Cove, którzy uciekli podczas pożaru. - zaczęła architektka. - Wypiszę ci tutaj list polecający, to powinno ułatwić przekonywanie ich do powrotu. - dokończyła wypisując dokument.


Stolica od czasu uwolnienia jej od klątwy z dnia na dzień ożywała. Po jej ulicach przechadzało się sporo ludzi, a karczmy były coraz bardziej zapełnione. Iliv'eari weszła do jednej z portowych karczm, która jednak świeciła pustkami, widocznie ożywienie nie doszło jeszcze do tej dzielnicy. Przy jednym ze stołów siedziała jednak kobieta, spokojnie konsumując posiłek.


Czarodziejka podeszła powoli do kobiety przedstawiając się. Z krótkiej rozmowy udało się jej dowiedzieć, że kobieta ta szuka pracy, a zajmuje się rzeczoznawstwem. Jakież zaskoczenie i radość wywołał na jej twarzy fakt, że oferta pracy dotyczy Księstwa Cove - jej byłego miejsca pracy! Srebrna Dama opowiedziała jej o zmianach politycznych które nastały w mieście, a okazanie listu polecającego było jedynie formalnością - dawna pracowniczka Cove niemal od razu przyjęła posadę. Namiestniczka zaczerpnęła jeszcze informacji odnośnie ewentualnych miejsc pobytu byłych współpracowników kobiety. Ruszyła do głównej karczmy w stolicy, zaraz obok banku. Ogień wesoło tańczył w karczmie w której dało się już poczuć nieco gwarnej atmosfery. Uwagę czarodziejki niemal od razu przykuła kobieta w szatach o dobrze znanym jej kolorze.


I tym razem kobiety dość szybko znalazły wspólny język. Ta z kolei pracowała wcześniej jako szklarz - również straciła pracę w wyniku pożaru w domu handlowym, jednak wykazała podobny zapał i chęci do ponownej pracy w Cove, co jej poprzedniczka. Kobiety dogadały szczegóły zatrudnienia i czarodziejka ruszyła ku kolejnemu celowi. Tym razem były pracownik Cove miał nieco więcej szczęścia, rzeczoznawca, mimo iż ponoć wyjątkowo marudny, znalazł posadę w zamku Lorda. Iliv'eari więc zanim udać się do niego, poszła bezpośrednio do królewskiego doradcy z którym bardzo dobrze się znali. Urzędnik bez problemu zgodził się na oddelegowanie upierdliwego mężczyzny do pracy w Cove. Udało się jej pozyskać już nieco pracowników, pora zająć się zbiórką surowców.
« Ostatnia zmiana: 2020 03 13, 12:43:16 wysłana przez Wojto »

Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #11 dnia: 2020 03 12, 21:33:30 »
Wycieczka

Ostatni z wozów przekroczył bramę Cove. Załadowany był gliną i workami piachu. Namiestniczka dokładnie doglądała rozładunku i razem z robotnikami udała się do magazynu. Poszło dość szybko, ale tak jak mówiła - Korona jest zamożna we wszelakie dobra. Wszystkie materiały były już na miejscu, pozostało jedynie rozpocząć prace.

Kobieta stała po środku pola rozglądając się z niesmakiem. Pod jej nogami pełno było błota i śmieci. Miała przed oczami ten widok już wiele razy, jednak za każdym razem napawał ja odrazą, ale i zdumieniem - jak łatwo coś pięknego można obrócić w odrażającą rzecz. Jedynym słyszalnym dźwiękiem otoczenia, mógł być dźwięk butów brodzących w błocie. Zapach zaś przynosił na myśl bardziej wychodek niż miasto. Namiestniczka ze spokojem zamknęła oczy, szepcząc pod nosem trudne do zrozumienia słowa. Po chwili otworzyła je ponownie.


Jej uszu z każdej strony dochodził śpiew ptaków, wkoło rozlegał się zapach różnorodnych kwiatów. Dłonią przejechała po ławce, mogła wyczuć na niej każdą nierówność. Przed słońcem chroniły ją korony starannie przyciętych drzew, z lewej strony stała drewniana altana, obok niej zaś piękna zdobiona fontanna otoczona kwiatami. Widok ten od razu był w stanie poprawić humor. Przymknęła na chwilę oczy i wstała powoli z ławki, ruszyła dalej. Minęła bank i stajnię, a jej oczom ukazała się lita skała. Obok stał mały piec kowala i dwóch pracowników. Oczy kobiety zamknęły się ponownie. Po ich otwarciu ujrzała pokaźny dom handlowy. Dochodził z niego dźwięk najróżniejszych narzędzi i głosów. Zapachy pieców hutniczych, siarki, ale też pieczonego chleba i wykwintnych trunków.


Ruszyła dalej. Zaraz obok domu handlowego ujrzała skromną altanę magiczną. Aurę towarzyszącą temu miejscu nadal dało się odczuć - tysiące rzuconych czarów naznaczyło je na dobre. Miejsce w których wielu magów zaczynało swoją przygodę, jednych historia już dawno nie pamięta, inni dokonali czynów wielkich. Z westchnieniem na ustach jej oczy się zamknęły. Tym razem po ich otwarciu ujrzała szczere pole. Żadnego budynku, w miejscu altany jedynie kilka ławek. Przymknęła oczy po raz kolejny. Zastany widok był o wiele ciekawszy.


Przeszła za altanę i wkroczyła do coviańskich ogrodów. Aura natury wręcz emanowała od tego miejsca. Kobieta powoli przechadzała się labiryntem żywopłotów odczuwając nieopisany spokój. Na samym końcu usiadła przy wodospadzie wsłuchując się w szum spadającej wody. Siedziała tak długo rozmyślając i delektując się chwilą. Przymknęła oczy, po raz ostatni.


W zastanym widoku w zasadzie nie było co opisywać... pustka i błoto. Nic dziwnego, że umysłami tak wielu magów zawładnęło szaleństwo po nadużywaniu magii iluzji. Kobieta ruszyła w stronę magazynu i siedzącej tam architektki. Pora rozpocząć odbudowę.

Wojto

  • Gość
Odp: Nowe perspektywy
« Odpowiedź #12 dnia: 2020 05 08, 22:59:54 »
Powietrze przed bankiem Vesper zawrzało, zawirowało, a nagle w miejscu dziwnego zjawiska pojawiła się kobieta odziana w srebrne szaty. Powolnym krokiem weszła do banku i skierowała się ku drzwiom na lewo. Weszła przez nie do długiego holu i po chwili zatrzymała się przy kolejnych drzwiach z tabliczką obok - "RECEPCJA". Zapukała lekko i weszła niemal od razu.
- Dobry wieczór, szukam pracowników, dobrze trafiłam?
- Ahh, tak tak, po pracowników zapraszam do pokoju obok, do działu obsługi. - odrzekła uroczym głosem pani zza lady.
Kobieta posłusznie więc udała się obok i zapukała. Tym razem nie odpowiedział jej tak miły głos.

- Wejść! - krzyk dobiegł zza drzwi.
- Dobry wieczór, potrzeba mi pracownik... - nagle kobieta przerwała widząc wyciągniętą dłoń z świstkami papieru.
- Wpisać tu, tu i tu. Tu podpis, widzi? - rzekła z pośpiechem pani zza lady.
Kobieta w srebrze pokiwała tylko głową i wzięła się za szuranie piórem po papierze. Po kilku dylematach co gdzie wpisać dokończyła dzieła.

- Teraz do recepcji po pieczątkę. - rzekła pani zza lady.
Wyruszyła na kolejną przeprawę po długim holu. Stuk pieczątki. Powrót. Kolejny stuk.

- Przyślemy pracowników niebawem. - odrzekła wyraźnie na pożegnanie.


I rzeczywiście, zaledwie kilka godzin później w Cove pojawili się krawiec i majster, jakże istotne zawody. Póki co nie było dla nich zbytnio miejsca, ale niebawem ma się to zmienić. Miasto już niemal wykończone, więc Namiestniczka zaczęła zastanawiać się nad zatrudnieniem drugiego bankiera. Jak z nieba spadł jej Athelan ze swoją propozycją.


Pora odwiedzić swych sojuszników.
« Ostatnia zmiana: 2020 05 09, 17:52:43 wysłana przez Wojto »