ROZDZIAŁ II: PIERWSZE DNI W NIEWOLI
Mroczny elf poprowadził Ayrene do swojej rezydencji. Szła za nim z opuszczoną głową. Na razie nie chciała ryzykować. Wolała być posłuszna i czekać na dobrą okazję. Gdy weszli do jego pokoju, stanęła przy ścianie ze zwieszoną głową. Mroczny elf stanął na środku pomieszczenia i zaczął się jej przyglądać z paskudnym uśmiechem. Po chwili podszedł bliżej, ujął jej podbródek i uniósł nieco, by przyjrzeć się twarzy. Nie sprzeciwiała się, odważyła się nawet spojrzeć w jego oczy. Ujrzała w nich czerwony blask i ogromne zło. Opuściła wzrok. On, widocznie zadowolony, puścił ją, odszedł kilka kroków i zaczął zrzucać z siebie zbroję.
- Nazywam się Zilv’ril Teken’duis. Od dzisiaj jesteś moją własnością i masz wykonywać wszystkie moje polecenia. Jeśli spróbujesz uciec, ja znajdę Cię wszędzie. A wtedy poznasz mój gniew. Czy to jasne? – warknął do niej.
Skinęła głową, nie wiedząc, czy to widział. On natomiast podszedł do niej i powtórzył swoje pytanie.
- Czy to jasne? – niemalże syknął z pogardą.
- Tak – odpowiedziała cicho. Skinął głową i odszedł od niej, dalej pozbywając się zbroi.
- Doskonale. Moje pierwsze polecenie... Hmm… masz urządzić mi pokój sypialny i dzienny. Zamówisz meble i ozdoby. Potem zobaczymy, co dalej. Za mną – skończył pozbywać się zbroi i wyszedł, a ona za nim. Nie wiedziała, dokąd idzie.
Doszli do dużego, kamiennego budynku przy sporym placu. Odwrócił się do niej i warknął.
- Czekaj tutaj – wszedł do budynku.
Zatrzymała się tam i opuściła głowę, czekając, aż wróci. Po chwili wyszedł do niej i wręczył jej listę.
- Idź na Ziemie Piratów i zamów to. Jak tylko otrzymasz zamówienie, wróć tu niezwłocznie. Rozumiesz?
Skinęła głową i wzięła od niego listę. Poprowadził ją do żeglarza i odszedł bez słowa. Wybrała się w podróż tam, gdzie jej kazał. Po dotarciu na miejsce i dłuższych poszukiwaniach znalazła alchemika i przekazała mu zlecenie, a sama poszła do banku, poczekać na wykonanie zamówienia. Poprosiła o wydanie swojej skrzynki drżącym głosem, po czym zaczęła w niej układać swoje przedmioty. Do banku raz po raz ktoś wchodził i wychodził. Prawie każdy próbował ją zagadać i się przywitać, lecz nie odpowiadała, nadal zlękniona gniewu swojego nowego pana. W pewnym momencie została sama z kobietą w szmaragdowej szacie, która trzymała w dłoniach pędzel. I ona próbowała do niej zagadać. Ayrene próbowała zakryć odzieniem swoje kajdany, lecz kobieta je zauważyła.
- Kto Ci to zrobił? – spytała z oburzeniem.
Ayrene milczała. Kobieta jednak się nie poddała, zaczęła zadawać więcej pytań.
- Kto jest Twoim panem? Jak to zrobił? I dlaczego? – pytała dalej.
- Zilv’ril Teken’duis – odpowiedziała tylko. I dalej grzebała w swoim kuferku.
Kobieta zastanowiła się chwilę i spojrzała ponownie na kajdany Ayrene.
- Nie znam go. Czy to dobry człowiek?
Ayrene nie odpowiedziała, tylko spuściła niżej głowę.
- Jestem Evvie. Jak Ci na imię?
- Nie wolno mi z nikim rozmawiać. – mruknęła Ayrene. Rozejrzała się dyskretnie po banku, jakby w obawie.
Kobieta też się rozejrzała, podeszła bliżej do Ayrene i położyła jej dłoń na ramieniu.
- Nie ma tu nikogo. Nie musisz się niczego obawiać, pomogę Ci od niego uciec. Jak się nazywasz?
Gdy Ayrene już chciała wyjawić jej imię, drzwi do banku otworzyły się z hukiem. Wszedł mroczny elf, który zmierzył pomieszczenie wzrokiem, który zatrzymał na Ayrene.
- Ile mam jeszcze na Ciebie czekać? – warknął.
Słysząc głos swojego pana wstała natychmiast i się skłoniła. Kobieta nagle odskoczyła od Ayrene, udając, że nic się nie stało.
- Czekam na zamówienie. – odpowiedziała cicho Ayrene.
Kobieta spojrzała na nią z żalem. Wiedziała, że sama nie da rady jej pomóc.
- Za mną! – warknął mroczny elf i wyszedł.
Ayrene posłusznie opuściła bank i ruszyła za drowem. Wrócili do Podmroku. Mroczny elf wydał Ayrene kilka poleceń, a sam ruszył załatwiać swoje sprawy. Ayrene poszła do rezydencji i zaczęła przygotowania do urządzenia pomieszczenia. Po chwili Zilv’ril wrócił i zaczął przywdziewać zbroje. Widząc przygotowania Ayrene, pokiwał głową z zadowoleniem.
- Idziemy odebrać zamówienie, które Ty zaniedbałaś. Czekam na dziedzińcu. Lepiej się pospiesz – warknął do niej i wyszedł.
Pozbierała, co miała pozbierać i ruszyła na dziedziniec. Na środku czekał on, na swoim czarnym rumaku. Gdy ją zobaczył, ruszył bez słowa, a ona poszła za nim. Popłynęli ponownie na Ziemie Piratów. Zilv’ril ruszył do banku, zeskoczył ze swojego rumaka i zwrócił się do Ayrene.
- Oporządź mi konia. Zaraz wrócę – i wszedł do banku.
Ayrene została sama. Podeszła do rumaka, który nerwowo zaczął stukać kopytami o posadzkę. Poprawiła klamry przy siodle oraz uprząż. Wtedy na plac przed bankiem weszła Evvie w towarzystwie jakiegoś konnego. Konnym był elf. Jej pobratymiec. Zeskoczył z konia i podszedł do Ayrene, Evvie trzymała się z tyłu. Przemówił w języku elfów.
- Uciekaj stąd. Uciekaj do Skara Brae, znajdę Cię tam i zawiozę w bezpieczne miejsce – szepnął do niej, co żeby siedzący w banku Zilv’ril nie usłyszał jego głosu.
Ayrene spojrzała ze strachem w stronę banku, potem na elfa, i pokręciła głową. Elf również spojrzał w stronę banku. Evvie podeszła do drzwi i oparła się o nie, aby utrudnić ich otwarcie. Konny zwrócił się do niewolnicy:
- Uciekaj! Szybko, póki siedzi w banku. Chodź ze mną. Ze swoim ludem będziesz bezpieczna – chwycił ją za dłoń i zaczął ciągnąć za sobą.
W tym momencie drzwi do banku otworzyły się z hukiem, Evvie odskoczyła od drzwi, jak gdyby nigdy nic. Ayrene wyszarpała dłoń z dłoni elfa i wróciła do konia. Elf podszedł do swojego rumaka. Zilv’rilowi oczy błysnęły na czerwono, widząc zdenerwowanie Ayrene i domyślając się, co się dzieje. Podszedł do konia.
- Od kiedy to wpuszczają na Ziemie Piratów takie plugastwo? – zwrócił się elf we wspólnej mowie do mrocznego elfa.
Zilv’ril zignorował go, zwracając się do swojej niewolnicy.
- Idź odebrać zamówienie. Strasznie tu śmierdzi.
Ayrene skończyła karmić konia, gdy elf zaszedł drogę Zilv’rilowi.
- Nie wyjdziesz stąd z nią. Zostaw ją w spokoju. – warknął elf do drowa, który się tylko zaśmiał. – Po co Ci ona? Uwolnij ją!
Ayrene przypatrywała się tylko sytuacji z nadzieją na wolność. Zilv’ril odwrócił się do elfa i warknął:
- Zejdź mi z drogi, elfie, inaczej skrócę Cię o głowę.
Elf dobył miecza i zagrodził wyjście na powierzchnię. Drow dobył swojego. Ayrene, bojąc się o życie elfa, zwróciła się do swojego pana.
- Nie tutaj, panie, strażnik zaatakuje. – powiedziała drżącym ze strachu głosem.
Drow spojrzał na nią i skinął.
- Idź po zamówienie.
Ayrene pospiesznie ruszyła po pakunek do alchemika. Gdy po chwili wróciła, zobaczyła, że drow jest na swoim rumaku, a Evvie i elf stoją w sporej odległości od niego. Zilv’ril ściągnął bicz z pasa i świsnął nim w powietrzu, bezpośrednio przed Ayrene, która zadrżała na ciele.
- Za mną! – warknął i wyjechał z podziemi. Ayrene ruszyła za nim bez słowa, dźwigając ciężki pakunek. Ruszyli do portalu. Ayrene dostała polecenie, gdzie ma się udać. Nie wiedziała jednak, że Evvie i elf ruszyli za nimi, śledząc ich.
Przy portalu Zilv’ril zauważył, że są śledzeni. Odwrócił się, każąc Ayrene stanąć za sobą. Drow dobył miecza i spojrzał z pogardą na elfa, gdy ten rzucił mu wyzwanie. Evvie obeszła wszystkich dookoła, stanęła za portalem, przy drzewie, próbując zwrócić na siebie uwagę niewolnicy. Ayrene odwróciła się do niej, spojrzała na nią z żalem i dała jej do zrozumienia, by uciekała, inaczej skończy jak ona. Evvie jednak podeszła bliżej. Zilv’ril zauważył to i rzucił w jej kierunku sztyletem, który wbił się z hukiem w drzewo, za którym szybko skryła się Evvie.
- Wejdź w portal, wiesz, gdzie masz się udać. Zaraz do Ciebie dołączę, tylko dam temu chojrakowi nauczkę – Zilv’ril zwrócił się do swojej niewolnicy, nie patrząc na nią. Ayrene obrzuciła jeszcze spojrzeniem Evvie, po czym z opuszczoną głową weszła w portal.
Czekała kilkanaście minut, zanim pojawił się jej pan z zakrwawionym mieczem, wyraźnie zadowolony z siebie. Ruszył przed siebie bez słowa, a Ayrene za nim.
Gdy dotarli do Minoc, Zilv’ril zsiadł z konia.
- Oporządź go. Ja mam sprawę do załatwienia – warknął do niej. W tym momencie do miasta wjechał inny mroczny elf, dzierżący czarodziejską laskę oraz kobieta w jasnym odzieniu z władczym wyrazem twarzy. Zwróciła się do Ayrene.
- Stać! Coś za jedna? – wymierzyła w jej stronę włócznię.
Zilv’ril zaśmiał się paskudnie, a Ayrene zatrzymała się w miejscu i opuściła głowę.
- No już! Mów coś za jedna?! – zawarczała kobieta.
- To moja niewolna, Valentinne. – zwrócił się Zilv’ril do kobiety, która uniosła brew.
- Pilnuj jej, żeby kłopotów nie sprawiała. Inaczej ja się nią zajmę. – odpowiedziała i odjechała.
Całą sytuację obserwował drow z magiczną laską. Uśmiechał się pod nosem. Zwrócił wzrok na Ayrene. A ona stała bez ruchu, ze spuszczonym wzrokiem.
- Zilv, to prawda? Sprawiłeś sobie nową zabawkę? – zwrócił się drowi czarodziej do jej pana.
Zilv’ril zaśmiał się okrutnie i potwierdził.
- Tak, znalazłem ją podczas ostatniej wyprawy na powierzchnię – mruknął zadowolony z siebie.
Drowi czarodziej bez ostrzeżenia rzucił w jej stronę zaklęcie. Ayrene poczuła, jak małe noże kłują jej skórę, skuliła się z bólu i zaczęła szybciej oddychać, ale nie krzyknęła.
- Ahh, mam tyle pomysłów! Pożyczysz mi ją? Pracuję nad pewnym zaklęciem! A widzę, że jest wytrzymała! – zwrócił się z entuzjazmem do Zilv’rila. Ten spojrzał na swoją niewolnicę i skinął.
- Oczywiście, możesz ją wypożyczyć. Tymczasem muszę iść załatwić pewną sprawę – podszedł do Ayrene i zwrócił się tym razem do niej – Idź z nim i wykonuj wszystkie jego polecenia. Zaraz do was dołączę. Jasne? – warknął.
Ona skinęła tylko głową i ruszyła w stronę drowiego czarodzieja. Ten, zadowolony, otworzył portal i zabrał ją ze sobą. Wrócili do Podmroku. Po drodze gęba mu się nie zamykała.
- Ach, pomożesz mi, moja droga, prawda? Dla dobra nauki! Okażesz się bardzo użyteczna! Tyle przed nami! Jest tyle do odkrycia! Ach, cieszę się, że Zilv mi Cię użyczył, doprawdy to bardzo szlachetne z jego strony! – mówił cały czas z entuzjazmem, wręcz z fanatyzmem w głosie.
Dotarli do dziedzińca przy banku, skąd poprowadził ją do innego budynku z pustymi pokojami. Gdy weszła na schody, znikąd pojawiła się drowia kapłanka. Czarodziej skłonił się przed nią z szacunkiem, Ayrene również to uczyniła. Czarodziej nagle spojrzał w sklepienie.
- Pani, muszę na chwilę was opuścić, zaraz wrócę – i zniknął. Zostawił Ayrene samą z nieznaną kapłanką.
Kapłanka ta zaczęła wiercić wzrokiem niewolnicę, oglądając ją od stóp do głów. Po czym uśmiechnęła się podle.
- No, no, muszę pogratulować Ilphrinowi. Tak mi się wydaje… - dodała cicho i wrednie.
- Moim panem jest Zilv’ril Teken’duis – mruknęła cicho Ayrene.
Kapłanka uniosła brwi.
- Ach, doprawdy? Zilv’ril znalazł sobie nową zabawkę? – uśmiechnęła się złośliwie i zbliżyła się do niewolnicy. Ayrene nie ruszyła się z miejsca. Oddech jej przyspieszył, stała z opuszczoną głową.
Kapłanka wyciągnęła krwisty stek i zaczęła go powoli przeżuwać, pozwalając, by krew ciekła jej po podbródku. Ayrene udawała, że tego nie widzi. Po chwili wrócił drowi czarodziej.
- Ach, Iplhrin, dlaczego nie powiedziałeś mi, że to nowa zabawka Zilva? – zwróciła się do czarodzieja z nutą goryczy.
- Wybacz mi, pani. Spieszno mi było. Ale tak, to jego niewolnica. Użyczył mi ją. Pracuję nad pewnym zaklęciem, zapewne wiesz, pani. A ona bardzo mi się do tego przyda. Zresztą sama wykazuje ogromny entuzjazm – wskazał na Ayrene, która stała z opuszczoną głową.
Kapłanka uśmiechnęła się z pogardą.
- Tak, tak. Słusznie. Pracuj nad tym zaklęciem, koniecznie.
Skinęła mu głową i poszła bez słowa.
Czarodziej się skłonił, po czym wszedł na górę po schodach.
- Chodź, chodź, moje dziecko, tu jest dobre miejsce na ćwiczenia. – otworzył drzwi i zaprosił gestem Ayrene do środka. Jego twarz wyrażała obsesję i fanatyzm. Ayrene, blada na licu, ruszyła niechętnie, spodziewając się najgorszego.