Autor Wątek: Dziwnej historii początek...  (Przeczytany 6264 razy)

Offline Emka

  • Gracze DM
  • Zarejestrowany
  • Wiadomości: 949
  • Czarno to widzę
Dziwnej historii początek...
« dnia: 2020 09 01, 23:30:47 »
Podczas tego niezwykle cichego oraz ciepłego jak na zimę dnia, Kapitan Ziem Piratów Raell Cabrini jak zwykle robiła obchód, przechadzając się po uliczkach na co dzień spokojnego portowego miasta. Zrobiła rundę od portalu po dzielnice mieszkalne, zachodząc po drodze do miejskiego gaju, ambasady oraz kopalni. Nie spotykając po drodze żadnej żywej duszy, poza ospałymi niechlujnymi strażnikami, powędrowała w stronę zejścia do centralnych podziemi znajdującego się tuż przy porcie. Stąpając z gracją po schodach, usłyszała echo tupotu i delikatnego, na swój sposób dziwnego głosu. Dotarłszy do parteru, spotkała stojącego na środku placu Gnoma. Niski jegomość krzyknął coś niewyraźnie do Kapitan, machnął ręką w geście powitalnym i przedreptał w miejscu. W tym momencie zza pleców Raell wydobył się głuchy stukot obcasów pochodzący od starych męskich buciorów dudniących o to kolejne stopnie kamiennych schodów. Mężczyzna średniego wzrostu, zaniedbany oraz mocno wczorajszy, sądząc po woni mu towarzyszącej, skrzyżował ręce na klatce piersiowej, głośno mrucząc coś zgryźliwego pod nosem. W tym momencie otworzyły się drzwi do banku, a zza nich wyłoniła się przepiękna miejscowa artystka, Evvie. Oczy dwóch dam spotkały się na sekundę, po czym obie pary powędrowały wymownie na mężczyznę robiącego tyle sza szoru.
- Hmm? - przechyliła delikatnie głowę do przodu Kapitan, zakładając ręce na biodrach.
- No ładnie to miasta pilnujecie... Ładnie... - warknął mężczyzna w kierunku władczyni.
Raell skrzywiła usta w lekkim zdziwieniu i po chwili namysłu postanowiła odpowiedzieć na zaczepkę mężczyzny.
- Słucham? Czy jest w czymś problem? Może mogę panu pomóc?
- Ano jest! Dzieciak mi zaginął! - mężczyzna od parsknął, jakby miał pretensję o skradzioną jukę do lamy.
- Jak to... Że tutaj u nas w mieście? Dziecko? - odparła dosyć szybko Kapitan, nie do końca wierząc obywatelowi.
- Mnie pytacie jak to jest, że źle miasta pilnujecie? - warknął od niechcenia mężczyzna.



Chwila niezręcznej ciszy zapadła na placu, zmieszany wzrok Kapitan spotkał się z również zmieszanym wzrokiem Evvie oraz Gnoma, jednego z aż dwóch dobrze znanych Gnomów w mieście, Baltazara Mossa.
- Przyjmiecie mnie, czy będziecie tak stać, jak wryci?- bezczelnie kontynuował obywatel.
Raell ciągle zmieszana pokazała ręką ratusz, po czym zaprosiła gestem do sali narad.



W sali rozległ się sza szor, dźwięk ciężkich kamiennych krzeseł, przesuwanych po szorstkiej posadzce z nieszlifowanego marmuru. Gdy wszyscy usiedli, a Gnom wskoczył na krzesło dziwacznie kucając, Kapitan Ziem odkaszlnęła.
- Opowiedz mi proszę wszystko, na spokojnie, po kolei... Zacznij od tego, kim jesteś i jak się nazywasz...
Mężczyzna przewrócił oczami, przekręcił się na krześle po czym odparł z wyraźną niechęcią.
- Zwą mnie Tolbed, ale co to ma do rzeczy. Syna mi porwali!
- No trochę ma, ale proszę kontynuować. Przecież chodzi o dziecko... - ponagliła zaciekawiona i lekko zmartwiona Kapitan.
- No... Dziecko... Tak jakby. W sensie... - zaczął mamrotać spowrotem mężczyzna.
- Tak jakby? To pana syn czy nie pana?
- No niby taak... Aaaaa taka sierota była, to ją przygarnelim. A stara kazała mi się nim opiekować no... I wiecie....
Wzrok kobiet i Gnoma tak jakby spotkał się w lekkim zdziwieniu i irytacji przeciągającymi się wytłumaczeniami.
- No mów żeś człowieku! - Uniosła lekko ton Władczyni.
- No co mam powiedzieć cholera no... Wczorajszy byłem... No zachlałem mordę! - motając się mężczyzna opowiadał o tym z niekomfortową dla rozmówników irytacją, zamiast należytym wstydem.
- Co? - skrzywiła usta Raell z niesmakiem.
Evvie głęboko węstchnęłą a Gnom wydał cichy dziwny dzwięk, na swój sposób również wydawał się on dezaprobujący postawę Tolbeda.
- Trzymajcie mnie... - kontynuowała Kapitan po czym walnęła pięścią w stół. - Mniejsza o sytuację, opowiadaj wszystko  co wiesz. Opisz chłopaka. Ile wzrostu, jaki wiek, jak był ubrany, włosy... Cokolwiek! - ponaglała energicznie.
Evvie wyjęła pergamin naciągnięty na deskę, narzędzie do szkicowania i spojrzała wymownie na Tolbeda.
- Ee... Co? Jak wyglądał? A skąd ja mam wiedzieć?
- Cholera to Twój dzieciak przecież! - wydarła się już wyprowadzona z równowagi władczyni.
- No ale przygarnięty! Cholera, stara go wzięła! I...
- Włosy! - urwała Raell ponownie uderząjąc w stół tak, że Gnom podskoczył w miejscu.
- Słomiaste, żółte takie no... - mężczyzna szukając dalszych słów został uprzedzony dalszymi pytaniami od artystki.
- Wzrost? Wysoki? - delikatnym niezwykle opanowanym głosem zapytała Evvie.
- Taki no, średni... - skrzywił się Tolbed
- Kolor oczu?
- A co ja mu w oczy patrzył, że wie?
- Cholera dosyć tego!
- ponownie urwała Kapitan tym razem wskazując na mężczyznę - Odpowiadasz na każde pytanie, inaczej nie pomożemy!
- Ile wiosen miał? - Evvie kontynuowała pytania.
- Wiosen to miał tak no, dzieciak był przeca....
- Dobrze, dziecko. Wiosen około 7-8?
- Tak, tak będzie! - machnął ręką Tolbed



Po kilku dłuższych chwilach, przesłuchanie nierozmownego obywatela dobiegło końca.
- Dobrze, udajmy się teraz do Twojego domostwa... - Powiedziała wstając Kapitan.
- Eee... Że co? - Szybko i nerwowo odparł Tolbed - A to czemu niby?
- No jak to czemu? Zaginął Ci pod domem przecież, zobaczymy czy znajdziemy jakieś ślady.
- E... No... Dobrze.. - Meżczyzna się zająkał po czym niepewnie ruszył do przodu w kierunku osiedla Ziem Piratów.
Cała czwórka przemierzyła centrum miasta, minęła kopalnię i doszła do dzielnicy mieszkalnej, po drodze cały czas wypytując dalej Tolbeda. Doszli do pierwszych dwóch zadbanych chałup, po czym przystaneli.
- To ta tutaj... Moja... - Od niechcenia machnął ręką Tolbed w kierunku jednej z chat.
- Ta? - Uniosła powoli brwi Raell. - I ja Cię nie znam a mieszkasz w tej dzielnicy? Hmm... - Spojrzała na strażniczkę która stała przy siedzibie i drzemała w najlepsze.
- Votris! - Krzyknęła głośno w stronę strażniki budząc ją momentalnie.
Strażniczka wzdrygnął się i przeciągnął szybko.
- Czeeeegooo... - odparł automatycznie ziewającym głosem - w tym momencie zauważył do kogo się zwraca.
- Pani Kapitan! - Wyprężył się Pirat po czym stanął na baczność starając się nie ziewnąć ponownie.
- Eh... To tak się drzemie pilnując domu szanownego Lleidolfa? Nie po to płaci nam za ochronę i tą posiadłość, żeby jakiś partacz spał mu na płocie! - machnęła ręką porywcza Kapitan.
- Tajest pani Kapitan, warta całą noc i dzień czujna!
Evvie lekko zachichotała a Gnom zamlaskał drwiąco.
- Mamy problem Votris! - zwróciła się Raell do strażniczki. - Dzieciaki nam giną z ulic!



- A no słyszałem, słyszałem... - podrapała się strażniczka po policzku - doszły mnie słuchy, że to nie jeden!
Kapitan pobladła na te wieści, Evvie głucho zajęczała a Gnom zaskrzeczał głośno i nerwowo.
- Jak to wiele? Mów wszystko co wiesz!
- A no... - kontynuował strażnik - podobno nie tylko tu u nas, ale też i w Skara Brae!
Raell starając się ogarnąć w głowie informacje, które właśnie otrzymała, przedreptywała z miejsca na miejsce. W tym momencie z nienacka pojawił się  przyjaciel Kapitan, siwy wędrowiec Lestan.
- Oh jesteś... Dobrze. Potrzebuję porady mędrca - zachichotała delikatnie przedstawiając Lestana reszcie zebranym.



Po krótkiej dalszej rozmowie z Strażniczką, Lestanem, Evvie i Baltazarem, Raell zwróciła się ponownie do Tolbeda, niemrawego mężczyzny.
- Tutaj mieszkasz i tutaj Ci zaginął chłopak?
- E... Tak! - potwierdził mężczyzna.
- Zaraz zaraz! - Przerwała stanowczo Vortis, Strażniczka - Tutaj? Nie ma mowy! Przeca to je ten włóczęga pijak zasrany co nam tutaj tylko problemów robi! Gdzie on tutaj niby mieszka, jak on każde pieniądze przepija!
Kapitan bez wahania ruszyła w stronę Tolbeda, który w tym momencie kończył łyka spirytusu, złapała go za fraki i zdzieliła porządnie przez łeb.
Reszta zgromadzonych wybałuszyła oczy a gnom ochoczo zaklaskał w dłonie.
- Auuhh! - Zajęczał meżczyzna.
- Żwawa ta nasza pani Władczyni... - powiedział pod nosem i nie ukrywanym uśmiechem Lestan.
- Mów prawdę pijaczyno bo uduszę! - warknęła ponownie na Tolbeda.
- Aaalle... Ja nic...
- Jego dzieciak niby zaginął? - znowu do rozmowy włączyła się Strażniczka. - Przeca on ma ich całą gromadę i wykorzystuje do pracy. To jego woły robocze, nie dziwne że jaki zwiał. A nawet jak porwali, to ma lepiej niż u niego pewno, o!
Kapitan jak stała, tak zdzieliła ponownie Tolbeda. Mężczyzna aż ugiął nogi pod impetem, po czym w panice i lekkim oszołomieniu odbiegł w stronę lasu.
- Eh... Dość mam... Nic. Vortis, mów co wiesz. - obróciła się spowrotem na piecie, w kierunku Pirata.
- No... Podobno dzieciak z portu u nas zaginął. Szkutnik widział zdarzenie!
- Idziemy do portu! - Raell niezwłocznie ruszyła w kierunku mostu łączącego dzielnice i przedmieście wykonując ponaglający gest do towarzyszy.
Evvie ciągle notując i rysując ledwo nadążała za grupą. Drużyna, bo tak chyba już ją można nazwać, dotarła do portu i momentalnie "rzuciła" się na szkutnika.
Szkutnik choć niezdecydowany i bujający w zeznaniach, opowiedział co widział w najlepszy sposób w jaki mógł to z siebie wydusić.
- I jak do tego doszło? - kontynuuje przesłuchanie Raell, przechodząc do sedna.
- Noo.. W nocy, ja żem szczał. No i tak, no. Przypłyneli  tu to łajbą, ale mówię wielmożnej, że taka brzyyydka ta łajba. Aż serce mnie zabolało! No i ten dzieciak tutaj o moczył nogi, przy tej ładnej łąjbie, no bo wiecie waszmości zebrani, to moja robota jest, jedyne 60 tysięcy złotych monet kosztuje - podekscytowany Szkutnik mimo trudności w powstrzymaniu ekscytacji swoim zawodem, starał się opowiedzieć czego był świadkiem.
- No a ilu ich było? Jak wyglądali? - zniecierpliwiona Kapitan starała się ponaglać Szkutnika w zeznaniach podczas gdy artystka rysowała wszystko zawzięcie.



- No jeden taki barczysty. Bary jak u niedźwiedzia! A drugi to taki chudy i wysoki, w Todze był. Mag jaki czy co. Bo rzucił takiego czara na tego dzieciaka, że ten dziecior normalnie jak stał, tak się zatrzymał i dalej nie ruszył nawet lewym butem. Podleciał ten barczysty, hyc na głowę worek i na łódkę małego. Zanim cokolwiek zdążyłem zrobić, to już odpływali we mgle znikając mi z oczu! - kręci głową Szkutnik.
- A! To lubią dzieciaki w porcie! Tak! - wykrzeczał Gnom.
- Ciekawe... Hm... - Kapitan obróciła się w stronę morza oglądając szczyt portu i horyzont. - Dokąd mogli odpłynąć...
- A to może Baltazar zrobi podstęp i się za dzieciora przebierze! - Wyskoczył z szaloną propozycją Gnom. - Tylko ubrań ni ma!
Towarzystwo spojrzało po sobie, jak by lekko ukrywając fakt, że spodobał im się ten pomysł.
- No nie wiem... - rzekła Evvie odrywajac się od szkicowania - To niebezpieczne mości Gnomie.
Baltazar dumnie wypiął kurzą klatkę, zamlaskał.
- A może to nie głupie... - Zamamrotał pod nosem Lestan.
- Pewni Gnomie jesteście? - Skrzywiła usta Kapitan - Nie wiem czy to dobry pomysł tak się narażać...
- Tak, tak! Oni pomyślą, żem dziecior a ja będę tutaj hyc pod przykrywką przebrany!
- Dobrze... Niech będzie, trzeba obmyślić dobry plan. Nie możęmy sobie pozwolić na amatorkę. - rzuciła wzrokiem po towarzyszach Władczyni.
- A jak porwą nam Baltazara i odpłyną a my nie zdążymy zareagować? - Zgrabnie zauważyła ryzyko Evvie - Co wtedy?
- Co wtedy? - Raell lekko się uśmiechnęła - Bedziemy gonić...

c.d.n